sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 1


Chłodne powietrze owiało jej twarz ,cicho westchnęła i zarzuciła na głowę kaptur. Jak to się stało? Przecież to graniczy z cudem żeby się włamać do świątyni… Dobra ,z jej szczęściem to jednak jest możliwe. No ale czemu akurat do jej pokoju? I czemu zabrał tylko jej miecz? Yhh…dobra ,powinna przestać się nad tym zastanawiać i go gonić ,jeżeli Rycerzyk się dowie to chyba ją udusi. Pobiegła za znikającą już za rogiem ciemną postacią. Czemu kiedy uciekał z jej pokoju wydawało jej się ,że zobaczyła skrzydła? Pewnie to po prostu przez wyrwanie jej ze snu. Która to godzina? Druga w nocy ,może trzecia ,jutro tak czy siak będzie miała przerąbane. Na ulicach nie było już zbyt wielu osób ,lepiej dla niej. Przyśpieszyła ,skręciła w boczną uliczkę i pobiegła dalej za złodziejem. Wbiegli w ślepy zaułek ,wygrała ,zaraz go złapie. Zatrzymał się kiedy droga ucieczki została zakończona ścianą. Dobiegła do niego i uśmiechnęła się chytrze. Dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć ,twarz chował pod ciemnym kapturem ,był w całości ubrany na czarno ,dostrzegła jedynie lekki błysk niebieskich oczu i pojedynczy kosmyk ciemnych włosów.
-Kim ty jesteś i czego ode mnie chcesz?-syknęła podejrzliwie.
Nie odpowiedział tylko lekko się poruszył. A co jeżeli ją teraz zaatakuje? Z tego wszystkiego zapomniała drugiego miecza. Ale nie zaatakował tylko z niesamowitą prędkością wyskoczył w górę i z zaskakującą zręcznością uczepił się ściany tylko po to ,żeby zeskoczyć kilka metrów za jej plecami i znowu uciec. Warknęła cicho z irytacji i pobiegła za nim. Jakim cudem on tak szybko biega? I czemu nie może go wyczuć w Mocy? Ledwie zauważyła kiedy wskoczył na chodnik na poziomie niżej. Jak on to robi? Zeskoczyła za nim. Oczywiście musiała się potknąć ,bo jakby inaczej ,przecież ona zawsze ma pecha. Szybko złapała równowagę i rzuciła się biegiem za nim ,już znikał za budynkiem kilkaset metrów przed nią. Jęknęła z irytacji starając się go dogonić. Czemu to zawsze musi być ona? Zawsze się w coś wpakuje ,nawet kiedy nic nie robi. Zaskakiwał ją nagły brak ludzi na ulicach ,przecież obojętnie co się dzieje na Coruscant nigdy nie zasypia a tu nagle nie było ani jednej żywej duszy poza nią i złodziejem. Słyszała echo swoich kroków odbijające się od ścian budynków. Skręciła w uliczkę ,do której wbiegł ale jego już tam nie było.
-Stang!-wrzasnęła z irytacji.
Anakin ją zabije ,to jest pewne. Czemu zawsze jej się przytrafiają takie rzeczy!? Wtedy usłyszała echo dalekich kroków. Może nie wszystko stracone. Pobiegła zdając się jedynie na swój słuch. Już prawie go ma. Znowu zauważyła ciemny zarys postaci ,akurat znikał za rogiem. Tym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Pobiegła dalej starając się nadrobić dzielącą ich odległość ,ile go już goniła? Piętnaście minut? Pół godziny? Czuła się coraz bardziej zmęczona ,spała co najwyżej cztery godziny. Prawie go dogoniła ,prawie…zniknął za zakrętem. Powinna go zobaczyć jak tylko wbiegła w odpowiednią uliczkę ale za to wybiegła na placu o kształcie sześciokąta ,jego nigdzie nie było. Została sama na pustym placu ,po złodzieju nie było żadnego śladu ,zapadła głucha cisza przerywana jedynie szumem fontanny wybudowanej na środku placu ,cicho westchnęła i usiadła na jej okrągłym brzegu chowając twarz w dłoniach.
-Już po mnie…-szepnęła do siebie.
Otuliła się mocniej płaszczem ,który w pośpiechu zarzuciła na ramiona ,było wyjątkowo chłodno. Będzie musiała powiedzieć o wszystkim Anakinowi. Jak łatwo dała się okraść ,wykiwać i straciła miecz świetlny ,po prostu cudownie! Co on sobie o niej pomyśli? Powinna przestać wpadać tak łatwo w kłopoty ,przecież nie jest już tą nierozgarniętą ,zagubioną dziewczynką z Christopsis! Od tego miną już trochę ponad rok a ona nadal robiła głupie błędy! Zawsze się starała żeby był z niej dumny ,zawsze. Jasne ,często pyskowała ale to przez to ,że czasami nie traktował jej poważnie ,albo żeby się z nim podroczyć a on dobrze o tym wiedział. Tylko ,że prawie zawsze zdarzało jej się wpadać w kłopoty albo popełniać głupie błędy. Obojętnie jak się starała ,zawsze coś się stało ,potknęła się na treningu ,prawie dała się odstrzelić podczas bitwy ,nie posłuchała rozkazu… Starała się poprawiać jak tylko mogła ,ale nigdy do końca jej nie wychodziło ,czasem była po prostu zbyt bezczelna albo zbytnio się rozpraszała ,to były jej największe wady. Westchnęła cicho i rozejrzała się dookoła. Powinna wracać do świątyni ,jest środek nocy a ona siedzi gdzieś w mieście i użala się nad sobą… Coś zabłyszczało jakiś metr dalej na brzegu fontanny. Zaintrygowana podeszła tam i…nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej miecz ,leżał tam ,tak po prostu a pod nim była jeszcze mała ,biała karteczka. Niepewnie podniosła miecz i przyczepiła do pasa ,a karteczkę wzięła do ręki i rzuciła na nią okiem ,wyglądało na to ,że ktoś to pisał na kolanie ,na szybko ,ale to co ją najbardziej zaskoczyło było pismo ,dziwne podobne do jej pisma.
  
Wybacz ,że cię obudziłem ,że sprawiłem kłopoty ,musiałem cię zobaczyć a to był jedyny sposób. Uważaj na siebie i pamiętaj ,nigdy nie będziesz sama…
                                                                                                                                   A.
Zamrugała kilka razy z zaskoczenia. Kraść jej miecz tylko żeby ją zobaczyć? To kompletnie bez sensu. Poza tym „nigdy nie będziesz sama” ,co to miało znaczyć? I co to był za „A.” ,nie miała pojęcia…a może powinna to wiedzieć? Chyba nie myślała już jasno ,powinna się przespać i później o tym pomyśleć. Jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem okolicę ,nikt się nie pojawił ,westchnęła z rezygnacją i jak najkrótszą drogą wróciła do świątyni. Kiedy piętnaście minut później wczołgała się do łóżka i nakryła kołdrą nadal miałam w głowie ten liścik. Kto to mógł być? Po co chciał ją zobaczyć? I czy nie mógł zrobić tego w normalniejszy sposób? Zasnęła zanim się obejrzała ,przytulona do poduszki i całkowicie zakryta kołdrą.
*Carter*
Kryjąc się po ciemnych zaułkach i przebiegając między nimi wtapiając się w cienie szedł za nią. Nie musiał tego robić ,wiedział ,że sobie sama poradzi ,jednak odczuwał potrzebę pójścia za nią. Na szczęście nie mogła go wyczuć ,nikt nie mógł jeżeli on sam tego nie chciał. Zatrzymał się dopiero kiedy zobaczył ,że weszła do świątyni. Miał małe wyrzuty sumienia bo trochę ją nastraszył ,ale musiał to zrobić ,chociażby dla tych paru sekund podczas których miał okazję popatrzyć na jej twarz. Tak się zmieniła przez te kilka lat ,nadal pamiętał ją o wiele młodszą. Nie widział jej już prawie rok ,musiał zrobić. Obiecywał ją chronić do czasu aż zostanie padawanem a teraz sam w to nie wierzył. Ile razy nie pozwolił jej spaść z dachu ,złamać nogi albo skręcić kostki? Sam nie wiedział ,nie liczył tego ,robił to dla niej. Ona nie wiedziała o jego istnieniu i może tak było lepiej dla niej…
-No hej. W końcu cię znalazłam.-z nikąd obok niego pojawiła się ubrana na biało ,dziewczyna o fioletowych ,prostych włosach.
Zdziwiłby się ,gdyby jej nie znał od lat. Taki miała nawyk ,pojawiała się z nikąd i znikała kiedy jej się podobało.
-Ciebie też miło widzieć Hazel.-powiedział spokojnie wpychając dłonie do kieszeni czarnych spodni.
-Gdzie się włóczyłeś?-spytała bez żadnego wstępu jak to ona.
-Nie ważne…-mrukną zapatrując się w świątynię Jedi a dokładnie w jedno z okien ,nikt normalny by nie zobaczył go z takiej odległości…ale on nie był w całości normalny.
-Sprawdzałeś czy jeszcze żyje…-stwierdziła Hazel jakby to było coś oczywistego.
-Obiecywałem ,że…-zaczął.
-Ale to już minęło Carter ,ty po prostu się o nią martwisz.
-Co w tym złego?
-Nic ,ale musisz zrozumieć ,że może już jej nie zobaczysz ,nikt nie powiedział ,że kiedyś się poznacie…
-Ja już ją znam ,nie wiesz wszystkiego Hazel.
-Wiem ,ale ona…Carter ,zrozum w końcu ,obojętnie co się stanie ,nie masz na to zbyt wielkiego wpływu…
Potrząsnął lekko głową i cicho westchnął. Mógł mieć tylko nadzieję ,że ona sobie coś przypomni. Specjalnie podpisał się jako „A” ,może coś jej się rozjaśni. Wątpił w to ,ostatnim razem kiedy używał prawdziwego imienia miała trzy lata… A może Hazel ma rację? Może powinien zająć się sobą ,poczekać na to ,co się stanie… Popatrzył na przyjaciółkę i dał jej znak głową. Razem zniknęli gdzieś w cieniu i już nikt ich nie widział…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sama siebie zaskoczyłam =D Może dziwnie wyszedł ten pierwszy rozdział ,trochę mi dzisiaj mózg nie kontaktuje ,wszystko przez nowy odcinek TCW ,czy tylko ja chcę potraktować Tarkina porządnym zestawem tortur? xD No ale odcinek nieźle mi w głowie poprzewracał czego skutki mogą być widoczne do przyszłego tygodnia =P. Postaram się szybko pisać nn ,o ile nie zamarznę na rekolekcjach ,próbach do bierzmowania i samym bierzmowaniu.
PS. Miało być w pierwszej osobie ale Wika mnie przekonała do trzeciej ,zobaczę co z tego wyjdzie.    

1 komentarz:

  1. Zaczyna się... xDD
    Anakin jej nie zabije. :C Bu. Nie będzie kłótni. :< Rozdział jest ciekawy, znowu gubisz "ł". Ciekawi mnie o co chodziło... Nienawidzę cię chamie, za to, że nie powiesz mi co dalej.
    Pisz szybciej, będę męczyć. ^^ Annie. ♥ <3
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń