niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 16

Leżała nieruchomo na łóżku, żyła, ale była nieprzytomna już cały dzień, jej zwykle pomarańczowa skóra była teraz blada a na czole miała dużego, fioletowego siniaka.
-Czy ty chociaż raz nie możesz wrócić cała Smarku?-westchnął dotykając dłonią jej ciepłego policzka.
Teraz wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, jak dziecko, chociaż na pewno sama by się kłóciła, że nie jest dzieckiem, był pewien, że byłaby gotowa zrobić mu o to awanturę na cały statek. Odkąd się poznali starała się mu udowodnić, że wcale nie jest dzieckiem a on jest nadopiekuńczy, ale dla niego zawsze będzie jak młodsza siostra, młodsza, wkurzająca, nadpobudliwa, pyskata, złośliwa siostra, na której mu zależało... Ahsoka poruszyła się niespokojnie co wyrwało go z zamyślenia. Togrutanka zaczęła się wiercić i po chwili otowrzyła szeroko oczy, w tej chwili przypominała spłoszonego kociaka, jej źrenice były rozszerzone, wodziła po pokoju zdezorientowana i wystraszona. To tylko sen, tylko sen...powtarzała sobie w myślach. Tak, przecież nie mogła wszystkiego zawalić, nikt jej nienawidzi, nikt przez nią nie jest martwy. Dopiero po kilku minutach zauważyła swojego mistrza.
-Witamy wśród żywych Smarku.-odezwał się Anakin.
-Tylko mi nie wciskaj, że byłam martwa.-wymamrotała.
-Nie, ale rozbiłaś sobie i głowę, i statek mój genialny padawanie.-odpowiedział Skywalker.
-A to moja wina, że prawie nigdy nie dajesz mi latać?-powiedziała Ahsoka robiąc minę niewiniątka.
-A to moja wina, że nigdy mnie nie słuchasz?-odparował.
-Słucham, ale jak nie zwracasz na to uwagi to twój problem.-Togrutanka spróbowała usiąść, efekt był taki, że jak tylko się podniosła zakręciło się jej w głowie i lekko pozieleniała.
-A ty gdzie się wybierasz? Nigdzie nie leziesz, leżysz i nie ruszasz się stąd zrozumiano młoda?-powiedział Anakin popychając ją na materac.
Ahsoka zrobiła niezadowoloną minę, ale nic nie powiedziała. Nie miała siły się wykłócać, tylko fuknęła coś pod nosem wyrażając swoje niezadowolenie. Mimo wszystko nadal była skołowana przez ten okropny sen, był taki wyraźny, że miała wrażenie, że zaraz znajdzie na lewej ręce rozcięcie, którego oczywiście tam nie było. Wszystko było tak jak zawsze, nie była winna czyjejś śmierci, Anakin był tu z nią zadowolony, że chociaż raz go posłuchała, wszystko tak, jak zawsze.
-Może powinni jeszcze sprawdzić czy nie masz wstrząsu mózgu, aż dziwne, że nie marudzisz.-stwierdził Skywalker.
-A weź już bądź cicho Rycerzyku.-mruknęła Tano ziewając.
-Tylko nie mów, że jeszcze ci mało snu? Cały dzień spałaś jak zabita.
-Nie gadaj tyle, nie potrzebuję motywacji żeby chcieć skopać ci dupę.-odpowiedziała sennie Ahsoka i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
-Jasne...odpoczywaj Smarku.-Anakin odwzajemnił uśmiech, ale ona już spała, tym razem bez żadnych snów.
~2 dni później~
Spacerowała po mieście razem z Chase'm. Kiedy udało jej się wyrwać od Vokary od razu poleciała go szukać żeby tylko gdzieś wyjść. Przez te dwa dni tylko się nudziła, teraz w końcu była wolna, a jedynym śladem po jej wypadku był blaknący siniak na czole, któremu trzeba było się dobrze przyjrzeć, żeby go zauważyć. Było już późne popołudnie i było niemiłosiernie ciepło więc Chase zaciągnął ją na lody, przynajmniej tym razem postanowił zwalczać upał czymś innym niż wrzucaniem jej do fontanny. Nawet nie zastanawiała się skąd chłopak wyciągnął pieniądze (no jej czasami Anakin dawał "łapówkę" żeby zniknęła i przestała go wkurzać). Mieli już iść dalej kiedy kasjerka dorzuciła:
-Ładna z was para.
Oboje ledwie powstrzymali wybuch śmiechu, Chase niewinnie pokiwał głową i odeszli, żeby po odejściu kilku metrów dostać napadu śmiechu.
-Ostatni raz się gdzieś z tobą pokazuję bez moich mieczy.-stwierdziła Ahsoka między wybuchami śmiechu.
-Ej, jestem aż taki zły?-Chase strzelił udawanego focha.
Tano wywróciła oczami i szturchnęła go łokciem. Chase wcale nie był zły, ani trochę, ale sam pomysł, że oni mieliby być parą rozbawiał ją do łez.
-Nie, wcale...ale jeżeli ktoś jeszcze weźmie nas za parę może nie być ciekawie.-odpowiedziała.
-Czemu?
-A pamiętasz może, że mam nadopiekuńczego mistrza, któremu na pewno coś takiego się nie spodoba?
-Nie ma go tu, możemy się powydurniać.-stwierdził Chase z rozbrajającym uśmiechem.
-No pewnie, i co? Może mam cię pocałować?
Popatrzyli na siebie ledwie powstrzymując kolejny napad śmiechu.
-Dobra, dawaj.-odpowiedział jej w końcu.
-Pfff...chciałbyś.-Tano pokazała mu język.
-Mhmm...może nie ja...ale jest pare osób...
Togrutanka nie wytrzymała i zaczęła się śmiać jeszcze mocniej. W całym swoim życiu zaliczyła tylko dwa pocałunki, pierwszy, na misji na Mon Gazza, kiedy Kidd pocałował ją w policzek "na szczęście", a drugi kiedy to udawała narzeczoną Luksa przed Strażą Śmierci, a on, żeby się zamknęła i ich nie wydała, ją pocałował, o żadnym z nich nie wiedział Anakin i bardzo dobrze, miała nadzieję, że tak zostanie na zawsze.
-No peeeewnie...-rzuciła z sarkazmem.
-Tak tylko dla śmiechu, nie mów, że się boisz.-zaśmiał się Chase.
-Tylko nic nie kombinuj.-odpowiedziała Ahsoka z rozbawieniem.
-Nie mam zamiaru.-chłopak zrobił niewinną minę.
-Yhym...
Nadal głupio się śmiejąc zbliżyli się do siebie, Chase, który był kilka centymetrów wyższy pochylił się, a Ahsoka uniosła się na palcach. Oboje ledwo powstrzymywali śmiech.
-Ogarnijmy się...-mruknęła Ahsoka, ale przerwał jej Chase całując ją.
Nie trwało to dłużej niż minutę, oboje by dłużej nie powstrzymali śmiechu. Odsunęli się od siebie i zaczęli się śmiać.
-Jesteśmy głupi!-stwierdziła Ahsoka.
Przerwał im komunikator Ahsoki, który zasygnalizował połączenie. Togrutanka powstrzymała śmiech i odebrała.
-Ahsoko, mogłabyś łaskawie odbierać za pierwszym razem?-odezwał się zirytowany Anakin.
Dziewczyna w myślach zaklęła zastanawiając się jakim cudem dopiero teraz zorientowała się, że Anakin do niej dzwonił.
-Eee...przepraszami mistrzu.-wyjąkała.
Niedaleko Chase tarzał się ze śmiechu.
-Coś się dzieje?-zapytała.
-Wracaj do świątyni, mamy misję.-odpowiedział i zakończył połączenie.
-No i koniec zabawy...Ruszaj się Chase.-powiedziała i rzuciła się biegiem w stronę powrotną, a chłopak pobiegł za nią.
Po dziesięciu minutach wbiegali po marmurowych schodach do świątyni, ledwie wpadli na korytarz a przed nimi pojawił się Anakin, który widząc ich razem wywrócił oczami.
-No co tak długo gołąbeczki?-zapytał.
Oboje stanęli jak wryci i zaczerwienili się, Chase zrobił się czerwony na twarzy a głowoogony Ahsoki przybrały intensywniejsze barwy.
-Nie jesteśmy żadnymi gołąbeczkami.-odpowiedziała szybko Ahsoka i tupnęła nogą.
Tylko się pocałowaliśmy dla śmiechu bo jesteśmy głupi...Nie, o tym pocałunku też się nie dowie, nie ma mowy!
-No dobra, nie jesteście gołąbeczkami kochasie.-stwierdził Skywalker.
-Yhh...jak ja...Gadaj co to za misja!-wyrzuciła z siebie zirytowana Ahsoka.
-To ja nie przeszkadzam...-mrukną Chase i już go nie było.
-No a więc...?-Tano popatrzyła na Anakina pytająco opierając się o ścianę.
-A co powiesz na wycieczkę na Shili?-odpowiedział Skywalker.
Dziewczyna zrobiła wielkie oczy a szczęka jej opadła, pewnie gdyby nie ściana, o którą się opierała, przewróciłaby się. No pięknie...nic lepszego mi się nie marzy...Warknęła w myślach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak więc chyba widać, że na głupawce nie powinnam pisać. No i yeeeah, jestem głupim geniuszem, na egzaminach miałam najmniej 70% z historii i najwięcej 88% z polskiego *jedoosobowa impreza w moim pokoju* więc jako, że mam zajebisty humor ludu pański dedyk jest dla wszystkich!

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 15

Na wstępie: podejrzewam, że zostanę zjedzona, za to, co wymyśliłam, miło się żyło. 
~~~
Był już środek nocy a ona nie mogła spać, nie mogła spokojnie zamknąć oczu, położyć się i zasnąć, nie po tym co się stało. W pamięci nadal miała świeże wspomnienie wyrazów twarzy wszystkich członków Rady Jedi kiedy tego wieczoru stanęła przed nimi ze swoim mistrzem. Wszyscy mieli na twarzach ten sam wyraz dezaprobaty, niektórzy zawiedzenia a może nawet i złości na nią. Wiedziała, że było to uzasadnione, sama na siebie była wściekła, była taka głupia! Najgorsze jednak było spojrzenie na twarz jej mistrza, chyba pierwszy raz Anakin był na nią tak wściekły, zawiodła go na całej linii, była zaskoczona, że nadal była jego padawanką. "Zawiodłem się na tobie, myślałem, że jesteś bardziej rozsądna, lepiej cię szkoliłem..." Pamiętała wszystko co powiedział, słowo w słowo, dokładnie pamiętała jak na nią patrzył, chociaż sama nie była w stanie na niego spojrzeć. Każde wspomniane słowo rozdzierało jej serce na drobne strzępki, tak, że już chyba nic z niego nie zostało, mimo to w myślach na nowo odtwarzała te zdania, mimowolnie przypominała je sobie, przypominała sobie wszystko, chociaż wolałaby zapomnieć. Wszystkie wspomnienia tak ją raniły, ale zasłużyła sobie na to, zasłużyła na wszystko co ją spotkało. Była na siebie tak zła, za swoją głupotę, za nieodpowiedzialność, za to, co zrobiła! Wszyscy patrzyli teraz na nią tak samo, prawie jak na mordercę, przechodząc korytarzem czuła te spojrzenia na sobie i wiedziała, że słusznie się tak na nią patrzy. Po głowie nadal obijały się jej słowa Anakina, raz za razem rozdzierały jej serce na jeszcze mniejsze kawałki, wszystkie tak przepełnione poczuciem winy, żalem do samej siebie, złości na siebie...a może nawet i nienawiści i odrazy do siebie. Musiała to sobie powiedzieć, zabiła ich wszystkich, może nie bezpośrednio ale była winna ich śmierci, to przez nią zginęło te kilkadziesiąt klonów. Przed oczami miała ich martwe ciała, słyszała ich krzyki kiedy umierali, sama powinna być martwa, ale jakoś przeżyła bez najmniejszej rany, jedynie po to, by cierpieć, żeby odpowiedzieć za ich śmierć, żeby ją winiono. Sama nie wiedziała jak to się stało, że nie wykonała rozkazu, po prostu było tak wielkie zamieszanie, wszystko jej się pomieszało, nawet dokładnie nie usłyszała co ma zrobić, dlatego się nie wycofała, nawet miała wrażenie, że miała dalej atakować. To było bez sensu, jej mistrz twierdził, że nakazał odwrót, ona od niego usłyszała przez komunikator coś zupełnie odwrotnego. Wtedy wszystko stało się tak szybko, droidów nagle przybyło, bomby wybuchły i...i wszyscy byli martwi. Próbowała ich ratować, ale było za późno na wycofanie się, nie udało jej się ocalić nikogo poza sobą. Wolałaby zginąć razem z nimi, to byłoby lepsze od tego, co teraz ją czekało, chciałaby cofnąć czas i wszystko odkręcić, albo chociaż zginąć za nich, ale już nic się nie dało zrobić. Czuła się jakby sama bezpośrednio ich zabiła, tak naprawdę teraz miała na swoich rękach ich krew. Przypomniała sobie wyraz twarzy Reksa, zszokowany, zawiedziony, był tak wyraźny jakby kapitan stał teraz przed nią zaraz obok Anakina, który nie ukrywał jak bardzo był na nią wściekły, nie zdziwiłaby się gdyby się do niej już nie odezwał. Zawiodła wszystkich , każdego na kim jej zależało. Tak bardzo chciałaby, żeby ktoś, ktokolwiek, Anakin, Chase, Lou, Barrissa, przyszedł do niej, powiedział, że będzie dobrze…ale wiedziała, że to się nie stanie, nikt do niej nie przyjdzie, nie będzie dobrze, wszystko zepsuła, już nie miała nikogo. Łzy bezsilności i złości na siebie spływały jej swobodnie po twarzy mocząc policzki, bluzkę, skapując na poduszkę, na której leżała zwinięta w kłębek, słone krople piekły jej zadrapania na policzkach po ostatniej bitwie, ale nie zwracała na to uwagi, teraz nie liczyło się dla niej nic wielkim poczuciem winy. Nie wiedziała jak długo tak leży, nie zwracała uwagi na czas, więc nie zauważyła kiedy w końcu zasnęła.
***
Było zimno i ciemno, nic nie widziała, czuła w sobie straszną pustkę i przenikliwe zimno. Skuliła się w kłębek, żeby choć trochę się ogrzać, ale to wcale nie pomogło. Bała się, nie wiedziała gdzie jest, czemu się tutaj znalazła…Była sama, bezbronna, wystraszona, ale wszystko to przesłaniały inne odczucia, ból, nie fizyczny ale psychiczny, nie dające spokoju poczucie winy, złość i odraza do własnej osoby, uczucie bezsilności i osamotnienia, świadomość bycia zbędnym ciężarem. Czemu jeszcze żyła? Czy nie lepiej by było gdyby umarła? Wokół niej zaczęła się zbierać widmowa mgła, nie wiedziała czy to tylko złudzenie, czy układa się ona w widmowe postacie. Chciała odwrócić wzrok, nie patrzeć na to ale coś jej nie pozwalało, mgła przybrała niewyraźne kształty ludzkich widm. Usłyszała ich szepty, potwierdzały jej obawy, mówiły, że jest bezwartościowym ciężarem dla wszystkich, pokazywały jej martwe ciała szepcząc, że to przez nią, a ona musiała patrzeć, czuła jak łzy płyną jej po twarzy, ale nie mogła odwrócić głowy. Miała wrażenie, że zaraz oszaleje, nie chciała na to patrzeć, już i tak była boleśnie świadoma swoich błędów, musiała też się zgodzić ze słowami widm, była mordercą, to wszystko było jej winą, powinna umrzeć…
***
Obudziła się poruszając się gwałtownie. Otworzyła nadal załzawione oczy. Czy to możliwe, że płakała przez sen? Niepewnie otarła wierzchem dłoni mokre policzki i usiadła na łóżku. Co ma teraz zrobić? Na pewno nie ma treningu, Anakin pewnie nawet nie chce jej oglądać, Chase i Lou…nie, na pewno też nie chcą z nią rozmawiać, Barrissy nawet nie ma i dobrze, nie chciałaby widzieć jeszcze jej z tym wyrazem twarzy mówiącym, że jest nią zawiedziona… Nie miała ochoty nawet opuszczać swojego pokoju, wiedziała co ją czeka, te same spojrzenia co wczoraj, wiedziała, że będą o niej rozmawiać, nie chciała słuchać na nowo jak jest beznadziejna, sama to wiedziała, aż za dobrze. W końcu wstała z łóżka i poszła do łazienki się przebrać. Stanęła przed lustrem i opłukała twarz chłodną wodą, przyjrzała się sobie. Wyglądała co najmniej jakby dopiero wstała z grobu, miała cienie pod oczami, zaczerwienione oczy i policzki, nie spała najlepiej więc była też lekko blada. Szybko przebrała się i chwilę zastanawiała się czy iść coś zjeść, nie czuła się głodna, z resztą i tak nie dałaby rady nic zjeść, czuła się jakby była ściśnięta od środka, poza tym nie chciała kogokolwiek teraz widzieć, nie potrafiła spojrzeć nawet we własne odbicie, widziała w nim tylko morderczynię. Wiedziała, że to użalanie się nad sobą jest jeszcze gorsze, ale nie mogła nic na to poradzić, czuła się jakby ktoś porozbijał ją na małe kawałki a ona nie mogła się pozbierać w całość. Zabiłaś ich…Morderca…Nie wiedziała, czy to ona sama to sobie powtarza w myślach, czy jakaś część jej stara się ją jeszcze bardziej pognębić. Powinnaś umrzeć… Wszyscy cię nienawidzą…W oczach zebrały jej się łzy, osunęła się na kolana i przycisnęła dłonie do głowy jakby to miało pomóc. Słyszała coraz więcej zarzutów, z każdą chwilą czuła się coraz gorzej, nieświadomie trzęsła się. I nagle wszystko znikło, nic już nie słyszała, nie myślała…za to czuła coś innego, po jej lewym przedramieniu wąską stróżką spływała czerwona krew znacząc na jej skórze… Musiała o coś zahaczyć i przypadkiem się zranić. Ze zdziwieniem odkryła, że to jej w jakiś sposób pomagało, teraz już nie myślała o tym, co się stało, na chwilę zapomniała o problemach, jakby ból fizyczny wypierał ten psychiczny…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejka do zabicia mnie zaczyna się po lewej. Dedykacja dla Wiki, która zaraz mnie objedzie równo i porządnie.     

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 14

-Akiva!-zawołała trzylatka rzucając się na szyję brązowowłosemu dwunastolatkowi. 
-Hej Soka.-zaśmiał się Akiva przytulając ją.
Dziewczynka wtuliła się w niego i ukryła twarz w jego ramieniu. Cieszyły ją chwile z nim, zawsze czuła się przy nim szczęśliwsza, on traktował ją przyjaźnie, w domu patrzono nią nią tak jakoś dziwnie, jakby było coś z nią nie tak albo zrobiła coś złego, a ona nawet nie wiedziała co to jest. Zawsze starała się poprawić, zawsze, ale nikt i tak tego nie zauważał, wszyscy uważali ją za gorszą i się z tym nie kryli. Akiva taki nie był, podobno był jej kuzynem, ale to było takie dziwne, no bo przecież on miał włosy a ona nie, poza tym miał jaśniejszą skórę i nie posiadał ani jednego białego znaku na twarzy, jedynym co ich łączyło były mocno niebieskie oczy. Tak naprawdę dla niej się to nie liczyło, uwielbiała te rzadkie chwile z nim. Czasami chłopak się po prostu pojawiał i zabierał ją gdzieś, nikt nie protestował, raz nawet podsłuchała jak jej tata mówi "po prostu zabierz mi ją z oczu". Poczuła się wtedy okropnie, to był dowód na to, że nikt jej nie chciał, nikt poza Akivą. 
-Gdzie byłeś?-zapytała z błyskiem w oku.
-W domu, a gdzie miałem być mała?-odpowiedział z rozbawieniem.
-No ale chciałabym żebyś przychodził częściej...-dziewczynka zrobiła proszącą minę.
-Ale nie mogę.-odpowiedział jej.
-Czemuuuuuu?-mała posmutniała.
-Bo ja w przeciwieństwie do ciebie chodzę do szkoły.
-Ale wszyscy poza tobą mnie nienawidzą...-mruknęła cicho.
-Wcale tak nie jest, poza tym nie martw się, obiecuję ci, że niedługo to się zmieni.-powiedział i puścił do niej oczko.
Ahsoka popatrzyła na niego z nadzieją, po chwili uleciał z niej cały smutek, nie myślała o czymś dłużej niż kilka minut, jak każde dziecko.
-A patrz co umiem!-zawołała i wyciągnęła przed siebie małą dłoń.
Akiva przyglądał się jej z lekkim uśmiechem. Mała mocno zacisnęła powieki, zmarszczyła czoło a po chwili po trawie potoczył się do niej mały, szary kamyk. 
-Widzisz?-zapytała z dumą otwierając swoje duże, niebieskie oczy.
-Widzę.-odpowiedział Akiva i poklepał ją po głowie. 
-Fajnie prawda?-dziewczynka zadała kolejne pytanie.
-No pewnie.
-Ale Carlie jak zobaczyła powiedziała, że jestem wiedźmą i powiedziała mamie, że ją straszę.-poskarżyła się.
-Nie jesteś wiedźmą Soka, jesteś...utalentowana a ona ci zazdrości.-pocieszył ją Akiva i przytulił ją delikatnie.
***
Obudziło ją poranne światło wpadające przez okno. Lekko zirytowana przewróciła się na drugi bok i zakryła twarz poduszką. Kiedy już śni jej się coś przyjemnego to musi się budzić! Cholerne światło! Dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest w swoim pokoju. No przecież Anakin uparł się, żeby dla pewności została na noc w salach uzdrawiania. No bo kto inny kazałby jej tu zostać z powodu kilku siniaków, jakichś tam ran po torturach i jak to określiła Vokara "ogólnego wyczerpania". Tyle razy powtarzała, że czuje się dobrze, że to nie przez leki przeciwbólowe tak dobrze się czuje tylko po prostu nic jej nie jest! Mogła mówić, protestować i się kłócić, ale oczywiście nikt nie miał zamiaru jej posłuchać, jak zawsze, nawet o samej sobie nie mogła decydować! Nie pozostawało jej nic innego, jak niechętnie zostać i strzelić focha na cały wszechświat. I jeszcze to głupie słońce ją teraz budzi, naprawdę nie miała dzisiaj najlepszego humoru. Dla tego kiedy przyszedł do niej Chase, ze swoim zwyczajowym uśmiechem i błyskiem w oku i powiedział "Dzień dobry słoneczko" dostał poduszką między oczy tak mocno, że poleciał na sąsiednie łóżko.
-Ja ci dam słoneczko, było siedzieć cicho to by mnie Rycerzyk tu nie zaciągnął.-burknęła.
-Taaa jasne, nie moja wina, że wyglądałaś jak pół martwa.-odpowiedział jej natychmiast Chase podnosząc się-A i pewnie się ucieszysz, dzisiaj jesteś już wolna marudo.-dodał
To podziałało na nią natychmiastowo, od razu zeskoczyła z łóżka i przeciągnęła się.
-Jestem wolna!-zawołała.
-Jesteś wolna już od kilku dni geniuszu.-zaśmiał się Chase.
-Zamknij się, siedzenie na dupie w łóżku to nie wolność.-odpowiedziała.
-Jakbym zbierał kasę za każde "zamknij się" usłyszane od ciebie byłbym już bogatszy od większości senatorów.-stwierdził.
-Za...przestań gadać głupoty.-powiedziała Tano wywracając oczami.
Chase zaśmiał się z rozbawieniem.
-Może chcesz słownik?-zapytał.
 -Może chcesz z buta?-odpyskowała dziewczyna.
-Nie dzięki, mam dwa swoje.
-To może włosy ci obciąć?
-odejdź demonie nieczysty od mego życiowego dobytku!-zawołał i wybiegł z sali.
Ahsoka rzuciła się biegiem za nim śmiejąc się. Znów było tak, jak dawniej, w tym momencie wojna nie istniała, byli tylko oni i ich zwariowana przyjaźń, no i karcące spojrzenia mistrzów. Czasami odnosiła wrażenie, że część z nich zachowywała się jakby nigdy nie byli młodzi, albo zapomnieli jak to jest, ale nie bardzo się tym przejmowała.Wiedziała, że nikt nie jest wiecznie młody, ale to nie oznaczało, że z wiekiem trzeba robić się ponurym zgredem. Ścigała Chase'a po korytarzach, dopóki oboje się nie poślizgnęli przez co wpadli na kogoś.
-Aż boję się zapytać, ale co się stało tym razem Smarku?-usłyszeli nad sobą głos Anakina.
Oboje unieśli głowy i natychmiast podnieśli się z podłogi otrzepując się z kurzu.
-Zupełnie nic mistrzu.-odpowiedziała Tano z niewinnym uśmieszkiem.
-Chciała mi obciąć włosy!-wtrącił Chase.
-Groził mi słownikiem!-odparła dziewczyna.
Skywalker zrobił zdziwioną minę, nigdy nie pojmował o co chodzi tej dwójce i chyba wolał ich nie rozumieć.
-A ty nie masz treningu geniuszu?-dodała Ahsoka.
-Eee...no to spadam...-wymamrotał Chase i rzucił się biegiem do sali treningowej.
Anakin popatrzył na Ahsokę pytająco jakby żądając wyjaśnień, Tano oparła się o parapet pobliskiego okna z niewinnym uśmieszkiem i wzruszyła ramionami. No przecież tym razem nic nie zrobiła.
-Jestem grzeczna, nie patrz tak na mnie.-powiedziała.
-No pewnie Smarku, jak ty jesteś grzeczna to ja jestem Sithem.-stwierdził Skywalker.
-No to chyba powinniśmy cię zamknąć nie?-uśmiechnęła się złośliwie.
-A tobie dać coś na uspokojenie.
-Nie moja wina, że przez ciebie musiałam siedzieć w łóżku i się nudzić.
-No pewnie, wszystko zwal na mnie...a tak przy okazji, są prostsze sposoby na poderwanie chłopaka niż grożenie mu ścięciem włosów.
-Ej! Ja wcale go nie podrywam!-zaprotestowała Ahsoka a niebieskie paski na jej lekku przybrały ciemniejsze barwy.
-No wcale nie, i w ogóle się nie rumienisz.-Skywalker zaśmiał się z gwałtownej reakcji jego padawanki.
Dziewczyna przyłożyła dłonie do głowoogonów próbując je nieudolnie zasłonić. Co mu znowu strzeliło?! Ona i Chase?! No chyba nie! To w ogóle było nierealne, byli przyjaciółmi, nikim więcej! Poza tym przecież nie mogli...to było wbrew kodeksowi Jedi! Skoro on twierdzi, że ją i Chase'a może łączyć coś więcej wolała nie myśleć co by się stało gdyby dowiedział się co dokładnie stało się na Carlac, już widziała to piekło. Co z tego, że kiedy Lux ją pocałował to było udawane, i tak miałaby przechlapane. Dlatego uparcie twierdziła, że nic wielkiego się nie wydarzyło, opisała wszystko skrótowo i tyle, uważała to za zakończony temat, Lux gdzieś odleciał, nie było między nimi żadnego kontaktu, koniec bajki. Mimo to czasami nadal zastanawiała się co się z nim stało, przecież powiedział jej, że spotkają się znowu, tylko wątpiła, że tej obietnicy da się dotrzymać, jednak czasami chciałaby znowu go zobaczyć, no oczywiście na początek zdrowo by go opieprzyła. No ale koniec końców, nigdy, nikomu nie wspomni o tym pocałunku i sama postara się o nim zapomnieć.  
-Ja...ja wcale nie...!-zająknęła się-To przez ciebie!-tupnęła nogą.
-Jak zawsze.-Anakin wywrócił oczami.  
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wika mnie zabije, Wika mnie zabije... No to witam kraino trupów, mam nadzieję, że macie Wi-Fi. Dedyk dla pani wspomnianej wcześniej, idę do bunkra.