czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 43

Dźwięk ścierających się mieczy świetlnych i śmiech wypełniał salę treningową. Przez okna wpadało światło zachodzącego słońca oświetlając pomieszczenie na pomarańczowo. Dwójka padawanów - brązowowłosy chłopak i Togrutanka - walczyli treningowymi mieczami co chwila wybuchając śmiechem. Ich miecze się skrzyżowały, zielona klinga i niebieska, tylko one ich od siebie oddzielały.
- Poddajesz się? - zapytał Chase patrząc Ahsoce prosto w oczy. Dziewczyna przez chwilę sprawiała wrażenie zmieszanej i zdezorientowanej. Zrobiła niewinną minę i stanęła na placach zbliżając się do niego, jakby zapomniała o mieczach. Chłopak uśmiechnął się i pochylił nad nią pomagając jej zmniejszyć odległość między nimi. Oboje opuścili broń. Byli coraz bliżej siebie. Ahsoka położyła dłoń na dłoni Chase'a. Jej palce musnęły chłodną rękojeść jego miecza. Uśmiechnął się łobuzersko i położył dłoń  na jej biodrze. Zamknął oczy i zaczął się pochylać. Togrutanka uśmiechnęła się pod nosem. Dokładnie o to jej chodziło. Chase myślał, że już jest po walce. Jej wolna dłoń zacisnęła się na jego broni i szybko mu ją wyrwała. Jednym ruchem odepchnęła go na odległość miecza przykładając mu jedno ostrze pod brodą a drugie przy karku.
- Osz ty mała. - wymruczał nie kryjąc zaskoczenia.
- Co? Chasie myślał, że będę grzeczną dziewczynką? - odpowiedziała niewinnym głosem. Uśmiechała się przy tym złośliwie a oczy błyszczały jej tryumfalnie.
- Jakbyś ty była grzeczna to ja byłbym mistrzem Yodą. - odparł chłopak pokazując jej język - Bardziej mnie dziwi, że celujesz w głowę a nie w krocze. - dodał. Ahsoka wywróciła oczami robiąc krok w przód.
- Co ty sugerujesz? - uniosła brew a jej mina mówiła wyraźnie, że wystarczył jeden fałszywy ruch i już będzie miał przerąbane. Mimo to uśmiechnął się i popatrzył dziewczynie prosto w oczy. Ile to już minęło od kiedy byli parą? Miesiąc? Chyba mniej więcej tyle. I cały ten czas jakimś cudem żadne z nich nie musiało nigdzie lecieć, najwyżej wysyłano ich gdzieś w obrębie Coruscant. Przyjemny przypadek. Oczywiście jak to wielokrotnie zaznaczali ich nieświadomi, ale podejrzliwi mistrzowie, oni byli nienormalni, więc ich związek też taki był. Czy coś się zmieniło? Poza niektórymi przyzwyczajeniami - niewiele. Dalej potrafili tłuc się o głupoty, byli dla siebie złośliwi. Żadne z nich nie miało zielonego pojęcia o związkach, te uroki wychowywania się wśród Jedi, ale tak chyba było lepiej, nie mieli tylu problemów ani wyobrażeń o idealnym związku.
- Och nic takiego, tylko tyle, że dzisiaj rano obudziłem się z twoją ręką w spodniach. - odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
- Co?! - Ahsoka prawie upuściła miecze. Paski na jej głowoogonach przybrały ciemniejsze barwy co było równoznaczne z rumieńcem. - Ja.. ja wcale nie... - zająknęła się. No przecież ona nic nie zrobiła! Nie pamiętała żeby w ogóle jej ręce zbliżały się do jego spodni! Może po prostu przez sen tak samo wyszło...
- Och ależ tak kochanie, przez sen próbowałaś mnie przelecieć. - wykorzystał sytuację i odsunął od swojej szyi jej miecz, tym z tyłu zajmie się później. Nie kłamał, rano naprawdę tak było. Obudził się a jego genialna dziewczyna najspokojniej w świecie spała wtulona w jego koszulkę, którą uprzednio mu ukradła, a jej lewa dłoń znajdowała się prawie w jego bokserkach.
- Wcale nie! Ja... pewnie... Ja nic nie wiem! - próbowała się wybronić. Opuściła obie ręce i wyłączyła miecze. Podszedł bliżej zmuszając ją do cofnięcia się pod ścianę.
- Wcale tak mój mały, kradnący ubrania zboku. - powiedział przytrzymując ją za nadgarstki.
- Wcale nie kradnę ci ubrań. - mruknęła uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Poważnie? A kto ostatnio zwiał z moją bluzką wrzeszcząc, że jej nie odda? Już u sroki znajdę mniej błyskotek niż u ciebie mojej własności. - zaśmiał się. Taka była prawda. Ahsoka zawsze była uzależniona od okradania go, wcześniej ograniczała się do datapada, komunikatora bądź miecza, który i tak później odzyskiwał, ale ostatnio jej głównym życiowym celem stało się przywłaszczenie sobie przynajmniej połowy jego ubrań. I oczywiście zgrywała niewiniątko.
- To proszę, przejdź się do jakiejś i przy okazji zwiń trochę błyskotek, sprzedasz je i będzie cię w końcu stać na kupienie... czegokolwiek. - odpowiedziała pokazując mu język.
- Nie dość, że sama kradniesz to jeszcze mnie namawiasz, może mam powiedzieć mistrzowi Skywalkerowi jak haniebnie się zachowujesz? - przyparł ją do ściany, ale ona nie protestowała.
- To ja powiem mistrzowi Ozin o kilku twoich przewinieniach. - odpowiedziała spoglądając na niego wyzywająco.
- No ciekawe o jakich. - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie powiem bo będziesz mógł przygotować się do obrony. - zadarła głowę żeby spojrzeć mu w twarz.
- Ha! Skoro nie chcesz powiedzieć to blefujesz. - stwierdził.
- Nie blefuję.
- Więc mów!
- Nie!
- Tak!
- Bo co? - wypięła pierś jakby to miało go nastraszyć. Tak, szpanowanie cyckami miało go przerazić. Nie odpowiedział jej. Złapał ją mocno i zaczął łaskotać. Ahsoka zaczęła się śmiać i drzeć, że go udusi. Nie zwracał na to uwagi. Kiedy zaczęła się wierzgać oboje się przewrócili i zaczęli turlać po podłodze sali. Już jej nie łaskotał. Oboje się siłowali, raz ona była na górze a raz on. Oczywiście nie narzekał na żadną z tych pozycji, chociaż wlałby żeby jego dziewczyna nie przyciskała go do podłoża. Tym sposobem wyczyścili podłogę w całej sali. Przez dłuższą chwilę znajdował się nad nią. Przytrzymał jej ręce i "usiadł" na nogach. Pochylił się z tryumfalnym uśmiechem.
- I co teraz? Mogę zrobić co chcę. - szepnął jej "do ucha" (nie wiem jak się w takich sytuacjach wyrażać, ta mała cholera mnie trolluje .__. ~Lucy/Des). Obróciła głowę w bok i popatrzyła mu w oczy. Tak, to była jej główna broń, te duże, niebieskie oczy, które umiały zrobić w trąbę dosłownie każdego! Nie mógł się powstrzymać i pocałował ją. Naprawdę nic nie zamierzał, ale po chwili już miał pusto w głowie. Puścił jej ręce co od razu wykorzystała i złapała go za koszulkę. Pogłaskał ją po boku co wywołało u niej przyjemny dreszcz. Oczywiście nie pomyślał! W jednej chwili przetoczyła się nad niego przerywając pocałunek. Przysiadła na jego klacie z uśmieszkiem. Mocą przyciągnęła jeden z mieczy i przyłożyła mu go do gardła.
- Ej...! - sapnął zaskoczony.
- Na przyszłość pamiętaj, że przed przystawianiem się do mnie należy zaznaczyć, że skończyliśmy walczyć. - odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem. Odwzajemnił go.
- Dobra, poddaję się cwaniaku. A teraz mógłbym w końcu się do ciebie zbliżyć bez ryzyka obicia dupy? - zapytał z miną szczeniaka proszącego o nagrodę.
- A nie wystarczy ci, że jestem tak blisko? - odpowiedziała pytaniem lekko się pochylając.
- Emm...- mruknął próbując się skupić - Dalej pozostaje kwestia miecza przy moim gardle... Było by miło gdybyś pozwoliła... - nie dokończył bo drzwi do sali otworzyły się a do środka wszedł nie kto inny jak facet, przez którego Ahsoka umiała zdecydowanie za dużo... przynajmniej w kwestii kombinowania. Togrutanka uniosła głowę nadal przytrzymując drugiego padawana przy podłożu. Anakin bezceremonialnie oparł się o framugę i przyglądał się im z rozbawieniem.
- Co? - zapytała dziewczyna widząc minę Skywalkera.
- Nic Smarku, zupełnie nic. Ale muszę zapytać: skoro już musisz rzucać chłopakami o podłogę to mogłabyś nie robić tego w tak dwuznacznych pozach? Chyba, że o czymś nie wiem. - odpowiedział.
- Hę? Ale... O czym masz nie wiedzieć? To, że umiem załatwić Chase'a...
- Hej! - zaprotestował chłopak.
- ...wiedzą wszyscy. - dokończyła.
- No nie wiem, dalej jestem przekonany, że coś ukrywacie. A skoro zastaję was w takiej pozycji... - wzruszył ramionami.
- Tak, pewnie, będę się pieprzyć z moim przyjacielem na sali treningowej! To takie logiczne. - wywróciła oczami wstając - Czemu nagle postanowiłeś być o tej porze obecny? Ostatnio ciągle gdzieś łazisz po nocach... no z resztą zawsze to robisz. - dodała kierując się w jego stronę.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że tak ci przeszkadzam.
- Tego nie powiedziałam! Tylko zaznaczyłam jak jest... Więc?
- Misja na niższych poziomach, czyli masz się ruszyć i za dziesięć minut widzę cię gotową przed moim pokojem. - odpowiedział wychodząc z sali.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, jutro na 8 a ja tu siedzę i piszę. A olać historię, mam gdzieś Lenina, Stalina i innych trupów! Także...Dochodzę do wniosku, że w spodniach Chase'a musiała być niezła impreza (sorka, ledwie myślę xD) No i Wika mnie zjedzie lalala... NO O ILE RACZY OLAĆ NA TROCHĘ ASKA, ROMEA I JULIĘ I ZNAJDZIE CZAS NA MOJĄ GŁUPOTĘ! Dobranoc!
~Lucy/Des

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 42

Niebo było granatowe, ciemne jakby ktoś nad nimi rozlał atrament. Światła miasta rozświetlały większą część przestrzeni przed nimi. Alejka, na której się spotkali była szeroka, oświetlona latarniami. W połączeniu z ciemnym niebem wyglądało to prawie magiczne, jakby światło było złotym pyłem. Chase pociągnął Ahsokę za nadgarstek w stronę pomniku stojącego kilka metrów dalej. Na stopniach siedziała grupka padawanów mających nie mniej niż piętnaście lat, ale nie mieli też więcej niż dziewiętnaście. Było ich około dziesięciu. Ahsoka zauważyła, że na przedzie siedzi blondwłosa dziewczyna trzymająca coś w dłoniach, a zaraz obok niej chłopak o ciemnobrązowych, trochę nastroszonych w włosach. Zanim zauważyła byli już otoczeni przez wszystkich znajomych. Lou wyciągnęła w jej stronę dłonie, na których leżała czekoladowa babeczka z niebieską świeczką pośrodku. Ktoś zapalił mały płomyk na jej czubku i wszyscy zaczęli jej śpiewać "sto lat". Poczuła, że się rumieni. Nigdy nie wiedziała co robić w takich sytuacjach. Spuściła wzrok na swoje buty. Chase szturchnął ją łokciem i uśmiechnął się.
- Pomyśl życzenie. - szepnął. Uniosła głowę. Lou stała przed nią. Togrutanka zamknęła oczy i zdmuchnęła świeczkę. Oczywiście jej genialni znajomi nie dali jej nawet kilku minut na zorientowanie się w sytuacji. Chwycili ją za ramiona i pociągnęli za sobą przekrzykując się w propozycjach, gdzie mają ją zabrać.
***
Wracanie wentylacją do Świątyni po pierwszej nad ranem, kiedy większość z nich była chociaż minimalnie wstawiona nie było najłatwiejszym zadaniem. Oczywiście nie było niewykonalne, ale jednak stanowiło pewne wyzwanie. Gdyby tylko któryś z ich mistrzów się dowiedział... Oj nie mieli by lekko. Uczepiła się nogawki Chase'a i szła dalej. W głowie przyjemnie jej szumiało i nie bardzo wiedziała co się wcześniej działo. Wyszli z wentylacji w pobliżu jej pokoju. Większość padawanów pożegnała się i wróciła do swoich pokoi (no, chyba, że o czymś nie wiedziała), została jedynie z Chasem. Chłopak uśmiechnął się do niej łobuzersko. Rozejrzał się i bez ostrzeżenia podniósł ją. 
- Hej! - zaśmiała się Ahsoka.
- No co? Moja mała Soka nie będzie sama leźć do łóżka bo się zgubi. - powiedział otwierając drzwi do pokoju. 
- Chase... jesteś pijany. - dziewczyna zaczęła się niekontrolowanie śmiać.
- I kto to mówi? - odpowiedział wchodząc do pomieszczenia.
- Ahsoka Tano, najbardziej wkurwiająca istota na świecie. - uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Oj weź już nie pieprz. - Chase wywrócił oczami kładąc ją na łóżku.
- Pieprzyć? Co ty, chcesz się pieprzyć?! - przewróciła się na bok i po chwili usiadła po turecku na środku łóżka. 
- Ty masz nie pieprzyć głupot zboku. - jego epicki face palm jeszcze bardziej ją rozbawił - Chyba, że coś sugerujesz? - dodał pochylając się nad nią. Popatrzyła mu w oczy przechylając głowę na bok. Czy coś sugerowała? Nie... nie teraz... Czy ona o Tym myślała?! Chwila... Ej, czemu jej wzrok powędrował niżej?! A może ona naprawdę jest zboczona?! Eee...nie, chyba tylko trochę pijana. Oj, dobrze, że Anakina tu nie ma. Ale...Chase naprawdę chciał...? Nie, on chyba też słabo kontaktował.
- Ja nic nie sugeruję. - pokazała mu język. 
- Mhm... - mruknął głaszcząc ją po policzku. Wyciągnęła ręce w górę i oparła je na jego szyi. Chase pochylił się i pocałował ją. Ahsoka odwzajemniła gest przyciągając chłopaka bliżej siebie co poskutkowało przewróceniem się obojga na łóżko. Chłopak wylądował nad nią.
- Ty chyba naprawdę chcesz mnie zaciągnąć do łóżka. - zaśmiał się. 
- Nie ja... Yh to wina grawitacji a nie moja! - próbowała się wybronić.
- No pewnie, ona jest taaaaka zła. - Chase pokazał jej język.
- Noo...ja ci tu na poważnie a ty się ze mnie nabijasz. - strzeliła udawanego focha. Chłopak wstał z niej i usiadł obok chwytając jej dłoń w swoją. 
- Nie nabijam się. - powiedział całując ją w policzek. Popatrzyła na niego. Powieki zaczynały jej ciążyć. Spróbowała stłumić ziewnięcie, ale nie potrafiła. Chase zaśmiał się i pogłaskał ją po czole.
- Idź spać. - szepnął. Nie odpowiedziała mu, już spała trzymając jego dłoń w swojej. Chłopak uśmiechnął się i nakrył ją kocem. Później udało mu się wyswobodzić jego dłoń z jej. Pocałował ją w czoło i po cichu wyszedł z pokoju. 
***
Rano obudziła się z niejasnym poczuciem, że nie ma zielonego pojęcia co robi w swoim pokoju. No zawsze spoko, teleportacja z... no sama nie wie skąd do jej pokoju. Chyba jednak woli nic więcej nie wiedzieć. Pierwsze przyjemne odkrycie: nic ją nie boli! Drugie: nic nie wskazuje na to, że zrobiła coś głupiego! Wzruszyła ramionami i ruszyła do łazienki się umyć i przebrać. Weszła pod prysznic i włączyła dopływ wody. Ciepły strumień zaczął spływać po jej ciele. Zamknęła oczy i odchyliła głowę w tył pogrążając się w swoich myślach. Nie zauważyła kiedy minęło pół godziny. Dopiero kiedy poczuła, że woda robi się chłodniejsza wróciło jej poczucie czasu. Zakręciła wodę i wyszła z kabiny prysznicowej. Owinęła się ręcznikiem i zaczęła wycierać. Szybko się ubrała i wróciła do swojego pokoju. Dochodziła już dziesiąta a Anakin jeszcze nie postanowił jej pomęczyć? Poooodejrzaneeeeee! Cicho westchnęła i usiadła na parapecie. Wyjrzała przez okno. Niebo było jasne, gdziekolwiek spojrzała jej wzrok padał na wysokie apartamentowce. Potem spojrzała na lśniącą kopułę senatu. Kilka metrów pod nią kilka osób włóczyło się w pobliżu świątyni, kawałek dalej ćwiczyła grupka młodzików. Usłyszała pukanie do drzwi. Już była pewna, że to nie jest jej mistrz, on nigdy nie pukał. Zeskoczyła z parapetu i poszła otworzyć drzwi. I co? Zastała wielką, pluszową pandę! Zrobiła wielkie oczy. Od kiedy to one umieją chodzić? I od kiedy przychodzą do niej?! Dopiero po chwili zauważyła znajome buty. 
- Rycerzyku? - zapytała patrząc na tą scenę z rozbawieniem. 
- Wszystkiego najlepszego, Smarkuś, obiecaj, że nigdy nie urośniesz! - krzyknął wesoło, odrzucając pandę na łózko. Popatrzyła na niego a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Kocham cię Rycerzyku! - zawołała rzucając się mu na szyję. Złapał ją zanim oboje zdążyli się przewrócić. 
- Skoro tak, to boję się co zrobisz jak zobaczysz resztę prezentu. - zaśmiał się Skywalker - I... ekhem... Ahsoka, dusisz mnie. - dodał. 
- Eee... przepraszam. - puściła go lekko się rumieniąc. 
- Nic się nie stało. - poklepał ją po głowie i wyciągnął coś z kieszeni - Odwróć się. - dodał. Ahsoka bez szemrania zrobiła o co prosił. Po chwili z jej szyi zwisał wisiorek w kształcie gwiazdki z małym zegarkiem pośrodku. Obróciła się znowu przodem do niego i uśmiechnęła się.
- Ten zegarek to dla tego, że mam nie rosnąć? - zapytała.
- Nie, dla tego, że ciągle się spóźniasz. - odpowiedział dając jej prztyczka w nos.
- Ej! Nie moja wina, że wdałam się w ciebie. - zaśmiała się. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pada śnieg! *o* Hahaha tag, u mnie pada <3 Pełno herosów na Asku awwwwww *o* Jestem sooooo happy! <3 Jeszcze tylko odwołanie jutro lekcji, ale na to nie ma co liczyć >.> Echhhh... No dobra, koniec marudzenia. Wan się żegna i "spada" :3
~Des/Lucy (>^.^<)

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 41

Czy ja ostatnio mówiłam o braku weny? Hahaha sorka za kłamstwo, nie przewidziałam, że pójdę do szkoły... No, wcale na jednej kartkówce nie obmyślałam gry wstępnej Percy'ego i Nico...wcale nie napisałam drugiego w karierze Yaoi i wcale nie przeglądałam tumblra <3 No starczy o tym jaką jestem świetną uczennicą...ok jeszcze jedno, dostała 4 z polskiego przy 30 pkt kiedy 4 dostawano od 32, kontrola umysłu opanowana do perfekcji ^.^ Ok, to już nie gadam :3
~~~
Jedyne o czym marzyła to składanie raportu wieczorem po powrocie z Shili w dniu jej szesnastych urodzin, o których wszyscy zapomnieli. Tak zwane szczęście naprawdę omijało ją szerokim łukiem. Nie żeby zależało jej na nie wiadomo czym, ale czy do cholery nie mogła się nawet wyspać?! A może tą senność wywoływała atmosfera w komnacie Rady. No oczywiście, kto by nie był śpiący w takim momencie?! Nienawidziła składania raportów, to było takie nudne i problematyczne... Jak ona ma spamiętać wszystko, co działo się na misji?! Nie byłoby tak źle gdyby to tylko Anakin musiał gadać, ale nieeee przecież ona też musi, w końcu tyle się działo kiedy nie byli razem. Ygh, czy naprawdę musi opowiadać o tym jak to jakaś jebnięta Sithanka skopała jej dupę po raz któryś? Naprawdę o niczym innym nie marzyła. Ooo Yoda znowu zaczął jakąś nawijkę po swojemu. Serio? Czy Wielki Mistrz nie powinien umieć mówić poprawnie tylko musi pierniczyć od tyłu?! Echhh ten wszechświat jest taki popieprzony. Czy za oknem przeleciał ptak? On na nią spojrzał! Ciekawe jak to jest być kotem i polować na takie ptaki? Tak bardzo chciałaby być kotem, spałaby, jadła i wszyscy by ją kochali. Czemu nie może zostać kotem? Miau? Miau? Co ona miała w jedzeniu i czemu nikt wcześniej jej tego nie dawał? Miau? O, ptak poleciał. O Anakin coś gada... Ej, ona ma już szesnaście lat! Kurde, starzeje się! Ona nie chce być stara! Nie chce być jak mistrz Kenobi! Eee...no dobra, ona nie będzie ruda! Hell Yeah, jeden problem mniej! Przynajmniej coś na plus! Wodziła nieprzytomnym wzrokiem po pomieszczeniu kontynuując swoje rozmyślania. Oczywiście nikt tego nie zauważył. Nikt nie zauważał jej jeżeli nie miała nic do powiedzenia (oczywiście za ich zgodą!) ani nic do zrobienia. Nanana jak powietrze! O, powietrzem też mogłaby być, byłaby niewidzialna, latałaby. I belive I can fly... No i coś tam coś tam. O tak, chciałaby latać, ale nie tak na statku, to należy do Anakina, ona chciałaby latać sama z siebie. Czemu nie może mieć skrzydeł? Czemu wszechświat jest wobec niej taki okrutny? Poruszyła łopatkami w nadziei, że coś między nimi wyczuje. Wydawało jej się to naturalne, jakby próbowała zamachać trzecią parą kończyn. Och naprawdę? Czy ona ma coś z głową?! Jeszcze pytasz? No pewnie, że masz! Pewnie przy porodzie upadłaś na łeb i masz babo Ahsokę! Tak, jej wewnętrzny głos był naprawdę wredny! Chyba powinna sobie z nim pogadać. Ooo Anakin chyba zakończył raport! Hell Yeah po raz drugi! Skłoniła się udając grzeczną uczennicę! Hahaha... Jeżeli ktoś w to uwierzy musi być naprawdę słabo poinformowany! Była raczej diabłem w ledwie rozumnym ciele. Ciekawe, że Anakina jeszcze aż tak bardzo nie wkurzyła. Chyba czas to naprawić... Wyszli już na korytarz. Do tej pory szła za Anakinem i była tak zamyślona w podłych knowaniach mających doprowadzić Wybrańca do załamania nerwowego, że nie zauważyła kiedy obiekt jej podłych planów (no dobra, może też jeden z obiektów jej... ekhem... pewnych uczuć) zatrzymał się. Wpadła na niego uderzając nosem w jego plecy.
- Smarku... - Skywalker stłumił śmiech. Dziewczyna mruknęła coś rozcierając sobie twarz. Czemu on musiał mieć takie twarde plecy? Obrócił się w jej stronę i uśmiechnął. - Już ci pada na oczy? - zapytał.
- Ale co mi pada na oczy? - zapytała przechylając głowę na bok.
- I skleroza? Cholera, naprawdę się starzejesz. - Dopiero teraz zrozumiała. Wcale nie zapomniał... Ej, i co ona teraz ma zrobić? Cholera...
- Skoro ja się starzeję to ty musisz spisać testament...a mistrz Kenobi chyba powinien już poszukać zakładu pogrzebowego. - stwierdziła opierając się o parapet. Oboje prze chwilę patrzyli na siebie wyzywająco po czym roześmiali się głośno. Anakin podszedł i przytulił ją. Uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk.
- Wszystkiego najlepszego mała. - powiedział głaszcząc ją po plecach.
- Mała? - zapytała unosząc brew. Tak, może była drobna, ale nie była już mała. Ostatnio trochę urosła i teraz jej czoło znajdowało się na wysokości jego szyi.
- Ej, nie ma tak, rogi się nie liczą. - odpowiedział pokazując jej język.
- Phi...robisz wszystko, żebym cię nie przerosła. - mruknęła.
- Nie, zabraniam ci rosnąć, mój mały Smarkuś nie może być dużym Smarkusiem.
- Rycerzyku... - Togrutanka zarumieniła się co dodawało jej niewinnego uroku - Ja zawsze będę twoim Smarkusiem, a ty zawsze będziesz moim Rycerzykiem, nie ważne ile urosnę czy ile będę miała lat. - powiedziała uśmiechając się. Rycerz Jedi mimowolnie również się uśmiechnął.
- A podobno tak mnie nie znosisz. - odpowiedział.
- No wiesz, czasami bywasz nieznośny, a ja jeszcze częściej, to chyba normalne nie? - uniosła wzrok na niego.
- Pewnie, pewnie... Ale wiesz, my tu gadamy, a ktoś na ciebie czeka. - wskazał głową na kogoś opierającego się o kolumnę na skrzyżowaniu korytarzy. Ahsoka spojrzała w tamtą stronę. Ktokolwiek to był maskował się w Mocy. Cwaniak... - Zobaczymy się jutro. - dodał i zostawił ją samą. Westchnęła i ruszyła w stronę tajemniczego ktośka. Szybko dotarła do kolumny, ale jego nie było. Rozejrzała się zdezorientowana. I wtedy poczuła jak ktoś obraca ją tyłem do ściany i przygważdża do ściany. Zanim się zorientowała poczuła jak ją całuje. Ale tym razem go rozpoznała. Chase! Co?! Jak?! Nieważne! Odwzajemniła pocałunek ledwie myśląc o czymś poza tym, że byli wyjątkowo blisko siebie. Chwila! Całuje się z najlepszym przyjacielem, tym razem na poważnie... A może... może jednak już wcale nie przyjacielem. Złapała go z tyłu głowy wplatając palce w jego włosy. Były takie przyjemne w dotyku. Po chwili odsunęli się od siebie. On pogłaskał jej policzek i uśmiechnął się.
- Przepraszam... może powinienem jakoś inaczej... ale tyle cię nie było i... - odezwał się. Odwzajemniła uśmiech. Trochę kręciło jej się w głowie. Czy naprawdę pierwszy raz, na poważnie się pocałowała? Bez udawania? I to z Chasem.
- Nie przepraszaj. - odpowiedziała prawie szeptem - Chyba tak było lepiej.
- Ale...chwila...ty...? - wydawał się naprawdę zdziwiony.
- A ty...? - wymamrotała.
- Tak, kocham cię! - wyrzucili z siebie równo tak szybko, jakby te słowa parzyły ich usta. Popatrzyli na siebie ze zdziwieniem. Szybko się otrząsnęli i po raz kolejny się pocałowali. Ahsoka naprawdę nie rozumiała czemu wcześniej tego nie wiedziała. Czemu dopiero ten pocałunek ją o tym uświadomił?
- Wszystkiego najlepszego. - powiedział Chase odsuwając się od niej.
- Dzięki. - wtuliła się w niego.
- Wiesz, nie wiedziałem, że jesteś taką przylepą. - zaśmiał się chłopak całując ją w czoło.
- Wolisz żebym znowu cię pobiła? - pokazał mu język.
- Eee...wolę przylepę, przylepa nie zostawia siniaków. - odpowiedział - No i wiesz, my tu tak stoimy a cała padawańska elita czeka na nas z imprezą...to znaczy imprezy jeszcze nie ma, ale zaraz jakąś się znajdzie. - dodał.
- Poważnie? Chase, naprawdę musieliście?
- Oj tam, za pół godziny będziesz o wiele bardziej zadowolona. Wszystko już załatwione, musimy tylko wyjść dopóki jeszcze nas wypuszczą, mamy pięć minut, trzeba się ruszyć.
Pobiegli do wyjścia ze świątyni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pomińmy fakt, że nie wiem czemu to robię, że przy pocałunku prawie napisałam "Percy" i "Nico" i wymyśliłam to na rachunkowości. Tag, czyli już chyba każdy wie, że tzw. "padawańska elita" będzie miała kaca a przynajmniej jej część ze słabszymi głowami, pozostaje pytanie kto ile wypije? xD I możecie sobie grozić, a już i tak wiem co chcę. Nanana, jedyna osoba, która umie mnie przekonać do zmiany zdania ma mnie w głębokim poważaniu, jeżeli wiecie o kogo chodzi to skargi kierujcie tam. Jestem wredna ^.^ Soł, soł, soł... NIE BĘDZIE Z TEGO DZIECI! Żadnych dzieci, nie po dzisiejszym zbiorowym "koncercie", którego doświadczyłam w autobusie X.X A poza tym mam pomysł na one - shota do pewnego kawałka, ale prawdopodobnie nie byłoby tylko SW, ponieważ niektóre fragmenty wpasowują mi się w Herosów, ale mogę spróbować, co wy na to? Pisać w komentarzach czy chcecie czy nie. Dobra, kończę. Do napisania.
~Lucy/Des (>^.^<)

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 40

Kiedy pojawili się w pałacu Ahsoka marzyła tylko o jednym - zniknąć, przestać istnieć, uciec. Nie miała pojęcia co się dzieje. Co chwila ktoś zadawał jakieś pytania, Zaa chyba ktoś zabrał, Anakin chyba odpowiadał, zanim się zorientowała wypchnął ją przed siebie i dalej coś mówił. Tylko nic do niej nie docierało. Nie miała nawet pojęcia jak ona sama się czuje. Jakby nie była świadoma swojego ciała. Potem pojawiła się jeszcze jej siostra. Przytuliła ją nawijając o czymś jak najęta. Potem zauważyła jej dłonie i pobladła. A Ahsoka stała zupełnie zdezorientowana, nieświadoma niczego, nawet własnego zmęczenia. Akeja powiedziała coś do Anakina a on pokiwał głową. Chwycił padawankę za ramiona i zaczął prowadzić ją do pokoju. Jej całe ciało było sztywne a ona otępiała. W głowie nadal miała obraz widm stojących nad nią z oskarżycielskimi wyrazami twarzy. "Zabijałaś, nienawidzisz, jesteś taka sama jak ja!" Powtarzała jak mantrę Mroczna Ahsoka. I ona wiedziała, że to jest prawda. I chociaż powtarzała sobie, że przecież to nie może być ona, nie potrafiła się przeciwstawić. A kiedy myślała o tym, że mogłaby przejść na Ciemną Stronę robiło jej się po prostu niedobrze. A może to nie przez to... Poczuła w gardle ciasny supeł. Nogi jej się zatrzęsły i upadła na kolana. Chciała się podeprzeć na dłoniach, ale kiedy tylko dotknęły podłoża poczuła jakby zapłonęły. Anakin pojawił się przed nią i przytrzymał ją.
- Ahsoka? - jego głos był dla niej odległy - Słyszysz mnie? - pomachał jej dłonią przed twarzą. Pokiwała głową bojąc się otworzyć usta. Co się jej stało? Wcześniej czuła się w miarę dobrze. I jeszcze to pieczenie pod powiekami... Co to jest? Momentami czuła się jakby znowu w rękach miała sithański artefakt. - Co ci jest? Wyglądasz jakbyś miała zemdleć. - powiedział Anakin. Uniosła głowę żeby na  niego spojrzeć. - Twoje oczy...są czerwone. - wyglądał na zupełnie zdezorientowanego.
- C-co...? Ja...to nic. - udało jej się wyjąkać. Miała wrażenie, że pod powiekami ma kwas, oczy strasznie ją piekły, a mruganie tylko pogarszało sytuację. Spróbowała wstać podpierając się o ścianę.
- Ahsoka, nie zachowuj się jak dziecko. - syknął Anakin. Zignorowała go. Może i czuła się źle, ale nie potrzebowała niańki, była tylko zmęczona, tak, to na pewno to. Musi się tylko wyspać. Zrobiła dwa małe kroki. Później wszystko zaszło mgłą i poczuła się jakby leciała w dół. Zanim upadła złapał ją Anakin. Popatrzyła na niego mętnym wzrokiem. Może jednak powinna przyznać mu rację.
- Czemu ty zawsze nie słuchasz? - westchnął Skywalker niosąc ją do pokoju. Uśmiechnęła się i wywróciła oczami.
- Chyba mnie tego nauczyłeś. - odpowiedziała cicho.
- Wcale nie, ja słucham, ale robię po swojemu. - wywrócił oczami jakby to było oczywiste.
- Taaak, gadaj sobie, ale dla mnie to nie ma żadnej różnicy. - udało jej się złośliwie uśmiechnąć.
- Może zamiast pyskować zaśniesz co? - mruknął nie mogąc znaleźć odpowiedzi na jej słowa.
- I tak zaraz ktoś mnie obudzi. - Naprawdę starała się nie zwracać uwagi na to, że ma pretekst żeby się do niego bezkarnie przytulać. Oparła głowę o jego ramię udając, że jest jej ciężko. Ale przecież to nie miało znaczenia, tak samo jak to, że przez chwilę się zapomniała i nie chciała go puścić kiedy kładł ją na łóżko. Oczywiście udała, że nie wie co się dzieje i wtuliła się w poduszkę. Myślała, że zaraz zaśnie, ale została bardzo skutecznie rozbudzona, chociaż Anakin chyba mógłby mieć wobec tego pewne obiekcje. Do pokoju wszedł młody, na oko dwudziestoletni chłopak. Nie była pewna czy to ze zmęczenia, czy naprawdę wyglądał jakby był mieszanką Togrutanina z człowiekiem. Miał kruczoczarne włosy, ciemne brązowe oczy, skórę lekko pomarańczową skórę i kilka białych oznaczeń. Słodko się do niej uśmiechnął...I wtedy napotkała spojrzenie Anakina. Wyraźnie z niego wyczytała przekaz "Jeżeli on ci się spodoba dostaniesz szlaban do końca świata i jeden dzień dłużej". Och, najchętniej dałaby mu teraz porządnego kopa. I co z tego, że jeszcze kilka minut temu cieszyła się jak głupia, że może się do niego przytulić? Phi, nie będzie jej traktował jak głupiutką dziewczynkę, która leci na każdego faceta. No, ale ten tu okaz płci męskiej był wyjątkowo słodki. Ale wcale jej się nie podobał! Był po prostu słodki i to trzeba było przyznać. Ej, chwila przerwy! Własnie się zorientowała, że od jakiegoś czasu Anakin z nim rozmawia! Chwila, co on powiedział? Zrozumiała fragment o studiach medycznych...Oj, słodki, przystojny lekarz? Zaczynała mu współczuć, dziewczyny nie dadzą mu spokoju. I znowu nie wie co się dzieje. Teraz połapała się, że był obok niej zdejmując z jej dłoni prowizoryczne opatrunki zrobione przez Anakina. Skrzywiła się kiedy zaczął oczyszczać skaleczenia i wyciągać z nich pozostałości po artefakcie. Ale musiała przyznać, że z każdym wyciągniętym fragmentem czuła się z lepiej. Zanim się obejrzała miała na dłoniach nowe bandaże i znowu była jedynie z Anakinem.
- Idź spać. - powiedział siadając na brzegu łóżka.
- Ty też... - odpowiedziała tłumiąc ziewnięcie.
- Nie chce mi się spać. - wywrócił oczami.
Ahsoka zrobiła karcącą minę i usiadła podpierając się na łokciach.
- Słuchaj mnie, mam głęboko w nosie co gada o tobie pół galaktyki, mam gdzieś czy jesteś Wybrańcem, generałem czy nawet moim mistrzem, nie udawaj, że nie jesteś zmęczony bo ja wiem, że tak naprawdę jesteś, więc przestań mi wciskać głupoty. - powiedziała patrząc na niego oskarżycielsko. Poczuł się jak skarcony pięciolatek. I żadne z nich nie wiedziało, czy drugie coś jeszcze powiedziało bo zasnęli.
***
Czuła zapach morza i kołysanie podłoża. Przed nią rozpościerała się niebieska, falująca tafla wody. Słońce było wysoko na błękitnym niebie i przyjemnie ją ogrzewało. Tylko czemu wszystko wydawało się większe? Czemu czuła, że stoi na czterech nogach, nie, na czterech łapach! Obróciła głowę i zobaczyła puszysty, rudy ogon. Chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła wydobył się tylko oburzony pisk. I nagle się zorientowała, że stoi na dziobie statku, tylko coś jej się nie zgadzało, nigdy nie była na TAKIM statku. Po pierwsze: był z drewna! Po drugie: nic na nim nie przypomniało jakiejkolwiek znanej jej rzeczy, chociaż tak naprawdę wiedziała do czego wszystko służy i jak się nazywa. Przyszła większa fala, woda prysnęła nad nią i na pokładzie powstała mała kałuża. Zręcznie zeskoczyła z balustrady i przejrzała się w wodzie. Myślała, że zaraz zwariuje. Nie była sobą. Była...była rudym lisem! Jej futro błyszczało w słońcu, miała wydłużony, smukły pysk i...uszy. To było dla niej najdziwniejsze, nigdy nie miała uszu i nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Jedynym znajomym elementem były duże, niebieskie oczy. Kolejna fala się rozprysła, kilka kropli wylądowało na jej nosie i kichnęła potrząsając głową. Nie była przyzwyczajona do takiego ciała więc przewróciła się. Nagle zrobiło się zimno a niebo z błękitnego zrobiło się ciemnogranatowe. Gdzieś na horyzoncie zauważyła błyskawice. Szybko stanęła na nogi i pobiegła znaleźć kogokolwiek. Zauważyła wysoką postać, która wyglądała dość znajomo chociaż nie potrafiła powiedzieć czemu. Stanęła na tylnych łapach i kilka razy szczeknęła (eee...no bo dalej nie wiemy co mówi lis nie? xD ~Lucy). Nie podziałało. Pojawiła się druga postać, również znajoma, na której widok zjeżył jej się ogon. Oboje zaczęli odchodzić. Pisnęła i złapała w zęby nogawkę spodni tej pierwszej osoby. Nic się nie zmieniło, tylko ciągnęli ją za sobą. Zaczęła szarpać i warczeć, ale to też nie pomagało. Próbowała dalej, ale nic jej nie wychodziło. W końcu została sama na pokładzie. Wiatr gwizdał w jej uszach, z niema leciał deszcz, słyszała grzmoty a błyskawice przecinały niebo. Bała się. Położyła się na pokładzie i nakryła głowę łapami. Ciemność wokół niej gęstniała, aż w końcu nie potrafiła zobaczyć czubka własnego nosa...
***
Obudziła się z dziwnym przeczuciem, że wyrósł jej ogon. A potem usłyszała głos Anakina.
- Przestań szczekać. - brzmiał jakby dopiero się obudził. Ale chwila, czemu słyszała go z podłogi. Wyjrzała za brzeg łóżka i zobaczyła Anakina siedzącego na podłodze. 
- Ale co się dzieje i czemu masz romans z podłogą? - zapytała zwieszając się głową w dół. 
- Szczekałaś i sama mnie tu skopałaś. - odpowiedział dając jej prztyczka w nos. Ahsoka zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. Jej wyraz twarzy przypominał mordkę zaskoczonego kociaka. Anakin zaśmiał się i wstał.
- Ja wcale nie szczekam... - mruknęła przewracając się na brzuch.
- Skoro nie wierzysz, to następnym razem cię nagram. 
- Następnym razem?! A ty co tak chętnie pchasz mi się do łóżka?! Nie stać cię na własne?! 
- Nie to miałem na myśli...A, i chyba przyda się wrócić skoro nie mamy nic do roboty. 
Wrócić?! No...szczerze to trochę jej się zapomniało jak wygląda jej pokój w świątyni. No i miała wolne od treningów! Nie żeby była leniwa, ale czasami przyda się odpocząć... No i znowu będzie słuchać zrzędzenia mistrzów. Z drugiej strony to jest pretekst do zwiania od jej rodziny i nie miała tu na myśli Akeji, ale podejrzewała, że niedługo może znowu spotkać się z rodzicami.
- A nie możemy zwiać na jakąś planetę na wakacje? - zapytała robiąc słodkie oczka. 
- Chciałabyś leniu. - zaśmiał się. Sam chciałby odpocząć, ale pomysł Ahsoki nie bardzo by mu odpowiadał. Chciał wrócić do domu, nie do Świątyni Jedi, ale do Padme. Z każdą chwilą tęsknił za nią coraz bardziej. Jedyne, o czym teraz marzył, to znowu ją przytulić, poczuć jej zapach. 
- MÓWIĘ DO CIEBIE! - wydarła się Ahsoka a po chwili w jego twarz uderzyła poduszka. W powietrzu uniosły się pióra a dziewczyna zaczęła się śmiać. Popatrzył na nią. Turlała się po łóżku rozbawiona jak nigdy. Jego mały, beztroski Smarkuś... Pewnie gdyby się dowiedziała, że ją okłamuje nie byłaby taka szczęśliwa. Może powinna wiedzieć? Nie, nie może ją tym obciążać, nikt nie powinien wiedzieć, no i był pewien, że ją zrani, kiedy przyzna, że tak długo ją okłamywał. Druga poduszka w niego uderzyła. Czy ta dziewczyna nagle wynalazła jakiś miotacz pościeli?!
- Ignorujesz mnie! Foch forever, gadaj z ręką. - obróciła się plecami do niego z urażonym wyrazem twarzy. Siedziała na środku łóżka po turecku. Wywrócił oczami, złapał ją i przerzucił sobie przez ramię. 
- Nieładnie tak fochać Smarkuś. - powiedział.
- Nienawidzę cię! - zawołała okładając go pięściami po plecach. Wierzgała się i wymachiwała wszystkim kończynami (czemu ona ma takie długie nogi?!). 
- Tak, tak, jak wolisz. - mruknął.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
AAAAAAAAAAA *.* Nie wiem co chciałam wcześniej tu napisać, ale teraz jestem przeszczęśliwa <3333 A czemu? Bo przyjaciółka, której nie widziałam od kilku miesięcy przyjechała! Niektórzy ludzie nie powinni się wyprowadzać echh :< No i mam niebieskiego Angry Birdsa o imieniu Percy  A teraz osoba, do której się jako tako zwrócę powinna wiedzieć, że to o nią chodzi: KŁAMCA! Beze mnie ci lepiej...albo i Wam. Koniec. Co jeszcze? Mam nadzieję, że to nie jest aż taki schizowy rozdział xDD What does the fox say? (>^.^<) Tak, słuchałam tego cały czas pisząc rozdział xD. Ktoś to jeszcze czyta? Heh, wątpię. No to na koniec mój kochany Sokka, dokładnie tak się czuję kiedy ktoś, o coś mnie prosi *.*
No to do napisania.
~ Lucy/Des (>^.^<)
PS. Soł, zapomniałam wcześniej: przepraszam jeżeli pojawią się zaległości, moja wena skupia się głównie (w 99%) na Olimpijski Herosach więc...no wiecie, nie wiem jak to ze mną będzie, poza tym chyba moja motywacja mnie olała (tak całkowicie i chyba nieodwracalnie :< ) no i tak wiem co ma być, ale mam zerowe pojęcie jak to napisać i jeszcze mniej siły, a teraz już śmiało możecie mnie spalić na stosie.

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 39

Nadal była roztrzęsiona po ataku widm. Szli korytarzem przed siebie, mijali wiele pustych pomieszczeń. Wszystkie były takie same, puste, prostokątne wgłębienia w ścianach, wyglądały jakby ktoś próbował je okraść, a sądząc po kościotrupach leżących na podłodze niewiele osób wychodziło stąd jako żywe istoty. To było bardzo pocieszające, przecież jeżeli tu zginą przynajmniej nie będą musieli już słuchać narzekań Obi - Wana, ani  reprymend od Rady Jedi, nie będą musieli składać nudnych raportów... Wzdrygnęła się lekko widząc kolejną kupkę białych jak kreda kości i czaszkę z pustymi oczodołami. Nie chciała zostać taką czaszką, lubiła swoją twarz, nawet jeżeli nie była piękna (chociaż niektórzy twierdzili inaczej). Próbowali wyczuć w Mocy cokolwiek, ale tak jak wcześniej czuli wszystko, tak teraz nie czuli nic, jakby byli oddzieleni grubym murem od wszystkiego innego. Stawało się to naprawdę irytujące, nie wyczuwali nawet siebie, a byli już tak bardzo przyzwyczajeni do istniejącej między nimi więzi, że ta sytuacja była dla nich nienaturalna. Co chwila, któreś z nich spoglądało na drugie tylko po to, żeby się upewnić, że nadal jest obok.
- Zwariuję... - mruknęła Ahsoka wodząc wzrokiem po kolejnym szkielecie. Nie boję się, nie boję się, nie boję się... Powtarzała sobie w kółko, ale nie działało to tak, jak powinno. Chłód przenikał aż do jej kości, miała wrażenie, że zaraz coś na nią spadnie albo złapie ją, nie wiedziała gdzie idą. Chyba już wiedziała jak się czują postacie z horrorów. Powstrzymała się od uczepienia się ramienia Anakina. Nawet jeśli przeraźliwie się bała nie będzie tego okazywać i koniec! Nadal piekły ją policzki. Poważnie? Musiała je sobie podrapać? Słone łzy też jej nie pomogły. Z każdą chwilą coraz bardziej narastało w niej dziwne przeczucie, że nie posuwają się dalej tylko ciągle chodzą w tym samym miejscu. Przecież to było niemożliwe, cały czas szli prosto, nie skręcali. Co się znowu dzieje? Nie mogli zabłądzić. Ale to miejsce wygląda znajomo. Przecież dobrze pamiętała, że widziała już ten szkielet, miał na sobie niebieski, stary mundur a w oczodołach dwa rubiny. To było naprawdę przerażające. Błądzili, chociaż tak naprawdę cały szli prosto. Z tym miejscem było coś nie tak. Chciała się odezwać do Anakina, spojrzała w bok, ale zobaczyła jedynie ścianę.
- Mistrzu?! - pisnęła rozglądając się na wszystkie strony. Nie odpowiedział jej, nie wyczuwała go w Mocy, została sama w tym przerażającym miejscu. Chciała się cofnąć, ale napotkała ścianę. Mogła iść tylko przed siebie. Była pewna, że nie rozstawała się z Anakinem, i na pewno nie mogła się za nią pojawić ściana. To przecież niemożliwe. Czary nie istniały! A może...Chyba popadała w paranoję.
***
Nie miał pojęcia ile tak chodzą, irytował go ten brak wyczucia w Mocy. Było to dla niego nienaturalne, że nie wyczuwał Ahsoki, a było tak od czasu ataku tych widm. Teraz coraz bardziej dręczyło go przeczucie, że nie uda mu się jej ochronić, tak jak to było z jego matką. Nie pogodziłby się z myślą, że jeszcze i ona by umarła. Musiał ją chronić, nie była tylko padawanką, była dla niego jak młodsza siostra. Czasami nieznośna, pyskata i upierdliwa młodsza siostra, którą jednak kochał. Tylko, że przez całą tą misję nie wychodziło mu to. Czemu dopiero teraz zauważył, że od jakiegoś czasu to Ahsoka wykonuje większość roboty? Tak przecież nie powinno być, to on był mistrzem, nie powinien dawać się wyręczać własnej uczennicy. Czemu tak się działo? Musi to zmienić. Chciał się do niej odezwać, ale nagle zauważył, że jej nie ma. Co znowu, do cholery jasnej, się stało?! 
- Ahsoka?! - Nie odpowiedziała mu. Nie było jej, nie wyczuwał jej w Mocy. Czemu tego nie zauważył? Jeżeli coś jej się stanie, to przez niego. Może została w tyle. Chciał się cofnąć, ale za nim była ściana, której przecież nie powinno tu być! Zaklął pod nosem i ruszył przed siebie. Korytarz biegł prosto, w ścianach nie było żadnych przejść ani wejść do bocznych pomieszczeń więc nie miał zbyt wielkiego wyboru. Szedł krótko, może dziesięć minut, przez cały czas uparcie próbując wyczuć Ahsokę, chociaż nic z tego nie wychodziło. Znalazł się obok czegoś podobnego do wejścia zasłoniętego wielkim głazem. Z czystej ciekawości odsunął go Mocą, z czym nie miał żadnych problemów. Czemu do diabła mógł bez żadnego wysiłku to zrobić, a nie potrafił wyczuć własnej padawanki?! Usłyszał coś, co przypominało szeleszczenie materiału. Ktoś tam był. Wszedł do środka. Pomieszczenie było średniej wielkości, jakimś cudem znalazło się tam proste łóżko, w czarnych ścianach nie było żadnego otworu, przez które mogło się dostać tu jakieś światło, jedynie jedna pochodnia umieszczona tak wysoko, że nie można było jej dosięgnąć. Pod ścianą kuliła się nastolatka w podartym, niebieskim ubraniu, twarz ukryła w kolanach, ale kiedy usłyszała, że wchodzi uniosła ją. 
- Proszę... - zaczęła cichym, drżącym głosem, ale urwała kiedy go zobaczyła. Zamurowało go. To było praktycznie niemożliwe, żeby mogłaby być tak podobna do...no do Ahsoki. Duże, niebieskie oczy, taki sam kształt twarzy, równie pomarańczowa skóra, tylko te białe znaki były trochę inne. Na głowie miała złote ozdoby, ubrana była w prostą sukienkę bez rękawów ze srebrnym paskiem przy biodrach. Nie tak wyobrażał sobie księżniczkę, poznał ją jedynie przez dość charakterystyczne ozdoby na głowie i wspomniane wcześniej podobieństwo do Ahsoki. - Kim...kim jesteś? - wyjąkała. Nie wyglądała najgorzej, miała trochę ran, ale opatrzonych, nie wyglądała jakby była głodzona. Ktoś musiał o nią dbać. 
- Nie skrzywdzę cię. - powiedział podchodząc bliżej - Chcę ci pomóc. 
Popatrzyła na jego pas. Źrenice rozszerzyły jej się ze zdziwienia kiedy zauważyła błyszczącą rękojeść miecza świetlnego. W oczach pojawiły jej się łzy. Powoli do niej docierało, że jej koszmar w końcu się skończył. 
- Jesteś mistrzem Jedi. - stwierdziła z niekrytą ulgą. 
- Tak wasza wysokość. - odpowiedział pomagając jej wstać.
- Nie nazywaj mnie tak, nie znoszę tego. - poprosiła opierając się o jego ramię.
- To nie nazywaj mnie mistrzem Jedi. - odparł podtrzymując ją - Wiesz coś o tym miejscu? - zapytał.
- Nie, nic nie pamiętam, obudziłam się tutaj. - przyznała.
- Świetnie, to jest nas dwoje, a zgubiła mi się padawanka. - mruknął wychodząc z powrotem na korytarz przy okazji niosąc Zaa. Nie miał pojęcia, gdzie pójść, ale musiał jakoś odnaleźć wyjście.
***
Po około dwudziestu minutach bezcelowego błąkania się po mrocznym korytarzu była tak przerażona, że nie mogła logicznie myśleć. Wszędzie widziała jakieś przerażające cienie, słyszała czyjeś kroki. Czemu nie ma tu Anakina? Czemu to zawsze ją spotykają takie rzeczy?! Chciało jej się krzyczeć, ale nie mogła. Wszędzie, gdzie szła spotykała jakieś kręte schody, ciasne przejścia, w efekcie czego była wykończona i podrapana. Wchodziła teraz po kolejnych schodach. Chyba trafiła do jakiejś wierzy. Udało jej się wejść na samą górę. Zauważyła tam jakieś pomieszczenie, z którego wydobywało się ciemnofioletowe światło. Poczuła coś mrocznego, nogi zaczęły jej drżeć. Wbrew wszelkiej logice podeszła tam i opierając plecami o ścianę zajrzała do środka. Pomieszczenie było okrągłe, czarne, pośrodku klęczała Togrutanka o fioletowo-białych głowoogonach, w czarnym stroju. Siedziała plecami do wyjścia, najwidoczniej medytowała, ale Ahsoka i tak ją rozpoznała. Sithanka, wiedziała, że ją tu znajdą. Serce jej przyspieszyło. Przed nią znajdował się wielobok zrobiony z fioletowego kryształu o czarnych ornamentach na ściankach. Najpewniej jakiś artefakt Sithów. To od niego promieniował  ten mrok. Poczuła się jakby cały świat wywrócił się do góry nogami. Ledwie utrzymała się na nogach. Sithanka nagle się podniosła i ruszyła do wyjścia. Tano zachłysnęła się powietrzem. Szybko odbiegła w tył i schowała za rogiem modląc się, żeby tamta poszła w inna stronę. I faktycznie, odeszła gdzieś dalej. Szybko pobiegła do pomieszczenia. Czuła się okropnie przy tym artefakcie, ale czuła, że musi go zabrać, a później zniszczyć. Uklękła na podłodze i podniosła go. W jej rękach wydawał się ciężki jak ołów, ale udało jej się go podnieść i schować. Nagle usłyszała kroki. Za późno zorientowała się, że Sithanka wraca. Rozejrzała się gorączkowo szukając schronienia, ale ona już weszła do środka. Spojrzały na siebie, Ahsoka z przerażeniem a ta druga z wyraźnym zadowoleniem.
- Długo na ciebie czekałam. - wymruczała jak zwierzę gotowe do ataku. Tano nie odpowiedziała, stała zupełnie sparaliżowana strachem. Sithanka wyciągnęła swój miecz, czerwone ostrze zajaśniało w ciemności. Padawance jakoś udało się odnaleźć jej miecze i je włączyć. Dwa jasnozielone ostrza skrzyżowały się z czerwonym. Wymieniły trzy szybkie ciosy i odskoczyły od siebie. Napastnicza już wyczuła słabość Ahsoki, dziewczyna była wykończona i wystraszona. Ale padawanka zaatakował drugi raz. Udało jej się wywalczyć wyjście na korytarz i tyle wystarczyło. Wyłączyła miecze zaskakując przeciwniczkę i odbiegła korytarzem nie patrząc gdzie. Sithanka rzuciła się za nią, próbując za pomocą Mocy pozbawić Tano równowagi. Dziewczyna przewróciła się i przeoczyła po podłodze. Zanim się zorientowała czerwone ostrze znalazło się przy jej gardle. Starała się nie spanikować. Żółte oczy przeciwniczki wwiercały w nią sadystyczne spojrzenie, jej usta były wykrzywione w potwornym uśmiechu, który jednak wydawał się trochę znajomy, cała jej twarz wydawała się znajoma, chociaż nie wiedziała czemu. Kim ona była? Wyrzuciła nogi w górę odpychając dziewczynę i chciała znowu rzucić się do ucieczki, ale zrozumiała, że to nie ma sensu, bo znowu skończy przyparta do podłogi i tym razem już się nie uwolni. Sięgnęła po miecze tym razem gotowa do walki. W jednej chwili ich ostrza się starły. W powietrzu rozniósł się zapach ozonu, dźwięki ścierania się energetycznych ostrzy wypełniły ich uszy. Wymieniły serię szybkich ciosów, po której od siebie odskoczyły. Ahsoka pchnęła ją Mocą. Modliła się, żeby nagle między nimi wyrosła jakaś ściana. Zdziwiła się kiedy prawie natychmiast się pojawiła. Równocześnie poczuła jakieś wibracje w kieszeni, do której schowała artefakt. Wyciągnęła go drżącymi dłońmi. Świecił jeszcze mocniej, ale na jego powierzchni pojawiły się pęknięcia kiedy wzięła go do rąk. Rzuciła się biegiem przed siebie. Nie wiedziała jak, ale znalazła się na czymś w rodzaju balkonu bez balustrady na samym szczycie wierzy. Pod stopami rozpościerał się falujący w rytm wiatru las, niebo było ciemnogranatowe, jaśniały na nim gwiazdy. Chłodny wiatr owiał jej twarz. Spojrzała w dół i poczuła zawroty głowy. Artefakt nadal pękał i zaczynał się kruszyć. Chcę znaleźć Anakina. Pomyślała, artefakt prawie się już rozpadł. Nagle do głowy przyszła jej kompletnie szalona myśl, musi skoczyć w dół. I mimo, że jej rozsądek wrzeszczał, że kompletnie zwariowała, skoczyła w dół. Wiatr gwizdał przyprawiając ją o zawroty głowy, kilkaset metrów niżej pod nią falowała ciemna trawa. Artefakt w jej dłoniach zupełnie się rozleciał w tysiące fioletowych kryształków, które zawisły w powietrzu i zajaśniały. Z jej ust wydarł się krzyk przerażenia i nagle zaczęła spadać wolniej. Wokół niej pojawiły się ściany, pod nią podłoga,  na którą upadła i potoczyła się po niej. Przez chwilę udało jej się zobaczyć, gdzie korytarz biegnie, wiedziała gdzie jest wyjście. I nagle poczuła dwie obecności w Mocy, jedną bardzo dobrze znaną, jaśniejącą jak latarnia co w tym miejscu przyprawiło ją o ból oczu, Anakin! Druga była inna, nie była to osoba wrażliwa na Moc, ale wyczuwało się w niej dobro i łagodność. 
- Ahsoka! - usłyszała głos swojego mistrza. Usiadła wspierając się na łokciach i spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos. Anakin prawie biegł do niej podtrzymując drobną Togrutankę. Zauważyła niebieska, podartą sukienkę i coś błyszczącego na głowie dziewczyny. Zaa, to musiała być ona, Anakin jakimś cudem ją znalazł. - Nic ci nie jest Smarku? Co się z tobą działo? - zapytał lustrując ją wzrokiem w poszukiwaniu ewentualnych ran.
- Nic mi nie jest...chyba, tutaj można oszaleć...nie ważne, potem opowiem, musimy stąd uciekać, nie jesteśmy tu sami, ona pewnie nas szuka. - wyrzuciła z siebie jak najszybciej. Była prawie pewna, że Sithanka szukała ich od czasu pojawienia się tej ściany, cały czas nasłuchiwała czy się nie zbliża, wszystko w tym miejscu przyprawiało ją o dreszcze. 
- Kto nas szuka? Czemu wyglądasz jakbyś...? - zaczął Skywalker.
- Nie ma czasu! - starała się być jak najciszej, więc nawet krzyczała szeptem - Bądź cicho i chodźcie za mną, wiem jak stąd wyjść. - wskazała dłonią przed siebie i ruszyła w odpowiednim kierunku biegiem. Anakin z Zaa ruszyli za nią. Wiedziała, że dziewczyna musi być wykończona, ale nie potrafiła przystopować. Bała się, chciała stąd odejść i nigdy nie wracać. Czuła tu jedynie Ciemną Stronę i śmierć. Kiedy wybiegli na świeże powietrze nadal nie mogła się uspokoić. Jakimś cudem niebo było już różowe a słońce wschodziło nad koronami drzew. Wyszli z czarnej świątyni. Spojrzała na Anakina i Zaa. Zatkało ją. Wpatrywały się przez chwilę w siebie, ona i księżniczka, ze zdziwieniem wypisanym na podobnych twarzach. Natomiast jej mistrz przyglądał się jej.
- Twoje dłonie... Co ci się stało? - zapytał. Ahsoka uniosła ręce i prawie krzyknęła. Jej dłonie były całe we krwi wypływających w wielu skaleczeń. Nie miała pojęcia jak to się stało. Może kiedy ten artefakt rozpadał jej się w rękach. Poza tym czuła się wykończona po walce, upadkach i szaleńczym biegu po świątyni. Anakin nie mógł się zorientować, że to nie są tylko poranione dłonie, wystarczyło, że musiał pomagać Zaa.
- Ja...ja nie wiem...to znaczy nie jestem pewna...nie mamy czasu, później wyjaśnię. - wymamrotała.
Skywalker podszedł do niej, Zaa sama się odsunęła, chociaż dało się zauważyć, że sprawia jej to pewne trudności. 
- Nie rób cyrku mistrzu, lepiej wracajmy, księżniczka... - zaczęła.
- Nic mi nie będzie. - wtrąciła Zaa.
- Jest nas dwoje przeciwko tobie Smarku, a teraz bądź cicho. - odpowiedział odrywając kawałek swojej szaty. Nie zwracając na nią uwagi dokładnie owinął jej dłonie. To na razie musiało wystarczyć. Po tym wziął Zaa na ręce, bo dziewczyna była ledwie przytomna ze zmęczenia. Ahsoka ruszyła za nimi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nanana, pisanie do pierwszej w nocy zawsze spoko! >.< Dobra, w TV leci South Park, zamęczają mnie Lady GaGą i Japońcami, mam jakieś dziwne myśli o powiązaniach rodzinnych w Percym Jacksonie i chyba powinnam już nie pisać x)) Sami widzicie co z tego wyszło, same schizy i dziwactwa. No i kończę, bo co jeszcze mam powiedzieć? I tak nikogo to nie interesuje, co ja tu piszę. Pozdrawiam mistrzów olewania mnie, tak, tylko jeden  z Was to czyta, ale...No dobra, bo tata zaraz mnie złapie >.> Trzymajcie się!

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 38

Musiała przyznać, że Anakin jednak miał rację mówiąc żeby zaczekali do następnego dnia, szkoda, że przekonała się o tym dopiero kiedy było już za późno żeby wrócić... Oczywiście już wcześniej czuła, że coś jest nie tak z tym miejscem, ale mimo to szła dalej. A teraz? To była katastrofa...
***
Wbrew przekonaniu jej mistrza dotarcie na miejsce sprawiło im najmniej kłopotów. Prowadził ich ślad pozostawiony przez Ciemną Stronę. Nie spodziewała się, że trafią akurat na to. Do tej pory nie zastanawiała się po co ma tam iść, ale teraz była prawie pewna kogo tam znajdą. Sithanka, która porwała Zaa... Tylko czemu zostawiła ten ślad? Łatwo mogła go zatrzeć, ale jednak tego nie zrobiła, jakby chciała żeby ją znaleźli. Powinna to odebrać jako znak ostrzegawczy, ale jednak uparcie ignorowała wątpliwości. Nawet gdyby Anakin nie pozwolił jej iść dalej ona by nie posłuchała, nie podobało jej się to, ale coś w jej głowie nie dawało jej myśleć o niczym innym jak odnalezienie tego przeklętego miejsca. Nie zgubili się ani razu, przeszli całą drogę bez większych problemów, chociaż zajęło im to kilka godzin. Kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać słońce już zachodziło a niebo zabarwiło się na bardzo intensywny pomarańczowy kolor, który powoli przechodził w czerwień i fiolet. Temperatura lekko opadła, ale nadal było ciepło. Jedynym problemem było nagłe namnożenie się irytujących owadów, które brzęczały im nad głowami i gryzły. W końcu wyszli na sporej wielkości polanę, nie byłoby w niej nic dziwnego gdyby nie budynek z czarnego kamienia. Miał kształt kopuły z trzema czterema wieżami wystrzeliwującymi z boków. Ahsoka nagle zamarła w półkroku. Poczuła ciarki na plecach i lekki ucisk w dole brzucha. Chciała stąd odejść jak najszybciej, nikt nie powinien tu przychodzić, czuła to. Ale ta uparta część niej pchała ją dalej przed siebie. Chciała zawrócić i odejść, ale nie potrafiło. Czuła się jakby była na sznurku, który ciągnął ją w stronę czarnej budowli. Poczuła jak Anakin łapie ją za ramię i wzdrygnęła się. Była tak bardzo pogrążona w swoich myślach, o ile da się to tak nazwać, że zapomniała o jego obecności. Spojrzała w bok, prosto na niego. Na twarzy Skywalkera było wypisane zmartwienie. Poczuła się winna, w końcu to o nią się martwił. Postarała się uśmiechnąć, ale nie była pewna czy jej się udało, a nawet jeśli to i tak niewiele to pomogło.
-Wszystko jest dobrze. - powiedziała.
- Nie wydaje mi się. - stwierdził.
- Ale tak jest, po prostu to miejsce jest jakieś dziwne. - odpowiedziała jakby nieswoim głosem.
- Sama chciałaś...
- Wiem. - przerwała mu - Ale to nie zmienia faktu, że to miejsce jest dziwne. - ruszyła dalej.
- No poważnie? - westchnął Skywalker wznosząc oczy ku niebu. Szła dalej prosto w stronę czarnej świątyni. Czuła się jakby połowa jej mózgu została zahipnotyzowana, myślenie w takim stanie przyprawiało ją o ból głowy. Czy ona właśnie stwierdziła, że myśli?! Nagle usłyszała trzaski pod swoimi stopami. Za późno się zorientowała, że grunt pod jej stopami się kruszy. Nieświadomie krzyknęła kiedy spadła do podziemnego korytarza dwa metry niżej. Upadek nie był groźny, wylądowała na tyłku z głośnym hukiem a pył opadał wokół niej. Kichnęła i podniosła się na nogi. Pewnie będzie czuła ten upadek przez następne kilka dni. Otrzepała się z kurzy i pyłu.
- Ahsoka?! - usłyszała gdzieś z góry. Uniosła głowę i zobaczyła Anakina pochylającego się nad otworem w ziemi.
- Nic mi nie jest! Chyba znalazłam wejście! - odpowiedziała. Po chwili Anakin wylądował obok niej i oboje ruszyli przed siebie w ciemność. Włączyli swoje miecze żeby uzyskać chociażby trochę światła.Korytarz musiał mieć przynajmniej kilka tysięcy lat, ale był w doskonałym stanie jak na taki wiek. Sufit podpierały kolumny, które z każdym krokiem były coraz wyższe. W końcu sklepienie wznosiło się około pięść metrów nad nimi. Na ścianach były płaskorzeźby przedstawiające same krwawe sceny bitw, morderstw i śmierci. Po około dziesięciu minutach dotarli do wielkiej, okrągłej komnaty o wysokim suficie. W uchwytach na ścianach płonęły pochodnie. Pośrodku stał sześciometrowy posąg mężczyzny w krwistoczerwonej szacie ze sztyletem w prawej dłoni.
- Thenaar... - powiedziała cicho, lekko drżącym głosem. Niepewnie podeszła pod posąg i przejechała dłonią po jego podstawie. To było to miejsce z jej snu. Tutaj ta dziewczyna się modliła. Po chwili wróciła do Anakina i zaczęli szukać wyjścia. Znaleźli je po drugiej stronie komnaty. Nagle temperatura opadła, zrobiło się nieznośnie zimno, ogień na pochodniach zbladł i zmienił kolor na bladoniebieski. Poczuli podmuch wiatru na twarzach. Przez pomieszczenie przetoczył się trzask pękających skał i oba wyjścia zostały zawalone kamieniami. Równocześnie wyczuli zmianę w Mocy. Jakby w jednej chwili ujawniła się cała historia tego miejsca. Tysiące a może i miliony śmierci, które dokonały się w tym miejscu. Ahsoka pobladła i cicho jęknęła. Czuła jak całe ciało jej się trzęsie, musiała się podeprzeć o ścianę żeby nie upaść. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Kręciło jej się w głowie i czuła jak obiad podchodzi jej do gardła. Poczuła jak Anakin podtrzymuje ją w pasie. Chociaż sam prawie został zwalony z nóg udało mu się jakoś nad sobą zapanować. Złapał Ahsokę zanim upadła. Popatrzyła na niego z wdzięcznością, ale wyraz jej twarzy nagle zmienił się z wdzięczności na przerażenie.
- Mistrzu... - jęknęła wskazując coś za nim. Obejrzał się. Najpierw nic nie zauważył, dopiero po chwili to zobaczył. Jakby powietrze falowało i układało się w ludzkie postacie. Z każdą chwilą wydawały się wyraźniejsze. Blade widma bez twarzy. Zbliżały się do nich wyciągając dłonie jakby chciały ich złapać. Było ich coraz więcej i nie przestawały się pojawiać. W końcu byli otoczeni przez blade widma, które wypełniały pomieszczenie po brzegi. Nie wiedział jak to się stało, ale nie trzymał już Ahsoki, nawet nie wiedział gdzie zniknęła, jakby rozwiała się w powietrzu. Próbował ją znaleźć, ale wszędzie, gdzie się obejrzał widział tylko widma, które nie pozwalały mu się przemieścić. Nie było nic poza nim i widmami. Jedno z nich wyciągnęło rękę w jego stronę. Zimna dłoń dotknęła jego twarzy i jakby z mgły ukształtował się wyraźniejszy kształt. Już zanim postać w pełni się ukształtowała rozpoznał ją. Chociaż nie mógł w to uwierzyć nie potrafił też zaprzeczyć, że widzi swoją matkę. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Patrzyła na niego z miłością, uśmiechała się, wyglądała, tak, jak ją zapamiętał. Ale zaczęła się zmieniać, nadal się uśmiechała, ale z wysiłkiem, wyglądała na wyczerpaną. W ciągu niecałej minuty znowu wyglądała jak wtedy, gdy odnalazł ją w obozie Tuskenów. Zanim zdążył zareagować jej postać zamigotała i rozwiała się w powiewie wiatru. Nie udało mu się jej uratować, zawiódł jako syn. Patrzyła na niego z miłością, na którą nie zasługiwał. Kolejne widma się do niego zbliżały, tym razem przybrały postać Tuskenów, których wymordował po śmierci matki. Nienawidził ich, to oni ją mu odebrali, to była ich wina, należała im się śmierć. Osunął się na kolana a widm przybywało, każde przybierało postać kogoś, kogo zabił. Wszystkie szarpały jego ubrania, drapały mu skórę a on nie potrafił się poruszyć. Przygniatające poczucie winy, wściekłość, nienawiść, tylko to czuł. I nagle widma się rozstąpiły, szła ku niemu jakaś postać w ciemnym płaszczu, z kapturem na głowie. Mężczyzna w dłoni trzymał krwistoczerwony miecz świetlny. Zauważył jeszcze błysk żółtych oczu...Usłyszał głośne "NIE!" wykrzyczane przez znajomy głos. I nagle wszystkie widma znikły...
(Tak, spieprzyłam i nie pyskować!)
***
Widma, blade trupy, otaczały ją, wyciągały dłonie, puste twarze, wszystkie takie same, nijakie, nic nie wyrażały. Co się stało z Anakinem?! Przecież przed chwilą tu był! Wyciągnęła rękę próbując go odnaleźć ale trafiła w próżnię. Nie było go, a ona się bała. Nie wiedziała co się działo, ale przecież to jej wina. Ona chciała tu przyjść, ona nie chciała czekać. Była winna tej katastrofie i wszystkiemu, co się stanie. Powinna posłuchać Anakina, czemu się uparła?! Chciało jej się krzyczeć, ale nie mogła. Strach całkowicie ją sparaliżował. Widma były coraz bliżej, ich upiorne twarze stawały się jeszcze straszniejsze. Z ich tłumu wyłonił się wysoki, czterdziestoletni mężczyzna a ona w tej chwili chciała po prostu być kimś innym. Myślała, że ma to już za sobą, przecież Jego nie mogło tu być! Ale stał przed nią. Czarne, zmierzwione włosy, równie czarne oczy, blada skóra i dwudniowy zarost. Znowu poczuła się jak ta jedenastolatka, która przypadkiem pomyliła drogę i weszła do niebezpieczniejszej dzielnicy miasta. Prawie czuła jak znowu ją ciągnie do opuszczonego budynku. I naprawdę ją złapał, ale jego twarz była martwa. Bo taka była prawda, zabiła go, ale co miała zrobić? Tylko się broniła, gdyby tego nie zrobiła...Nie, wolała o tym nie myśleć. Miała wrażenie, że znowu słyszy odgłos wybijanej szyby, widziała jak jego ciało leci w dół i rozbija się o chodnik. 
- T-ty...-wyjąkała drżącym głosem. Nie odpowiedział. Spróbowała go odepchnąć. Zniknął we mgle, ale jego miejsce zajęła inna postać. Dorosły Phindianin wbijał w nią spojrzenie swoich żółtych oczu. Czemu poczuła zapach siarki? Wiedziała kto to jest, przecież to ona go zabiła. To była pierwsza osoba, którą zabiła swoim mieczem. Osi Sobeck (uwaga autorki: czy tylko jak czytając nazwisko wyobrażam sobie wrednego boga krokodyli? ;__;) wyciągnął w jej stronę ręce próbując chwycić ją za gardło. Cicho pisnęła i zamachnęła się. Zniknął. Tym razem pojawiły się dwie postacie. Togrutanie, jej rodzice. Czemu nie mogła mieć za sobą tego koszmaru? Czemu oni nie mogli zniknąć z jej życia?! Patrzyli na nią z wyższością, jakby wiedzieli, że cokolwiek zrobią ona i tak nie będzie mogła się oderwać. Wszystko zaczęło dziać się szybciej. Pojawiały się kolejne postacie. Mandalorianie z Carlac, ci sami, którym ścięła głowy kiedy uciekała z ich obozu razem z Luksem i ci mieszkańcy, których wcześniej oni zabili, a przecież ona powinna ochronić tych ludzi! Wszyscy chcieli zemsty, chcieli żeby cierpiała. Uświadomiła sobie, że z oczy lecą jej łzy a ona sama klęczy na podłodze. Zaczęła krzyczeć, żeby odeszli, ale oni stali nad nią szarpiąc ją. I nagle się rozeszli na boki, w utworzonym przejściu pojawiła się postać Togrutanki. Kiedy się zbliżyła zauważyła, że to właśnie jest ona. Ta mroczna wersja jej samej, którą już kilka razy widziała w snach. Podeszła do niej i uśmiechnęła się sadystycznie.
- Taka delikatna, taka mała, taka słaba... - odezwała się przerażająco przesłodzonym głosem. Przejechała paznokciem po jej policzku. - Myślisz, że taka jesteś? Łudzisz się, że różnimy się od siebie? A popatrz na nich. To ty ich zabiłaś, ty ich nienawidzisz, jesteśmy takie same...No prawie, ja jestem silniejsza i lepsza. - powiedziała wpatrując się w nią tymi żółtymi oczami pełnymi szaleństwa. Chciało jej się krzyczeć, że to nieprawda, że to są kłamstwa. Ale czy to byłaby prawda? Zabiła już kilka razy, nienawidziła... A widma znowu ją otaczały, majacząc nad nią jako potwierdzenie słów Mrocznej Ahsoki.
- Was tu nie ma...-wyszeptała a łzy dalej spływały jej po policzkach - Nie ma was, nie istniejecie. - powtarzała w kółko, a oni szarpali jej ubrania domagając się zemsty - NIE! WAS TU NIE MA! - krzyknęła wbijając paznokcie w swoje policzki. Zamknęła powieki, nie wiedziała czy to zadziałało, ale nie chciała ich widzieć. Poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstki, ale nie były to zimne dłonie widm, one były ciepłe. Nadal  nie otwierała oczu, policzki miała mokre. Poczuła jak jej dłonie są odciągane od twarzy i po chwili została przytulona. Do tej pory nie czuła jak jest zmarznięta. Dopiero kiedy spotkała się z ciepłym ciałem zrozumiała, że drży. 
- Już dobrze, nie ma ich. - powiedział Anakin. Niepewnie podniosła powieki i spojrzała na niego. Zauważyła, że był lekko blady no i... wyraz jego twarzy był inny. Niby się uśmiechał, ale był to wymuszony uśmiech. W jego oczach krył się smutek. Teraz to ona go przytuliła.
- Przepraszam, powinnam cie posłuchać. To moja wina. - powiedziała cicho. Pogłaskał ją po głowie.
- Nie Smarku, jestem pewien, że nawet gdybyśmy poczekali to i tak by się stało. - odpowiedział - Poza tym to twoje wrzaski ich odstraszyły. - dodał.
- P-poważnie? - zdziwiła się. Jak jej wrzaski mogły pomóc.  Czy to miało znaczyć, że wrzeszczy tak okropnie, że odstrasza nawet widma i demony? To było naprawdę bardzo motywujące! Wręcz podbudowało ją na duchu! No przecież to taka świetna wiadomość...
- Na to wygląda. Wstawaj, od siedzenia na zimnej podłodze tylko odmrozisz sobie dupę. - stwierdził podnosząc się. Ze względu na fakt, że dalej się go trzymała musiała też wstać. Czuła, że nogi nadal jej się trzęsą, ale czuła się już lepiej więc go puściła. Zauważyli, że wyjścia znowu są otwarte, jakby nigdy nie zawaliły ich skały. Popatrzyli na siebie i ruszyli dalej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Soł łejk mi ap...!" Lalala, miauczę jak kot bo wszyscy poleźli z pokoju. Heh, a co tam nawymyślałam jakieś schizy i jak już zaznaczyłam spieprzyłam fragment z Anakinem (reklamacje do mojego mózgu nie do mnie, tak Des i mózg Des to dwie oddzielne instytucje!) Ok, co jeszcze? Eee...jeżeli to czytasz to część wujku! Hahaha a co tam, nie wiem którego linka dałam >.> *ja geniusz* Co tu jeszcze... A, proszę nie winić mnie za ten dziwny rozdział, złapałam fazę na żywe trupy i widma po akcji z Berłem Dioklecjana w Domu Hadesa. Tak, mój kochany Ghost King, Książę Podziemia, Ambasador Plutona, Syn Hadesa, Nico di Angelo przyzywający duchy miesza mi we łbie i to jest efekt (cieszcie się, że tylko taki, bo złapałam fazę na Niercy, no ale tutaj raczej nie było jak wpleść nieszczęśliwego, homoseksualnego paringu, więc herosi, szykujcie się, teraz wasza kolej!) Ok, ok kończę bo zrobił się tu taki chaos jakby sam Set wparował na imprezę (pozdrawiam czerwonego tatusia Anubisa). Dedyk dla Wiki bo znowu zrobiła mi nowy wygląd (remont co dwa tygodnie czy jak? xD) Dzięki, trzymajcie się.
~Des/Lucy