sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 10


Zatrzymali się na postój dopiero, kiedy mieli pewność, że odeszli już na tyle daleko, że nie zostaną złapani. Oboje odczuli ulgę kiedy w końcu mogli odpocząć, był środek nocy, byli sami w dżungli ale nie byli już uwięzieni. Ahsoka opadła na chłodną ziemię i oparła się o jakąś roślinę, nie mogła już dłużej hamować zmęczenia i bólu, wolała nie myśleć jak okropnie wygląda ale wiedziała, że jeżeli Anakin by ją teraz zobaczył od razu odesłałby ją do medyka. Chciała się tylko zwinąć w kłębek i zasnąć ale wiedziała, że to musi jeszcze poczekać. Mimo wszystko zmusiła się jeszcze do wstania i pomogła Jake’owi przygotować ognisko chociaż on mówił, żeby odpoczęła. Nigdy nie słuchała takich rad, to, że jest dziewczyną albo jest młodsza powodowało, że często spotykała się z takim traktowaniem a ona chciała pokazać, że radzi sobie tak dobrze jak inni. Może teraz ktoś uzna takie zachowanie za akt masochizmu z jej strony ale była uparta i takie odpuszczanie sobie nie leżało w jej naturze. Po kilku minutach oboje siedzieli już przed płonącą stertą suchych gałązek, płomienie rzucały pomarańczowe odblaski na nich i otoczenie przyjemnie ich ogrzewając. Jake pomógł jej opatrzyć kilka najgorszych ran.
-Rano rozejrzę się po okolicy, może ją rozpoznam...-zaproponował chłopak niepewnie.
-Okey, pójdę z tobą, może gdzieś w pobliżu znajdziemy siły Republiki.-zgodziła się Tano.
Nie zauważyli kiedy zasnęli.
***
-CO!?-wydarła się Togrutanka na czarnowłosego chłopaka-JAKIM PRAWEM ONA UCIEKŁA!?-każde słowo wypowiadała wolno wkładając w nie całą swoją wściekłość.
W jej żółtych oczach pojawił się niebezpieczny błysk, można było odnieść wrażenie, że w jej źrenicach płoną małe płomyki ognia. Niewątpliwie teraz była wściekła jak jeszcze nigdy a wszystko przez ucieczkę tamtej Togrutanki. Nie do końca wiedział czemu miała takie znaczenie, przecież to tylko zwykła padawanka, wiele takich jest wśród Jedi…
-Nie wiem Trayna…-wymamrotał spuszczając głowę.
Wiedział do czego była zdolna, wolał nie wkurzać jej jeszcze bardziej, nikt zdrowy umysłowo nie podskakiwałby jej. Nikt nie wiedział gdzie Dooku ją odnalazł ale wszyscy wiedzieli, że nie należy się jej narażać.
-Nie obchodzi mnie to, macie ją znaleźć.-warknęła i wyszła z pomieszczenia zostawiając oniemiałego chłopaka samego.

***
Obudziła się rano, niedaleko spał Jake. Ognisko zdążyło już wygasnąć ale nie zmarzła przez noc. Nadal była niewyspana, ale wiedziała, że nie mogą długo tu zostać, pewnie już teraz są poszukiwani. Czuła się jakby przed chwilą przywaliła głową  w ścianę, spanie na gołej ziemi miało swoje minusy, nie było też najwygodniejsze ale mimo wszystko czuła się trochę lepiej wiedząc, że nie jest już uwięziona.
-Jake…-mruknęła potrząsając ramieniem chłopaka.
Blondyn coś wymamrotał, otworzył oczy i kilka razy zamrugał a później podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł oczy i ziewnął, dopiero wtedy popatrzył na Ahsokę.
-Powinniśmy się stąd ruszyć, mogą nas szukać.-powiedziała Tano.
-Yhym…-pokiwał głową.
Oboje podnieśli się z ziemi, Ahsoka poczuła się jakby jej nogi były z waty ale starała się ukryć, nie jest głupią, słabą dziewczynką, którą trzeba się opiekować, poradzi sobie obojętnie jak bardzo jest z nią źle. Lekko potrząsnęła głową i na nowo zaczęła ignorować ból i zmęczenie.
-W którą stronę?-zapytała rozglądając się.
Jake rozejrzał się na wszystkie strony przeczesując dłonią włosy. Po chwili spojrzał na Ahsokę i cicho westchnął.
-Jak mam być szczery to nie mam pojęcia, mieszkałem na północy a kiedy ostatnio wychodziłem z miasta szedłem na południe więc najlepiej będzie jak pójdziemy na północ.-powiedział.
-Mogłabym się kłócić, że nie wiesz gdzie cię zabierali ale to i tak najlogiczniejsze rozwiązanie.-przyznała Togrutanka.
-Zawsze jesteś taka grzeczna?-zapytał chłopak.
Oboje ruszyli przed siebie przeciskając się przez zarośla.
-Nie, chyba za mocno oberwałam w głowę i jestem zbyt zmęczona, normalnie taka nie jestem…-westchnęła.
-Yhym…
Podzielili się częścią jedzenia i wody ale to i tak było o wiele za mało, żeby się najeść, ale lepsze to niż nic. Kilka razy nad głowami przelatywały im ptaki o czerwonych piórach, otaczała ich dżungla złożona z wielkich, kilkumetrowych kwiatów, jeszcze większych drzew i innych roślin. Ahsoka musiała przyznać, że to, co czytała w podręcznikach nie potrafiło odzwierciedlić tego, co teraz widziała, albo po prostu czytała to połowicznie i olewała lekcje bo tak ją to nudziło, że wolała rysować zielone koty łażące po gigantycznych bułkach? Tak, to całkiem możliwe… Nie przyznała by się nikomu ale trochę się bała. Niedawno uciekła z bazy Separatystów, którzy na pewno już jej szukają, nie wie gdzie teraz idzie, nie ma pojęcia czy zza krzaków nie wyskoczy na nich jakieś zwierzę albo patrol droidów, mogła mieć jedynie nadzieję, że szybciej znajdą jakieś miasto niż ich znajdzie coś, co ich zabije. Dziwnie się teraz czuła bez swoich mieczy świetlnych, jakby była mniejsza i bardziej bezbronna, nie znosiła tego uczucia ale nie mogła nic na to poradzić. Była już trochę zmęczona kiedy usłyszała gdzieś niedaleko szczęk metalu. Momentalnie się zatrzymała a Jake nie wiedząc co się dzieje zrobił to samo. Chciał coś powiedzieć ale ruchem ręki nakazała mu milczenie. Po chwili usłyszała dobrze znane jej głosy droidów. Nie przysłuchiwała się rozmowie, wiedziała, że tylko poszukiwania ich mogły sprowadzić tutaj blaszaki. Słyszała, że się zbliżają i zaczęła gorączkowo szukać jakiegoś schronienia. Jak na złość nic nie zauważyła, w końcu trochę spanikowana rzuciła się biegiem w stronę jednego z wielkich kwiatów.
-Nie są trujące?-zapytała Jake’a.
-Eee…nie…-odpowiedział zdezorientowany.
-Wchodzimy do niego…-odpowiedziała.
-Co!?-chłopak zrobił wielkie oczy.
-Nie mam czasu wyjaśniać i postaraj się być cicho. Trzymaj się.-powiedziała, podniosła go Mocą  i przeniosła do dzbany rośliny, nie czekając na nic sama wskoczyła do środka.
-Co robisz?-zapytał ją blondyn zaskoczony jej zachowaniem.
-Droidy, słyszałam je, niedługo tu będą, nie odzywaj się…-odpowiedziała szeptem.
Wepchnęli się między wielkie pręciki rośliny i siedzieli w całkowitym milczeniu czekając na odpowiedni moment, żeby wyjść. Napiętą ciszę przerywały tylko głosy ptaków gdzieś nad nimi, czas nagle zaczął się nieznośnie wlec, z minuty robiła się godzina a droidy niespecjalnie się spieszyły. W końcu, po czasie, który wydawał się wiecznością przez niebieskie płatki rośliny zobaczyli ciemne zarysy robotów przechodzące obok nich. Oboje wstrzymali oddech w oczekiwaniu, jeżeli teraz któraś z tych puszek by zauważyła coś niepokojącego i odkryliby ich kryjówkę byłoby już po nich. Minęło kilka minut a droidy nadal przechodziły, było ich podejrzanie dużo jak na poszukiwanie dwójki uciekinierów. Kiedy w końcu mogli wyjść Ahsoka niepewnie rozejrzała się po okolicy.
-Też szli na północ…-stwierdziła przyglądając się śladom na ziemi.
-Więc co teraz? Nie możemy iść za nimi, złapią nas…-stwierdził Jake.
Tano potrząsnęła głową starając się poskładać fakty w całość. Droidów wystarczyło, do ataku na mniejszą grupę klonów, to nie mógł być przypadek, gdzieś niedaleko musiały znajdować się jakieś siły Republiki. Może gdyby poszli za droidami by ich odnaleźli? Tylko co z tego skoro i tak będą atakowani? Z drugiej strony to było chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji.
-Idziemy za nimi.-powiedziała po chwili milczenia.
-Co!? Przecież…-zaczął Jake.
-Było ich za dużo jak na szukanie dwójki zbiegów, musieli mieć inny cel, najprawdopodobniej chcą zaatakować bazę Republiki czy coś w tym stylu, jeżeli mam rację mogą nas poprowadzić, musimy tylko zachowywać…-urwała i wyprostowała się kiedy poczuła coś w Mocy.
Na początku nie wiedziała o co chodzi ale po chwili poczuła znajomą obecność, nie było to na tyle silne, żeby mogła rozpoznać kto to ale dodało jej to trochę pewności siebie.
-Wszystko dobrze?-zapytał niepewnie blondyn.
-Yhym…-mruknęła i uśmiechnęła się pod nosem-Jeżeli zachowamy odpowiednią odległość nie zorientują się, że ich śledzimy, poza tym chyba jest tu jeszcze jeden Jedi.-powiedziała-Chodź…-dodała i ruszyła przed siebie po śladach droidów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No w końcu poskładałam ten rozdział, sama się dziwię mojemu lenistwu, a myślałam, że już bardziej mnie nie zaskoczy o.O. Mogę się najwyżej wytłumaczyć urodzinami przyjaciółki, poprawianiem tych urodzin i egzaminami (ach to zaskoczenie charakterystyką zamiast rozprawki). Rozdział z dedykacją dla Katherine i Wiki. 

wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 9


Kiedy otworzyła oczy spojrzała prosto w szaroniebieskie tęczówki siedemnastoletniego blondyna. Miał lekko opaloną twarz a po jego górnej wardze pionowo przebiegała wąska blizna. Kiedy zobaczył ,że się obudziła niepewnie się uśmiechnął ale jego oczy były smutne i jakby wyblakłe. Zabrał dłoń z jej czoła i nic nie mówiąc pomógł jej usiąść. Ahsoka nie wiedząc kim on jest ,co tu robi ,czy jest wrogiem czy przyjacielem ,po prostu patrzyła na niego ze zdziwieniem błyszczącymi ,niebieskimi oczami. Może i się zmieniła ,wyglądała na starszą niż rok temu ,już tak bardzo nie przypominała dziecka ale jej duże ,niebieskie oczy przypominające kształtem migdały wcale się nie zmieniły ,to nadal były oczy tej małej ,wystraszonej dziewczynki ,którą mistrz Plo dwanaście lat temu zabrał do Świątyni Jedi. Od tego czasu tak wiele się zmieniło ,widziała wiele niezwykłych rzeczy ale widziała też to ,czego nikt nie chce oglądać. Patrzyła jak ludzie umierają ,walczą ,jak zabijają ,widziała co wojna robi z całą galaktyką chociaż nadal wszystkiego do końca nie rozumiała ,widziała rzeczy ,których normalni ludzie w jej wieku nie widzą. Teraz była wyczerpana ,obolała i głodna a jednak nadal w jej oczach dało się zauważyć żywy błysk ,jakby iskierkę nadziei. Wierzyła ,że Anakin jej szuka i w końcu po nią przyjdzie ,znała go i wiedziała ,że nie wybaczyłby sobie gdyby ją teraz opuścił a tym bardziej gdyby umarła. Nie mogła się teraz poddać ,gdyby tylko wiedziała jak ,już dawno uciekłaby ale nie miała do tego żadnej okazji ,ale wiedziała ,że nie może umrzeć.
-Kim jesteś?-zapytał ją blondyn przerywając głuchą ciszę.
Popatrzyła na niego nieufnie zastanawiając się czy odpowiedzieć. On przyglądał się jej niezdrowo bladą twarz zastanawiając się ile musiała przejść ,była nienaturalnie chuda ,widział jej rany i podarte ubrania. Pewnie sam byłby nieufny na jej miejscu.
-Nic ci nie zrobię ,nie jestem po jej stronie.-dodał.
Moc jej podpowiedziała ,że jest szczery ,mimo zmęczenia wyczuwała jego strach tylko nie była pewna czy boi się o siebie. Westchnęła cicho i słabo pokiwała głową.
-Jestem padawanką Jedi ,nazywam się Ahsoka.-powiedziała cicho.
Oczy chłopaka zabłyszczały jakby zyskał nadzieję na uwolnienie się ale po chwili przygasły ,gdyby mogła na pewno już by stąd uciekła.
-Jestem Jake ,czemu tu jesteś?-odpowiedział jej.
-Byłam z moim mistrzem na Christophsis ,podczas walki zostałam oddzielona od mojego oddziału ,zaatakowały mnie trzy droidy niszczyciele ,zniszczyłam je ale okazało się ,że to tylko pułapka ,ogłuszyli mnie i sama już nie wiem ile tu jestem –może dzielenie się wszystkim z nieznajomym chłopakiem ,z którym siedzi się w celi nie było najlepszym pomysłem ale biorąc pod uwagę ,że byli tu tylko oni a Ahsoka nie wyczuwała w nim złych intencji uznała ,że nie ma nic lepszego do roboty-A ty?
-Mieszkam w mieście z młodszą siostrą i ciotką ,wczoraj wieczorem młoda się gdzieś zgubiła ,szukałem jej w lesie ale przypadkiem wpadłem na patrol droidów ,wzięli mnie za wroga a nie jestem najlepszy w walce więc ogłuszyli mnie i obudziłem się tu.-opowiedział wpatrując się w przeciwległą ścianę.
-Nie jestem najbardziej rozgarnięta więc mnie złapali a teraz mój mistrz się o mnie martwi…-westchnęła Tano.
-Na pewno nie jest źle ,każdemu się zdarza…-stwierdził Jake.
Ugryzła się w język ,żeby nie powiedzieć ,że on nie ma pojęcia o wojnie ,nie chciała go obrażać ,w końcu są tu skazani na siebie więc lepiej się nie kłócić.
-Mi się zdarza za często ,uwierz. Możesz mi powiedzieć na jakiej planecie jesteśmy? Nawet tego nie wiem.-przyznała.
-Gdzieś na Felucii.-wzruszył ramionami blondyn.
-Dzięki…-powiedziała.
Zaczęła rozglądać się po celi ,ze zdziwieniem odkryła ,że nie jest to ,to samo pomieszczenie ,w którym była wcześniej. Drzwi wyglądały inaczej ,lewa ściana nie była nachylona do podłogi pod kątem ,tylko stała prosto ,poza tym było tu trochę cieplej. Dziwne ,czemu ją przenieśli? Nadal się rozglądając zauważyła w suficie kratkę wentylacyjną na tyle dużą ,żeby się w niej zmieściła ,problem był taki ,że sufit był około cztery metry nad ziemią a ona nie miała pewności czy uda jej się tam doskoczyć ,i tak była już wykończona.
-Co jest?-zapytał Jake widząc jak jej oczy błyszczą.
-Wiesz ,że nad nami jest wejście do wentylacji?-odpowiedziała mu pytaniem.
-Yhym…ale jestem za niski i nie dam rady doskoczyć.-powiedział.
-Może coś wykombinuję…ile masz wzrostu?
-Około dwa metry…czemu pytasz?
Nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się pod nosem i niepewnie wstała. Nogi się pod nią zatrzęsły ale nie upadła. Czuła jak wszystkie mięśnie w jej nogach ją bolą ale zignorowała to ,zagłuszyła ból i z pomocą Mocy zrzuciła kratkę wentylacyjną odsłaniając wyjście.
-Dasz radę mnie podnieść?-zapytała.
Blondyn też wstał i przyjrzał się jej.
-Pewnie…ale jesteś pewna ,że dasz radę? Nie wyglądasz…-zaczął.
-Poradzę sobie ,wiem ,że są tu też ludzie więc może znajdzie się gdzieś jakieś zaopatrzenie medyczne.-przerwała mu-Podniesiesz mnie a kiedy tam wejdę ,wciągnę cię Mocą o ile mi zaufasz.-dodała.
-Wszystko ,żeby się stąd wydostać.-powiedział.
-Zgadzam się…myślisz ,że dasz radę później nas doprowadzić do jakiegoś miasta albo wsi? Może wtedy udałoby mi się skontaktować z Radą Jedi albo z moim mistrzem.-zapytała.
-Postaram się.
-Dobrze ,to stań mniej więcej pod wentylacją ,jeżeli wejdę ci na barki uda mi się dosięgnąć do niej.
Chłopak ustawił się jak mu kazała a Tano weszła mu na ramiona. Utrzymując równowagę dzięki Mocy wyciągnęła ręce w górę i po chwili pod palcami poczuła otwarte przejście do wentylacji. Ignorując zmęczenie i ból w rękach podciągnęła się w górę i weszła do przewodu. Spojrzała w dół i niepewnie uśmiechnęła się do blondyna. Skupiając się jedynie na poniesieniu go z lekkim wysiłkiem wciągnęła go do przewodu ,później przyciągnęła kratkę zamykającą otwór i zasłoniła dziurę.
-W lewo czy w prawo?-zapytał Jake.
Ahsoka rozejrzała się na boki i po krótkim zastanowieniu ruszyła w prawo. Przewody nie były najszersze ale dało się w nich wytrzymać. Kierowana przeczuciami szła na czworaka przed siebie modląc się w duchu do Mocy ,żeby nikt ich nie złapał. Co jakiś czas sprawdzała pomieszczenia przy których przechodzili ,w końcu po kilkunastu minutach trafili na mały magazyn. Mieli tyle szczęścia ,że przewody biegły pod pomieszczeniem więc o wiele łatwiej było się do niego dostać i wydostać ,niż z ich celi. Po upewnieniu się ,że pomieszczenie nie jest monitorowane i nikogo w nim nie ma wyszli z wentylacji. Udało im się zabrać trochę jedzenia ,wody i znalazły się nawet jakieś bandaże ,wszystko wepchnęli do małej torby ,którą skądś wytrzasnął Jake. Zanim się obejrzeli znowu byli w wentylacji. Kilka razy musieli się ukrywać przed droidami ,co jakiś czas słyszeli uderzenia ich metalowych stóp o podłogę. Kiedy w końcu droga im się skończyła a przez kratkę wentylacyjną zobaczyli granatowe mieli obolałe kolana i plecy. Ahsoka ostrożnie otworzyła ich wyjście na wolność i spojrzała w dół. Byli kilka metrów nad ziemią ,dałaby radę spokojnie stąd zeskoczyć i ewentualnie złapać Jake’a. Rozejrzała się sprawdzając czy nie ma żadnych droidów na straży. Uśmiechnęła się pod nosem widząc jedynie dwa zwykłe droidy bojowe ,pewnie byli gdzieś na tyłach całej bazy dlatego nie było więcej ochrony. Nie widząc innego wyjścia jednemu z nich Mocą wyrwała blaster ,oczywiście zwróciła ich uwagę ale zanim zdążyły jakoś zareagować udało jej się odstrzelić je oba. Przynajmniej jakiś sukces ,nie bardzo lubiła strzelać ,o wiele lepiej radziła sobie z mieczami świetlnymi.
-Zeskoczysz sam?-zapytała blondyna za nią?
-Yhym…-usłyszała w odpowiedzi.
Nie namyślając się długo zeskoczyła w dół i bezszelestnie wylądowała ,po chwili obok niej pojawił się jej towarzysz ,dla pewności zamortyzowała jego upadek Mocą. Spojrzeli przed siebie na tropikalny las i ciemne nocne niebo. Teraz są zdani tylko na siebie ,miała nadzieję ,że szybko znajdą jakieś miasto.
-Trzymaj ,może się przydać.-powiedziała wpychając w dłonie chłopakowi blaster ukradziony droidowi.
-Może lepiej ty go weź…-mrukną lekko speszony blondyn.
-Wierz mi ,nie chcesz tego ,strzelam gorzej niż teraz wyglądam.-odpowiedziała i ruszyła do dżungli a on poszedł za nią.
Byle jak najdalej stąd…Pomyślała przechodząc przez jakieś krzaki.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I znowu rozdział krótki. Banalny pomysł na ucieczkę ,ale musiałam coś wykombinować. Powinnam pisać podanie na polski a siedzę nad rozdziałem. Dedykacja dla trupa Wiki ,która zaraz dostanie spam! =D        

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 8


Chase tępo wpatrywał się w przestrzeń. Nie mogło do niego dotrzeć ,to ,co mu powiedziała Lou. Nie chciał wierzyć ,że Ahsoka tak po prostu zniknęła. Znał ją dłużej niż kogokolwiek innego…
-A-ale jak…?-wydusił z siebie.
Lou spuściła wzrok i cicho westchnęła.
-Nie powiem ci bo sama nie wiem ,słyszałam tyle ,że cztery dni temu zniknęła podczas bitwy ,nikt nie znalazł jej ciała więc jest szansa ,że żyje…-odpowiedziała.
-Ona na pewno żyje! Wiedziałbym gdyby było inaczej ,mistrz Skywalker też ,ona na pewno żyje i wróci!-przerwał jej.
-Wcale nie powiedziałam ,że myślę ,że umarła ,wiesz ,że martwię się o nią tak samo jak ty ,ale musisz spojrzeć na to od innej strony! Nie masz pewności ,że wróci ,żyje ale co mogło się z nią stać? Pewnie ją porwali ,sama z siebie by od tak nie zniknęła!-stwierdziła blondynka.
Chase odwrócił wzrok i zacisnął dłonie w pięści. Czemu ona zawsze musiała mieć rację? Mogłaby chociaż nie wyjeżdżać z tą swoją szczerością od tak po prostu. Przecież chodziło o ich przyjaciółkę ,musieli wierzyć ,że wróci ,nie było innej opcji ,on nie mógł się pogodzić z innym scenariuszem.
-Nie ważne ,nie powinnaś być na lekcjach?-mruknął.
-Zerwałam się z pierwszej żeby ci powiedzieć…-przyznała Lou.
-Pff…nasz aniołek uciekł z lekcji? Wydarzył się cud!-wysilił się na uśmiech.
-Zamknij się głupku.-wymamrotała dziewczyna-Muszę iść bo się spóźnię na drugą lekcję…-dodała.
-Nooo i psujesz całą zabawę ,no nie bądź jak mistrz Windu ,pośmiej się trochę…
-Innym razem.-rzuciła i wyszła.
Chase westchnął cicho ,schował twarz w dłoniach i opadł na łóżko. Prawda była taka ,że Lou nie miała zielonego pojęcia jak się martwił o Ahsokę. Czuł się okropnie z myślą ,że może teraz jest torturowana albo uwięziona a humoru nie poprawiała mu świadomość ,że nie może nic zrobić ,że nie wie gdzie ona jest. Z nią wiązała się większość jego wspomnień ,nie mógł sobie wyobrazić ,że miałby jej już nigdy więcej nie zobaczyć. Nie powiedziałby o tym nikomu ,zawsze powtarzano mu ,że powinien być powściągliwy w uczuciach. Nawet Lou o niczym nie powie ,jeszcze sobie pomyśli ,że się w niej zakochał czy coś podobnego ,a tak na pewno nie było. Byli z Ahsoką blisko ale to była tylko przyjaźń i nic więcej. Na tą myśl lekko się uśmiechnął.
*Ahsoka*
Przeszyła ją kolejna fala elektryczności ,nie czuła już nadgarstków i kostek ,na których były zaciśnięte kajdanki przykuwające ją do ściany. Nie miała pojęcia ile czasu już minęło ,wszystko zawsze było takie same ,sprowadzało się do tortur ,kilku godzin spokoju ,kolejnych tortur i tak cały czas. Nic nie jadła ,nawet jakby coś dostała nic by nie zjadła ,nie byłoby pewności czy jedzenie nie jest zatrute ,pilnowano jej na tyle ,żeby sprawdzić czy przeżyje ale nic więcej. Zdążyła już schudnąć na tyle ,że podarte ubrania na niej wisiały jakby były za duże o dwa rozmiary ,oczywiście to nie był jej największy problem. Kilka razy na dzień dochodziło jej kilka nowych ran do kolekcji ,wolała nie myśleć ile krwi już straciła poza tym za każdym razem czuła się coraz gorzej bo dodatkowo wstrzykiwano jej jakieś dziwne substancje ,których działania wolała nie znać. Kiedy usłyszała ,że ktoś wszedł do pomieszczenia ,a nie było słychać charakterystycznego dźwięku towarzyszącego przy zetknięciu stóp droida z metalową podłogą ,otworzyła oczy. Przed nią stanęła ta druga Togrutanka ,która ją porwała. Jej chłodne ,żółte oczy nie wyrażały nic poza samozadowoleniem ,białe znaki na twarzy kojarzyły się z fragmentami pajęczyn a pod dolną wargą była ledwie widoczna ,wąska blizna. Jedynym czym się nie zgadzało był jej wiek ,teraz już nie wyglądała na czternastolatkę ,była starsza o parę lat ,teraz wyglądała na około dziewiętnaście lat. Uśmiechnęła się sadystycznie i złapała Tano za podbródek przyglądając się jej twarzy ,po chwili bez słowa wyciągnęła małą strzykawkę wypełnioną zieloną substancją i wbiła igłę Ahsoce w przedramię wstrzykując do jej żyły truciznę a po tym wyszła. Do Tano nie bardzo docierało co się stało ,po chwili poczuła się jakby wypalano ją od środka ,nie minęła minuta a zakręciło jej się w głowie i straciła przytomność.
***
Najpierw nic nie widziała ,oczy otworzyła kiedy poczuła zimnego wiatru na twarzy. Otworzyła oczy a widok ją zupełnie zaskoczył ,była w całkowicie zniszczonym mieście ,w powietrze w kilku miejscach unosiły się szare słupy dymu a ulice i chodniki były całkowicie zakryte gruzami. Wzięła głęboki wdech i ruszyła prze siebie ,nie przeszła kilku metrów a natknęła się na pierwsze dwa ciała ,były całkowicie zwęglone. Szybko odwróciła wzrok i ruszyła dalej. Niedaleko leżały kolejne ciała ,tym razem było ich aż dwanaście ,poczuła się jakby stalowe kleszcze zacisnęły się na niej kiedy zauważyła fragmenty białych zbroi klonów ,poczuła się jeszcze gorzej kiedy na jednej z nich dostrzegła niebieskie znaki ,podobne do tych na zbroi Reksa. Wolała nie sprawdzać czy pod hełmami zobaczy znajome twarze. Zmusiła się do odwrócenia się i pójścia dalej. Idąc zniszczonymi ulicami ,mijając kolejne ciała nie mogła przestać zastanawiać się co tu się stało. Całe to miejsce wyglądało jakby przeszła tędy totalna apokalipsa. Kiedy przechodziła obok zniszczonego wieżowca zobaczyła na niedalekiej ścianie jakiś cień ,zniknął i po chwili pojawił się znowu. Niepewnie ruszyła w stronę ,z której pojawiał się cień. Podeszła do jednej z zawalonych ścian i wtedy zza rogu wyskoczyła druga dziewczyna ,Togrutanka o skórze lekko jaśniejszej od jej ,takich samych głowoogonach  i piwnych oczach. Ahsoka przyjrzała jej się dokładniej i aż ją zatkało. Sama nie wiedziała skąd to wiedziała ,jakim cudem ją rozpoznała ale to chyba była jej siostra. Tak bardzo starała się zapomnieć o rodzinie a ona od tak wyskakiwała zza rogu rozwalonego budynku. Czy naprawdę ze wszystkich istot w galaktyce musiała spotykać właśnie ją? Musiała przyznać ,że jeżeli by miała wybierać pomiędzy miesiącem wśród Separatystów a dniem z rodziną wybrałaby to pierwsze ,była świadoma ,że to brzmiało dość podle ale taka była prawda. 
-T-ty...-dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
-Tak ,wybacz ,że żyję.-warknęła Tano.
Nie odpowiedziała jej tylko wpatrywała się w nią robiąc wielkie oczy. Wszystko nagle się rozmyło i zniknęło a po chwili była już gdzie indziej. Znowu znajdowała się w dżungli ,stała na klifie ,ciepły wiatr lekko owiewał jej twarz ,słońce akurat zachodziło. Cała sceneria byłaby w swoim rodzaju piękna ale ją znowu męczyły negatywne odczucia ,nie mogła odpędzić od siebie poczucia winy. Dopiero po chwili zorientowała się ,że nie jest sama ,przed nią w powietrzu unosił się duch ciemnoskórej dziewczyny o niebieskich oczach i czarnych włosach. Dziewczyna spojrzała w dół a po chwili przeniosła wzrok na Ahsokę i lekko się uśmiechnęła. Nie wiedziała czemu ale ten uśmiech tylko spowodował ,że czuła się jeszcze bardziej winna.  ***
Obudziła się kiedy coś zimnego dotknęło jej czoła…
*Chase*
Stał oparty o framugę drzwi do pokoju Lou ,która przed chwilą oświadczyła ,że Rada Jedi chyba kompletnie zwariowała. Czemu? Bo mieli zamiar wysłać go samego na misję ,co z tego ,że polegała jedynie na dostarczeniu zaopatrzenia na Felucię? Przecież on jest postrzelony a Lou nie mogła się powstrzymać ,żeby tego nie zauważyć i nie stwierdzić ,że pewnie zrobi coś głupiego.
-Obiecaj ,że nie rozwalisz statku…-westchnęła po kilku minutach ciszy.
-Ty już się nie martw tylko postaraj się o mistrza mądralo bo bez nas chyba zapomniałaś co to jest zabawa.-pokazał jej język-A teraz wybacz blondasku ,muszę lecieć na misję.-dodał.
-Oj chodź tu głupku…-westchnęła Lou ,podeszła do niego i uścisnęła go przyjaźnie-Masz wrócić bo znajdę cię na końcu galaktyki i uduszę.-dodała puszczając go.
-No pewnie.-Chase pokazał jej język i wyszedł na korytarz.
Idąc do hangaru miał wrażenie ,że coś może się stać ,miał tylko nadzieję ,że się nie wygłupi i może chciał wierzyć ,że uda mu się dowiedzieć czegoś o Ahsoce ,chociaż w to wątpił ,ich misje nie miały ze sobą żadnego powiązania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na swoje usprawiedliwienie nieskładności i pierniczenia od czapy mam tylko ,to ,że po 23 myślenie i się wyłącza. Chciałabym przeprosić Wikę ,której teraz piszę na gg jakieś dziwne przemyślenia ,zabijesz mnie jak dostaniesz ten mój spam ale przy wymierzaniu kary weź pod uwagę ,że się nudzę =D. 

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 7


Kiedy Anakin dotarł na miejsce ,w którym powinna być jego padawanka, Ahsoki nigdzie nie było. Westchnął z lekką irytacją i rozejrzał się po okolicy ,nigdzie nie było żadnego śladu po Togrutance. Przecież jej mówił żeby czekała ,myślał ,że jednak jest bardziej odpowiedzialna. Czy chociaż raz mogłaby go posłuchać? Spróbował się z nią skontaktować, ale nie odebrała, za to w pobliskiej uliczce usłyszał ciche pikanie. Kierowany instynktem poszedł za dźwiękiem. Po niecałych dziesięciu metrach natknął się na zniszczone droidy niszczyciele. Niedaleko leżały dwa miecze świetlne, komunikator i warkoczyk padawana…
~Ahsoka~
Była w ciemnym lesie ,noc była ciepła a gałęziami drzew poruszał lekki wiatr ,gdzieś niedaleko odzywały się nocne ptaki i inne zwierzęta. Nie wiedziała jak się tu znalazła ,po co i dlaczego. Co się stało wcześniej? Nie miała pojęcia. Czuła się dziwnie zagubiona ,jakby została wyrwana z innego świata. Usłyszała szelest w pobliskich krzakach. Instynktownie schowała się za najbliższym drzewem i ukradkiem obserwowała co się dzieje. Zobaczyła dwie ciemne sylwetki ,z ich zarysów stwierdziła ,że również są Togrutanami ,jeden mężczyzna i jedna kobieta. Co tu robili w środku nocy? Kiedy podeszli bliżej zauważyła ,że kobieta w ramionach trzyma śpiące dziecko ale zanim zdążyła przyjrzeć się ich twarzą poczuła jak ktoś chwyta ją mocno za przedramię i odciąga stamtąd. Odwróciła głowę i zajrzała prosto w czerwone oczy. W pierwszej chwili się wystraszyła ale po chwili jej przeszło. Patrzyła na brązowowłosego chłopaka około szesnastoletniego. Czerwonooki przelotnie się uśmiechną i pociągną ją dale przez las.
-Gdzie mnie ciągniesz…?-udało jej się wykrztusić podczas biegu przez las.
Nie odpowiedział tylko biegł dalej. W jednej chwili wszystko się rozmyło w jedną kolorową plamę ,zniknęło i nagle znalazła się w białej próżni wypełnionej czarnymi piórami. Czuła się oszołomiona ,nie miała już pojęcia co się dzieje. Z jednego z piór spłynęła czerwona kropla krwi i spadła prosto na jej dłoń. Przyglądała się czerwonej plamce szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Plamka rozlała się po całej jej dłoni ,poczuła jakby coś pociągnęło ją za ręce i znowu wszystko rozmyło się. Przed oczami wirowały jej kolory i kształty których nie potrafiła rozpoznać. Kiedy poczuła pod nogami grunt znajdowała się w jaskini wypełnionej niebieskimi kryształami ,po środku było rozpalone ognisko. Z nieznanych sobie powodów bała się i czuła jakby coś zimnego spływało jej po karku. Czuła w pobliżu coś złego ,co przenikało do niej jakby próbując ją zatruć. Wzdrygnęła się. Nie chciała tu być. I wtedy znowu coś nią szarpnęło i pociągnęło w przód. Po raz kolejny wszystko się rozmyło w zbiór kolorów i kształtów. Po chwili znowu stała na nogach. Tym razem była w ruinach w jakiejś dżungli ,widziała zachodzące słońce. Tym razem zaczęła odczuwać smutek ,stratę i poczucie winy mieszane z lekką ale niemożliwą do powstrzymania zazdrością. Coś się stało ,tylko nie wiedziała co. Poczuła kolejne szarpnięcie ale tym razem wszystko przerwał ból głowy…
***
Obudziła się cała obolała jakby właśnie spadła z kilkumetrowych ,kamiennych schodów. Dopiero po chwili zorientowała się ,że leży na chłodnej podłodze w małej celi. Co się stało? Wspomnienia były lekko zamglone. Była na Christophsis z Rycerzykiem ,zostali rozdzieleni… Chwilę zajęło jej przypomnienie sobie jak łatwo dała się podejść. Kolejna głupota ,która wpakowała ją w niezłe bagno. Świetnie ,porwana przez czternastoletnią uczennicę Dooku ,Anakin na pewno będzie dumny ,nie ma co. Zła na siebie podciągnęła się do pozycji siedzącej. Wszystko ją bolało a spanie na zimnej podłodze tylko pogorszyło sytuację. Pewnie nie skończyło się na jednorazowym porażeniu ,musiano ją potraktować prądem pewnie jeszcze kilka razy ,albo żeby się nie obudziła albo po prostu dla zabawy. Jak długo była nieprzytomna? I gdzie teraz była? Spróbowała wsłuchać się w Moc z nadzieją ,że może wyczuje Anakina ,że nie zabrali jej gdzieś daleko. Przeliczyła się ,nie wyczuła nic poza tamtą dziewczyną i jeszcze kilkoma osobami. Rycerzyku ,pewnie mnie nie słyszysz ,ale przepraszam ,że tak głupio dałam się złapać… Spróbowała przekazać mu przez Moc ,jeżeli jej się udało może jakoś to pomoże… Westchnęła cicho ,oparła się o chłodną ścianę i przyciągnęła nogi do siebie. Nie wyczuła Dooku więc raczej nie jest przynętą ,ale w takim razie po co ją porwano? Może chcą wyciągnąć z niej jakieś informacje ,jeżeli tak to się przeliczą bo nie miała zamiaru nic mówić nawet na najgorszych torturach. Wolała umrzeć niż zdradzić. Zanim zdążyła dojść do jakichś innych wniosków drzwi do pomieszczenia otworzyły się a do środka weszły dwa droidy. Zerwała się na równe nogi gotowa się bronić. Roboty podeszły do niej próbując chwycić ją za ramiona ale Tano zaczęła się szarpać jednak była osłabiona po swoim spotkaniu z elektrycznością więc po chwili unieruchomiono ją chociaż dalej się szarpała.
~kilka godzin później~
Kiedy poczuła pod sobą twardą ,zimną posadzkę była wyczerpana. To było do przewidzenia ,że od tak po prostu nie przesiedzi spokojnie w celi czasu aż ktoś ją stąd wyciągnie. Sama nie wiedziała już co dokładnie jej zrobiono i wolała o tym nie myśleć. Może zadawano jej jakieś pytania ,nie wiedziała ,nie słuchała przez większość czasu. Spróbowała się podciągnąć na trzęsących się rękach ale znowu opadła na podłogę. W ustach czuła lekko metaliczny smak krwi ,miała wrażenie ,że jej policzki płoną żywym ogniem ,po skórze spływała jej ciepła krew ,w żebrach czuła ucisk jakby coś próbowało ją ścisnąć a w żyłach coś ją paliło. Otruli ją? Nie ,to nie to ,usłyszała jedynie ,że ma cierpieć a nie umrzeć. Czuła jak całe jej ciało lekko drży. W końcu postanowiła ,że najlepszym wyjściem będzie zasnąć. Była tak zmęczona ,że nie miała z tym najmniejszych problemów ,nie zauważyła kiedy skuliła się w kłębek i zasnęła.
~Chase~
-Chase wstawaj!-wrzasnęła blondynka.
Chłopak mruknął coś ,nakrył głowę poduszką i przewrócił się na drugi bok.
-Nie wygłupiaj się ,to ważne.-dziewczyna szarpnęła go za ramię.
-Lou ,daj mi spać…-jęknął Chase.
-Ale tu chodzi o Ahsokę!-zawołała zirytowana zachowaniem przyjaciela.
-Co? Co z nią?-chłopak natychmiast poderwał się z łóżka-Lou ,co jest?
Z miny dziewczyny odczytał ,że nie są to dobre wiadomości.
-Wszyscy już o tym gadają ,podobno wczoraj wieczorem mistrz Skywalker wrócił z misji…-zaczęła.
-I co z nią? Postrzelili ją? Jest źle czy dobrze?-zasypał dziewczynę pytaniami.
Lou przymknęła oczy i westchnęła ze smutkiem.
-Chase ,ona zniknęła…-powiedziała cicho.
Chłopak znieruchomiał i zrobił wielkie oczy. To przecież niemożliwe ,nie mogła zniknąć. Nie dałaby się porwać. Znał ją tak długo ,nie była głupia ,potrafiła się bronić ,jeżeli próbowano by ją porwać broniłaby się wszystkimi możliwymi sposobami ,jeżeli nie miałaby wyboru gryzłaby ,drapała ,kopała i w ostateczności wrzeszczała. Nie wyobrażał sobie ,żeby tak po prostu zniknęła bez śladu.
-To…to niemożliwe ,żartujesz prawda?-zapytał z nieukrywaną nadzieją.
Blondynka smutno pokręciła głową.
-Nie kłamałabym w takiej sprawie ,znasz mnie.-mruknęła.
Chase zamknął oczy i przeczesał włosy dłonią wzdychając. Może już udało jej się uciec? Chciał w to wierzyć ale jeżeli jednak tak się nie stało to on zrobi wszystko ,żeby ją znaleźć. Nie umrzesz Ahsoka ,wszyscy obiecywaliśmy ,że przeżyjemy i wszyscy dotrzymamy słowa…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I znowu cholernie krótko ,i na moje jak zawsze nie wyszło. Sen Ahsoki był wymyślany na chemii ,jakoś nie interesowały mnie kwasy karboksylowe. Oczywiście musiałam pomęczyć Smarkusia ,echh sadystka ze mnie.   

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 6


-Młoda ,za tobą!-ledwie usłyszała głos Reksa zagłuszany dźwiękami wystrzałów ,wybuchów ,szczękiem poruszających się droidów i innym odgłosami charakterystycznymi podczas trwania bitwy.
Ledwie zdążyła się uchylić od wiązki czerwonej plazmy ,która przeleciała niebezpiecznie blisko jej twarzy. Zdając się na swoje wyczulone togrutańskie zmysły i Moc nie odwracając się zniszczyła trzy droidy próbujące ją odstrzelić i rzuciła się do dalszej walki. Odbiła swoim shoto kilka kolejnych blasterowych pocisków ,które szczęśliwie trafiły w droidy niszcząc je. Niestety robotów było więcej niż przewidzieli a ona i żołnierze zaczynali się już męczyć kilkugodzinną walką. Kolejnym problemem było rozdzielenie jej i Anakina i blokowanie łączności ,na dodatek z nią została mniejszość klonów a droidów chyba ciągle przybywało. Rycerzyku ,gdzie jesteś? W Mocy wyczuwała go ale przez bitewne zamieszanie nie mogła się skupić żeby go odnaleźć. Miała jedynie nadzieję ,że jakoś się odnajdą. Nie myśląc za wiele rzuciła się między droidy tnąc je swoimi mieczami dopóki nie usłyszała wybuchu bomby i wołania jednego z żołnierzy. Spojrzała w górę akurat żeby zobaczyć jak jeden z budynków zaczyna lecieć w dół ,zorientowała się ,że jeżeli się nie ruszy przygniecie ją. Rzuciła się biegiem przed siebie nie zastanawiając się ,w którą stronę biegnie. Uciekła w ostatnim momencie ,kilka centymetrów za nią budynek uderzył w ziemię. W powietrze uniosła się chmura biało-szarego pyłu ,chodnik zatrząsł się a z dawnego wieżowca została teraz jedynie kupa gruzów. Pył zaczął opadać a ona zorientowała się ,że jest sama ,klony zostały po drugiej stronie.
-Młoda! Jesteś tam!?-zza ściany gruzów usłyszała głos Reksa.
-Jestem!-odpowiedziała-Nic mi nie jest!-dodała szybko wyczuwając niepokój kapitana.
Rozejrzała się sprawdzając czy znajdzie jakieś przejście ,jedyną drogą było przeskoczenie nad gruzami.
-Zaraz do was wrócę!-dodała szykując się do skoku.
-Nie skacz na to!-odpowiedział Rex.
-Co!? Ale...
-Budynek zgniótł trochę blaszaków ,gruzy są niestabilne ,jeżeli na to wskoczysz możesz spaść albo zapaść pod to!
Westchnęła cicho ,zawsze musi coś pójść nie tak.
-Możemy spróbować...-ciągnął dalej Rex ale ona mu przerwała.
-Nie Rex ,musicie dalej walczyć ,poradzę sobie ,znajdę inną drogę i wrócę do was.-powiedziała-Jakbyście spotkali Rycerzyka powiedz mu ,że nic mi nie jest.-dodała.
-Wróć cała młoda.-odpowiedział kapitan.
-Wrócę...-mruknęła ,odwróciła się i ruszyła przed siebie.
Zastanawiała się jakim cudem miała jedynie parę obtarć i obić. Teraz ,kiedy szła sama opustoszałą ,cichą uliczką zaczęła mocniej odczuwać zmęczenie ,siniaki i zadrapania zaczęły o sobie przypominać ale ona starała się nie zwracać na to uwagi ,zagłuszała ból i zmęczenie jak tylko mogła. Wyłączyła swoje shoto i przypięła je do pasa ale dłuższy miecz nadal trzymała w gotowości na wszelki wypadek. Gdyby chociaż wiedziała czy łączność wróciła... Niebo zaczynało już ciemnieć i dawało się na nim dostrzec zarysy bladego księżyca ,przez to i przez architekturę miasta ,w którym większość budowli była wzorowana na kryształach ,wszystko nabierało pewnej tajemniczości. Gdybym jeszcze wiedziała ,którędy wrócić ,przebiegło jej przez myśli. Nie ,musi wrócić i nie ma innej opcji. Pewnie Anakin się irytuje ,że jej nie ma ,chyba ,że walka nadal trwała. Poczuła wyrzuty sumienia ,może Rycerzyk i klony nadal walczą ,może mają kłopoty a ona włóczy się po pustym mieście i nie ma pojęcia jak wrócić ,gdyby była bardziej rozgarnięta już by wróciła i im pomogła. Ciszę przerwał piszczący dźwięk wydobywający się z jej komunikatora. Serce nagle jej przyśpieszyło ale po chwili zorientowała się ,że to tylko ktoś chce się z nią skontaktować ,czasami była naprawdę niemyśląca.
-Ahsoka.-usłyszała głos Anakina prawie natychmiast po odebraniu.
-Żyję Rycerzyku ,nic mi nie jest.-powiedziała uśmiechając się pod nosem.
-Gdzie jesteś?-zapytał.
-Szczerze sama do końca nie wiem...-przyznała z rezygnacją.
-Zostań gdzie jesteś ,namierzymy cię.-westchnął Skywalker.
Pięknie ,teraz stworzy dodatkowy problem ,czemu ona zawsze jest taka nierozgarnięta?
-Ale Rycerzyku…-zaczęła.
-Żadnego „ale” Smarku.-przerwał jej.
-Echhh…dobra.-mruknęła i rozłączyła się.
Świetnie ,znowu to samo ,jakby była głupim dzieckiem. Sama dałaby radę wrócić ,przecież nic jej się nie stało ,poza tym co może jej grozić w opustoszałym mieście? Z niezadowoleniem oparła się o ścianę jakiegoś budynku i zapatrzyła się w niebo. Zanim się zorientowała odbiegła myślami poza planetę. Co teraz robią jej przyjaciele? Lou pewnie uczy się w Świątyni ,Barrissa może też jest na misji ,a Chase…z nim nigdy nic nie wiadomo. Pamiętała dzień ,w którym się poznali. Tego samego dnia dołączyli do klasy młodzików ,na początku się do siebie nie odzywali ,do czasu aż tego samego dnia wpadli na siebie na stołówce. Oboje czuli się trochę zagubieni i praktycznie nikogo nie znali. Okazało się ,że oboje są tak samo wygadani i zanim skończyli zjeść obiad byli już przyjaciółmi. Później dołączyła do nich Lou i tak zaczęli wkurzać po kolei wszystkich mistrzów ,którzy próbowali ich uczyć ,a mimo wszystko nie narzekano na nich aż tak bardzo… Niebo zdążyło już całkowicie ściemnieć a nad planetą świecił teraz blady księżyc. Usłyszała w uliczce obok czyjeś kroki. Może to Anakin? Nie ,nie wyczuła go z Mocy za to pojawił się ktoś inny ,ale nie zostawiał przyjemnego wrażenia. Wzdrygnęła się mimowolnie. Miała wrażenie ,że powinna kojarzyć tego kogoś ale postać była czymś przesłonięta ,dopiero po chwili uświadomiła sobie ,że to przez Ciemną Stronę ,tylko nie tak silną jak w Dooku czy Ventress. Chwyciła w dłonie oba miecze ,które lekko rozświetliły ciemność zielonym blaskiem. Z uliczki wyszła trochę niższa od niej dziewczyna ,również Togrutanka miała może trochę więcej niż czternaście lat ,jej głowoogony były fioletowo-białe ,na policzkach i czole miała wzory ,skomplikowane wzory ,które kiedyś musiały być białe ale teraz wyglądały na zszarzałe ,oczy miała nienaturalnie żółte ,otoczone czarną kredką jakby dla podkreślenia efektu jaki sprawiały jej tęczówki. Ahsoce jej twarz wydawała się znajoma ale sama nie wiedziała czemu ,nie potrafiła jej z niczym skojarzyć. Nie wydawała jej się zbyt groźnym przeciwnikiem ,wyglądała na młodszą i mniej doświadczoną ,musiał ją przysłać Dooku ,szybko znalazł sobie nowego ucznia ,tylko wydawało jej się ,że powinna być starsza… Żółtooka nic nie powiedziała ,stanęła przed nią i zlustrowała ją od stóp do głów wzrokiem. W pobliżu rozległ się szczęk metalu. Tano rozejrzała się i zauważyła ,że otoczyły ją trzy droidy niszczyciele. Pięknie ,nie będzie tak łatwo. Roboty kiedy tylko włączyły się ich tarcze ochronne zaczęły do niej strzelać. Starała się unikać wszystkich pocisków jak mogła ale nie da rady tak cały czas. Nie wiedziała gdzie jest Anakin i za ile do niej dotrze więc jedynym logicznym rozwiązaniem wydawało jej się wbiec do uliczki ,z której wyszła druga Togrutanka ,wtedy droidy potoczą się za nią i będą musiały wyłączyć swoje osłony co pozwoli jej je zniszczyć. Nie zastanawiając się długo przeskoczyła dziewczynie nad głową i rzuciła się biegiem w ciemną uliczkę. Tak ,jak przewidziała droidy potoczyły się za nią. Po przebiegnięciu około dziesięciu metrów zatrzymała się i od razu zniszczyła dwa pierwsze niszczyciele a trzeciego zaraz po nich ,zanim zdążył na nowo włączyć osłonę. Zanim zdążyła wykonać kolejny ruch przy jej gardle znalazło się czerwone ostrze a na plecach poczuła coś zimnego. Zanim stało się coś więcej przeszyła ją elektryczność i straciła przytomność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~   
Nieme ,ja nie myślałam pisząc to ,lałam ze wszystkiego bo znowu głupawa mnie atakuje poza tym jestem pod wpływem cukrowego barana. Większość napisałam na „cudownym” rodzinnym obiedzie ,który trwał do kolacji (no bo wcale nie chciałam wszystkim w pokoju przywalić ,żeby w końcu się ode mnie odczepili -,-). Lalala ,zakończenie było zaplanowane praktycznie od początku tak samo jak nowa postać ^^. Dedyk dla eee…wszystkich niewielu osób ,które mają cierpliwość czytać moje wymysły.