środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 28

Wika, proszę, nie zabijaj ;___;
Pisałam męcząc całą domową populację tym: <klik> po naoglądaniu się przeróbek Kucyków Pony, wybaczcie jeżeli pisałam od rzeczy.

~~~
Pomarańczowe płomienie rzucały lekką poświatę na ścianę i jej twarz. Siedziała po turecku i wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo. Wiele razy tak siedziała, nie mogła już zliczyć ile, ale tym razem było inaczej, dzisiaj była w domu, miejscu, z którego pochodziła. Może nigdy tak naprawdę nie czuła się związana z tą planetą, ale nie mogła zaprzeczyć temu, że teraz czuła coś innego, jakby budziła się część niej, która do tej pory pozostawała uśpiona, ale teraz zaczynała dawać o sobie znać. To było wpisane w jej życie, w całą jej osobę, była Togrutanką, pochodziła stąd i obojętnie jakby się starała nigdy nie wymaże tego ze swojego życia. Przetarła oczy żeby się lekko rozbudzić. Nie wiedziała ile czasu już minęło, ale czuła, że dość sporo, stwierdzała to głównie po tym, jak bardzo obolałe były jej pośladki, a teraz już traciła w nich czucie, prawie jak wtedy, kiedy musiała siedzieć na kilkugodzinnym wykładzie mistrza Kenobiego, tylko, że wtedy dodatkowo myślała, że zacznie rzygać tymi wszystkimi "mądrościami". Z drugiej strony wtedy miała też pod ręką Chase'a, z którym mogła pogadać...albo też tworzyć karykatury mistrza. Popatrzyła w bok na śpiącego Anakina. Może to lekkie zmęczenie albo ogólne rozproszenie sprawiły, że zwracała jedynie uwagę na to, że mogłaby teraz się przy nim ugrzać. Zawsze, gdy była zmęczona ciężko jej się myślało, albo myślała o samych bezsensownych sprawach. Cicho ziewnęła i przeciągnęła się, była może trzecia w nocy, a jej przychodziły coraz głupsze myśli do głowy. Najpierw zaczęła się zastanawiać nad alternatywną wersją wszechświata, w którym Anakin jednak by ją kochał, ale dziwnie szybko jej przeszło i przyłapała się na myśleniu o czym innym. Czemu jej podświadomość ciągle przypominała jej pocałunek z Chasem? To przecież było dla żartu, kolejny głupi wybryk. Chase był jej najlepszym przyjacielem, nie mogła się w nim zakochać, sama ta myśl sprawiła, że chciało jej się śmiać. Mimo wszystko nadal wspominała tą krótką chwilę, ciepło jakie poczuła, dotyk jego ust na swoich...I nagle nie myślała tylko o tym jednym pocałunku. Część jej podświadomości nagle wróciła na zaśnieżoną planetę do namiotu i wspomnienia kiedy to pewnie były separatysta o zielonych oczach zamknął jej usta pocałunkiem. Nadal idealnie pamiętała te dwa zupełnie różne odczucia, jednym z nich była taka złość, że chciała urwać mu głowę a drugim...sama nie wiedziała jak to nazwać, ale było dość miłe, co nie zmieniało faktu, że gdyby nie to, że nie byli sami to urwałaby mu głowę. Nie tylko Luksowi chciała urwać głowę, praktycznie każdemu kiedyś chciała to zrobić, chyba tak okazywała uczucia, jeżeli kogoś lubiła musiała chociaż raz w życiu chcieć urwać mu głowę. Bezkonkurencyjnymi mistrzami w tej dziedzinie byli oczywiście Anakin i Chase, czasami się zastanawiała jakim cudem ich jeszcze, przynajmniej, porządnie nie uszkodziła. Oczywiście Lux nie pozostawał w tyle, kiedy ostatnio się z nim spotkała zdążył chociażby w jednej trzeciej nadgonić ich obu, z resztą rzadko jej się zdarzało, że już przy pierwszym zetknięciu miała ochotę przynajmniej dać komuś po twarzy, jemu się to udało. Ciekawiło ją co się teraz z nim działo. Odleciał gdzieś, nie wiadomo dokąd, a ona została z tym dziwnym uczuciem, którego nie umiała wyjaśnić. Jakby to było gdyby jednak z nią został? Chciała tego, mimo wielu różnic między nimi polubiła go, chciałaby, żeby mogli się widywać, ale to było raczej niemożliwe. Pamiętała dokładnie ich ostatnią rozmowę, pamiętała jak się do niej uśmiechnął, chociaż widziała, że jego też smuci pożegnanie. "Nie martw się, jeszcze się spotkamy. Obiecuję." Wiedziała, że są małe szanse na spełnienie tej obietnicy, ale ciągle miała nadzieję, że jednak się spełni. Westchnęła i po raz kolejny spojrzała w gwiazdy, tym razem z jedną myślą, że gdzieś tam jest Lux, Chase...I nie wiedziała czy o kimś jeszcze pomyślała bo wszystkie myśli zaczęły zlewać jej się w jedną niewyraźną plątaninę wyrwanych z kontekstu wspomnień i przemyśleń. Nieświadomie położyła się...no sama nie wiedziała na czym, ale było wygodne i ciepłe...no i się poruszyło, ale nie przywiązała do tego większej wagi.
-Wygodnie ci?- po chwili lekko rozbudził ją głos Anakina, który dopiero wybudził się ze snu.
Natychmiast się poderwała i mocno zarumieniła.
-Eee...jaaa...nie...too...eee...-wybełkotała kompletnie zaskoczona i zawstydzona jak nigdy.
Próbowała coś powiedzieć, ale przeszkodziło jej ziewnięcie, którego nie potrafiła powstrzymać. Skywalker wywrócił oczami i uśmiechnął się z rozbawieniem.
-Smarkuś chce spać?-zapytał.
-Nie...ja wcale...-zająknęła się i znowu ziewnęła.
-Aha, no pewnie. Nie pyskuj i idź spać.
-Ale...yhhh no dobra...-wymamrotała lekko niewyraźnie i jeszcze ostatni raz spojrzała na niebo.
Prawie natychmiast jej myśli znowu powędrowały gdzie indziej i zapomniała co się dzieje.
-Ahsoka...-na ziemię ściągnął ją Anakin-Idź spać, masz minę jakbyś się zakochała.-powiedział z lekkim rozbawieniem.
-Ja zakochana? Ty chyba coś ćpałeś.-zaśmiała się, ale nie do końca była pewna czy reakcja była wiarygodna.
-Tak, ale teraz śpij kochasiu.-Skywalker wywrócił oczami.
-Aha...-wymamrotała jeszcze zanim zasnęła oparta o niego.
***
Obudziła się kiedy słońce zaczęło padać jej na twarz. Wymamrotała coś niezrozumiałego i wtuliła się...ale nie wiedziała w co. Lekko zacisnęła dłoń i przytuliła się jeszcze mocniej.
-Ahsoka, błagam cię, nie wbijaj się we mnie paznokciami.-odezwał się Anakin próbując odciągnąć jej dłonie od siebie.
Natychmiast otworzyła oczy ale była zbyt zaspana na jakąkolwiek reakcję. Popatrzyła mu prosto w twarz i zamrugała kilka razy i potrząsnęła głową próbując się rozbudzić. Dopiero zaczynało do niej docierać, że na nim zasnęła. Zasnęła na swoim mistrzu i to nie pierwszy raz w całej swojej karierze wkurzającej padawanki! Co się z nią dzieje? No może...może po prostu było jej zbyt wygodnie czy coś takiego... Tak, Anakin był wygodny, ale chyba powinna przestać to robić. Przetarła oczy i usiadła obok niego.
-Jeszcze pięć minut.-mruknęła ziewając.
-Chcesz mnie podziurawić. Pfff...ja ci dam pięć minut leniu.-odpowiedział Skywalker biorąc ją na ręce.
-Jak sobie wolisz, tak też mogę spać.-wzruszyła ramionami i zamknęła oczy.
Nie uzyskała odpowiedzi. Wyniósł ją na zewnątrz jaskini i poszedł prosto do płytkiej rzeczki płynącej niedaleko. W tym czasie Ahsoka prawie już zasnęła, ale nie było jej dane długo pospać. Została wrzucona prosto do lodowatej wody, co natychmiast przywróciło ją do żywych.
-Rycerzyku ja cię zabiję!-wrzasnęła wyskakując z wody.
-Już się boję Smarku.-zaśmiał się.
Dziewczyna szybko do niego doskoczyła i rzuciła się na niego próbując chociaż w małym stopniu dać mu w kość. Wykrzykiwała przy tym coś, że urwie mu głowę a wszyscy faceci to niewyżyte dzieci. W końcu podczas tej szamotaniny oboje się potknęli i wpadli prosto do wody.
-Teraz jesteś zadowolona?-zapytał z rozbawieniem Anakin.
-A idź się utop.-odpowiedziała pokazując mu język przy okazji ochlapując go wodą.
-Nie pozwalaj sobie skrzacie.-odpowiedział jej tym samym.
-Ja ci dam skrzata!-warknęła próbując uderzyć go.
W końcu oboje wyszli z rzeki ociekając wodą.
-Zgaduję, że nie mamy nic do jedzenia.-westchnęła Ahsoka.
-Gdybyśmy mieli wiedziałabyś. Raczej nie ryzykowałbym, że zjesz mnie.-odpowiedział Skywalker.
-Hahahaha, bardzo zabawne. Zaraz wracam.-powiedziała i wskoczyła na najbliższe drzewo.
Wspięła się szybko i zatrzymała na gałęzi, która wydawała jej się dość wytrzymała. Wyciągnęła ręce, żeby zerwać dwa najbliższe owoce i przez chwilę rozglądała się po okolicy. Po kilku minutach zgrabnie zeskoczyła i wylądowała przed Anakinem.
-Na przyszłość pamiętaj, że umiem stwierdzić co jest jadalne.-powiedziała rzucając mu jeden z owoców.
-Jak sobie chcesz drzewołazie.
-Aha, jakbyś był zainteresowany wróceniem do cywilizacji to może ruszysz się stąd?-zaproponowała.
-Nie, wiesz co, zostanę tu na zawsze i będę polował na małe, pyskate Togrutanki.-odpowiedział Skywalker ze złośliwym uśmieszkiem.
-Chodź i mnie nie irytuj.-Tano wywróciła oczami i ruszyła przed siebie.
-Nie zapominaj kto tu jest padawanem a kto mistrzem.
-Nie wkurzaj mnie, wiem gdzie iść...no chyba, że wolisz pozwiedzać ten las przez kilka następnych dni.-powiedziała Ahsoka nie zatrzymując się ani na chwilę.
-Skąd mam pewność, ze znowu czegoś nie pomylisz?-zapytał z nutką złośliwości w głosie ruszając za nią.
-Zaufaj mi.-odpowiedziała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pragnę tylko poinformować, że przed pisaniem złapałam głupawkę po tym jak się dowiedziałam, że istnieje transgeniczny ser i supermysz. Dedyk dla każdego czytającego.            

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 27

Wlekła się w samotności już od dłuższego czasu, miała już serdecznie dość zimna, ciasnoty i ciemności. Czasami wydawało jej się, że co chwila coś widzi, głównie niewyraźne zarysy bliżej nieokreślonej materii. Starała się sobie wmówić, że to tylko przywidzenia, że przecież jest tu sama, ale cały czas czuła się jakby za nią czaiło się coś i zbliżało się powoli, czasami miała wrażenie, że wręcz poczuła na karku czyiś oddech. Cicho pisnęła i obróciła się gwałtownie tnąc mieczem przez powietrze. Dobra, panikowała, ale trudno nie zwariować kiedy od kilku godzi błąka się samotnie w ciemnościach. To nic takiego, przecież nic mi się nie stanie. Próbowała sobie wmówić, ale czuła jak jej strach narasta. To głupie, nie powinna się bać, czemu nie umie nad sobą zapanować? Tylko po raz kolejny udowadniała jak bardzo nie nadaje się na Rycerza Jedi, gdyby było inaczej umiałaby zapanować nad strachem a tym bardziej nie bałaby się tego cholernego, ciemnego korytarza! Dobra, dobra...przecież nic mi się nie stanie...najwyżej coś mnie zeżre, albo ktoś mnie zabije, udusi, poderżnie gardło, zostanę zagryziona...Jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na mieczu świetlnym, ale to wcale nie pomogło. Szła dalej czując drżenie całego ciała spowodowane zarówno chłodem jak i niedorzecznym strachem. Nie mogła nic na to poradzić, po prostu wyczuwała, że niedługo coś się stanie. Czemu to zawsze ona ma złe przeczucia? Czy naprawdę cały wszechświat chce doprowadzić ją do stanu załamania psychicznego przed jej kolejnymi urodzinami?! Kogo ona chce oszukać, sama się wykończy swoimi głupimi problemami. Nie mogła pozbyć się tych wszystkich dziwnych uczuć kierowanych do Anakina. Przecież to niedorzeczne! Zakochała się we własnym mistrzu? Nie, to nie może tak być...tylko, że nie mogła też zaprzeczać temu, że czuła jednak coś więcej. Może jednak mogłaby spróbować...? Nie! Po co ma sobie w ogóle robić nadzieję? Przecież i tak wie, że nic z tego nie będzie, Anakin dalej widział w niej małą dziewczynkę, która wiecznie potrzebuje pomocy, a przecież tak nie było! Sama sobie świetnie radziła...Z zamyślenia wyrwało ją wrażenie, że coś łapie ja za ramię. Wydarła się na cały korytarz i po raz kolejny cięła mieczem przez pustą przestrzeń za nią. Znowu nic...Była pewna, że coś poczuła, coś musiało tu być! Rozejrzała się jeszcze raz po najbliższej okolicy i dopiero po chwili zrozumiała co ją tak wystraszyło. Poczuła jak się rumieni ze wstydu, po prostu z sufitu zwisał luźny korzeń, o który najzwyczajniej zahaczyła ramieniem. A to mogło oznaczać, że zbliża się do wyjścia. I nagle wszystko przyśpieszyło, na suficie pojawiły się pęknięcia, ściany się zatrzęsły i najpierw usłyszała cichy łomot, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy.
-Cholera...-zaklęła pod nosem i rzuciła się biegiem do ucieczki.
Korytarz z a jej plecami zaczął się stopniowo zapadać, sufit spadał zasypując przejście tonami gruzu i ziemi. łomot z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy, kawałki ziemi sypały się jej na głowę. Uciekała najszybciej jak mogła wspomagając się Mocą, ale i tak miała wrażenie, że nie zdąży i zginie zasypana tonami piachu i gruzu. Kilka razy się potknęła ale biegła dalej, przecież nie może tak umrzeć! Wszystko zatrzęsło się jeszcze mocniej i prawie przywaliła ją góra gruzu, w ostatniej chwili rzuciła się przed siebie na ziemię. W powietrze uniosła się chmura pyłu i wszystko się skończyło. Leżała rozłożona na chłodnym, popękanym chodniku, zlana potem, pokryta kurzem i z sercem walącym jak oszalałe, ale żyła. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Chciała wstać, ale w tym samym momencie poczuła, że coś ciężkiego przygniata jej lewą nogę.
-Świetnie...-jęknęła porzucając swoje wcześniejsze zamiary.
Spróbowała się uwolnić, ale wielka betonowa płyta jej na to nie pozwalała, poza tym z każdym jej ruchem całe gruzowisko stawało się coraz bardziej niestabilne a wolała nie ryzykować kolejnego zawalenia. Cicho westchnęła i sięgnęła do swojego komunikatora, ale urządzenie było całkowicie połamane, zapewne po jej wcześniejszym upadku. Z irytacją rzuciła jakimś mniejszym kamieniem o ścianę.
-Rycerzyku?-odezwała się przez łączącą ich więź.
-Ahsoka? Nie masz komunikatora?-odpowiedź nadeszła prawie natychmiast.
-Miałam...tak jakby się trochę rozwalił.
-Co się stało? Nic ci nie jest? Jesteś ranna? Jak się czujesz?-zasypał ją pytaniami.
Pomimo całej sytuacji pacnęła się w ręką w czoło i zaczęła cicho się śmiać.
-Nic mi nie jest, nie bądź taki nadopiekuńczy i daj mi powiedzieć!-przerwała mu-Korytarz zaczął się walić i tak jakby trochę utknęłam...to znaczy tylko noga mi utknęła...ale to nic...no znaczy...sama bym się uwolniła ale jakoś tak nie specjalnie mam jak...-wytłumaczyła.
-Nie ruszaj się, zaraz cię znajdę.
Już nic nie odpowiadała, po raz kolejny westchnęła i spróbowała się ułożyć w jakiejś wygodniejszej pozycji, o ile to było możliwe na chłodnym, popękanym i nierównym betonie. Wcześniej nie zauważała jak była zmęczona, więc nawet się nie zorientowała kiedy oczy jej się zamknęły.
***
-Ahsoka?-obudził ją znajomy głos, którego na razie nie potrafiła zidentyfikować.
Niechętnie otworzyła oczy. Zupełnie nie wiedziała co się dzieje, ale było jej strasznie niewygodnie a w dodatku przemarzła na kość i czuła, że coś przygniata jej lewą nogę. Przetarła oczy dłońmi i rozejrzała się. Jej wzrok skupił się na twarzy jej mistrza, na której wyraźnie malowało się zmartwienie. Lekko się uśmiechnęła i ziewnęła.
-Co?-wymamrotała próbując rozprostować obolałe kości.
-Dobrze się czujesz?-zapytał pomagając jej usiąść.
-Tak, tylko trochę przeszkadza mi kupa gruzu na mojej nodze.-odpowiedziała już całkowicie rozbudzona.
-No pewnie, z własnej woli urządziłaś sobie tutaj drzemkę, bo to takie wygodne.-rzucił z sarkazmem.
-Po prostu zasnęłam...tak wyszło i tyle, pomożesz mi czy będę musiała zostawić tu nogę?-warknęła lekko podirytowana jego nadopiekuńczością.
-Uspokój się, już ci pomagam.-powiedział łapiąc ją w pasie.
Tano lekko obróciła głowę i posłała mu pytające spojrzenie. No nie żeby jej przeszkadzało takie położenie, ale w tej chwili nie wiedziała jak to ma jej pomóc.
-Co tak patrzysz?-zapytał dając jej prztyczka w noc.
-Na tą oto przezajebistą ścianę po lewej, jak mogłeś nie zauważyć tego dzieła architektury?-odpowiedziała z sarkazmem.
-Zastanawiam się gdzie się nauczyłaś tego słownictwa...
-Od takiego jednego Rycerzyka, nie wiem czy znasz.
-Hahaha, bardzo zabawne...
-Weź mnie wyciągnij bo ten gruz nie pasuje mi do butów.
Bez ostrzeżenia chwycił ją jeszcze mocniej, Mocą lekko uniósł gruz zalegający na nodze padawanki i odciągnął Ahsokę na bok. W powietrze uniosła się chmura kurzu kiedy na ziemię opadły resztki dawnego sufitu. Oboje lekko się zakrztusili.
-Dasz radę iść?-zapytał Anakin wstając.
-Tak, nic mi nie jest.-Tano wywróciła oczami.
Spróbowała wstać, ale po kilku godzinach noga całkowicie jej zdrętwiała i upadłaby gdyby Anakin jej nie złapał.
-No pewnie, jak ty dasz sobie radę to ja jestem księżną Mandalore.-westchnął przytrzymując ją w pasie.
-Zmieniłeś płeć? Echhh...zostawić cię samego i już robisz głupoty.-zaśmiała się Togrutanka.
-Nie pozwalaj sobie mała.-pokazał jej język.
-Mała to jest twoja pała, a ja jestem niska.-odpyskowała zanim pomyślała.
Przez chwilę milczał, oszołomiony jej wypowiedzią. Zobaczył rumieńce, wkradające się na jej policzki i już widział, że nie może dać za wygraną.
-Skąd wiesz? Widziałaś? - odparował pewnie, uśmiechając się złośliwie.
Teraz zaczerwieniła się już zupełnie i usilnie uciekała wzrokiem gdzieś w bok.
-Noo...eee...już mi nawet popyskować nie dasz!-wyjąkała próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji-Chodź już.-dodała szybko chcąc urwać temat.
-Cierpliwości mój zboczony padawanie.-westchną z rozbawieniem.
-Byłam cierpliwa cały dzień, ale teraz mam już dość tego miejsca, rusz się.-powiedziała.
***
Wyjście znajdowało się w lesie. Kiedy wyszli owiało ich delikatne nocne powietrze niosące ze sobą zmieszane zapachy drzew, owoców i kwiatów, noc była w miarę ciepła a na niebie świeciły miliardy gwiazd oraz księżyc w pełni. Nie wiedzieli jak bardzo oddalili się od miasta.
-No pięknie...-westchnął Anakin rozglądając się po okolicy.
-Jakbyśmy pierwszy raz gubili się w lesie.-wywróciła oczami Ahsoka.
-Czy ty ciągle będziesz mi wypominać tamten wypadek?
-Tak, prawie zjadło mnie jakieś wielkie coś, o czym do teraz wiem tyle, że miało ostre pazury i zęby.
-Odpuść już.
Nie odpowiedziała. Nagle poczuła się inaczej, jakby obudziła się jakaś nowa część jej podświadomości, teraz widziała i słyszała wszystko jeszcze wyraźniej niż zwykle, usłyszała szelest skrzydeł i dostrzegła ruch między drzewami.
-Smarku co ty...-zaczął Skywalker ale urwał kiedy dziewczyna gwałtownie pociągnęła go w dół.
-Nietoperze.-odpowiedziała krótko schylając się kiedy stadko piskliwych zwierząt przeleciało nad ich głowami.
Po około półgodzinnym spacerze znaleźli pustą jaskinię, w której udało im się rozpalić ognisko. Oboje usiedli w pobliżu ognia.
-Idź spać, ja nie jestem zmęczona.-odezwała się Ahsoka spoglądając w cicho trzaskające, pomarańczowe płomienie.
-Ty się połóż, mi nic się nie stanie jak się nie prześpię.-odpowiedział Anakin.
-Ja i tak niedawno spałam, chociaż raz nie kłóć się, nie bądź taki nadopiekuńczy i daj mi coś zrobić.
Kłótnia trwała jeszcze kilkanaście minut, ale ostatecznie udało jej się postawić na swoim. Usiadła bliżej ognia żeby się ogrzać i zapatrzyła się w nocne niebo równocześnie zatapiając się w swoje myśli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W końcu napisałam coś długiego! Ye ye ye...hmm...Urodziny Percy'ego mnie zmotywowały xD. Tak więc oto jestem cała niebieska, zostałam Smerfetką ponieważ jest 18 sierpnia :3. To nic, że pisząc początek miałam schizy, a potem dostałam głupawki (za większość głupich tekstów odpowiada Wika ponieważ to przez nią się nudziłam) i samo tak wyszło. Dedyk dla Wiki. Poza tym następny rozdział dodam jak pod tym postem będzie minimum 6 komentarzy, widzę ile jest wejść, więc jeżeli czytacie to komentujcie bo to mnie motywuje. Niech Stara Nokia Będzie z Wami (to nie jest mój tekst, wymyśliła go przyjaciółka z fb) ♥.
PS. może rozdział jest trochę dziwny bo pisałam na haju po niebieskiej galaretce ~(*__*)~                     

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 26

-Rycerzyku...-odezwała się cicho-Jesteś pewien, że się nie zgubiliśmy?-zapytała.
Od kilku godzin błązili po podziemnych korytarzach, jedynym źródłem światła były ich trzy miecze świetlne ale niewiele to dawało, w praktyce nie widzieli czubków własnych nosów, na dodatek robiło się coraz zimniej. Wiele razy zdarzało się, że w chodniku były jakieś dziury, coś z niego wystawało, sufit miejscami się obniżał albo ściany się zwężały, więc każde z nich nabiło sobie kilka siniaków, Ahsoka miała tyle szczęścia, że obijała się praktycznie o wszystko.
-Tak Smarku, czy ja się kiedykolwiek pomyliłem?-odpowiedział z kpiącym uśmieszkiem Anakin.
-Kiedykolwiek? Mogłabym napisać powieść o twoich pomyłkach!-odparła padawanka-Wiesz, chciałabym jeszcze kiedyś wyjść z tych tuneli.-dodała.
-Oj niepotrzebnie panikujesz.
-Ja wcale nie...-nie dokończyła bo akurat wpadła na kolejny wystający kamień wielkości pięści.
-Ahsoka...-westchnął Skywalker powstrzymując ją od upadku-Jak tak dalej pójdzie zmienisz kolor na fioletowy, musisz się o wszystko obijać?-zapytał z lekkim rozbawieniem.
-Nie moja wina, że wszystko chce mnie zabić.-mruknęła.
Po chwili ruszyli dalej. Zdawało się, że korytarze nie mają końca, ciągnęły się w nieskończoność, ciemne i ciche. Ahsoce wydawało się, że im dalej się posuwają tym zimniej się robi, czas przeciągał się w nieskończoność, nie wiedziała, która jest godzina, ale czuła coraz większe znużenie a momentami miała wrażenie, że zaraz zaśnie. Nic nie mówiła, nie chciała marudzić, nawet nie powinna, ale z każdym krokiem robiło się coraz gorzej. Nawet nie zauważyła kiedy zaczęła lekko trząść się z zimna. Spojrzała na swojego mistrza, wydawał się nieporuszony, nie wyglądał na zmęczonego a tym bardziej zmarzniętego. Ech, czemu ona tak nie może?  Nie znosiła tego, zawsze to ona pierwsza odpadała, nienawidziła tego, że wszyscy są wobec niej tacy protekcjonalni, a już w szczególności Anakin, a ona co chwila dawała mu nowe powody do tego.
-Zimno ci?-zapytał z troską Skywalker.
-Nie, wcale.-odpowiedziała może trochę za szybko.
-Ahsoka, trzęsiesz się jakbyś była na Hoth w samej bieliźnie.-stwierdził rycerz Jedi.
-Skąd wiesz jak to jest? Próbowałeś?-spytała próbując zmienić temat.
-To już nie twoja sprawa. Nie zmieniaj tematu.
-Nie jest mi zimno!-podniosła głos, ale jej zaprzeczenia nic nie dały a za racjami jej mistrza postanowiło przemawiać całe jej ciało.
-No nie, wcale. Przestaniesz udawać? Trochę głupio byłoby mi tłumaczyć przed Radą, że zmieniłaś się w sopel lodu.
-I tak nic z tym teraz nie zrobisz.-stwierdziła.
Zanim zdążyła zrobić kolejny krok Anakin przyciągnął ją za ramię bliżej siebie.
-Nie marudź tylko trzymaj się mnie i chodź.-powiedział zanim Tano zdążyła zaprotestować i ruszyli dalej.
Nic nie odpowiedziała, może była nawet trochę zadowolona z takiego zakończenia tej rozmowy, przynajmniej mogła, w jakiś sposób, bezkarnie się do niego przytulać, a przy okazji trochę mniej marzła. Wiedziała, że nie powinna, ale zaczynało jej się wydawać, że zaczyna czuć coś nowego do swojego mistrza. No pewnie, zakocha się we własnym mistrzu, przecież to całkiem normalne...poza tym i tak nie miałaby szans..Lekko potrząsnęła głową próbując odgonić od siebie te myśli, ale one jak na złość ciągle do niej wracały i robiły się coraz bardziej natarczywe. Wiedziała, że po prostu nie powinna, ale nie mogła się pozbyć tego dziwnego uczucia, którego wcześniej nie znała, a teraz co chwila do niej wracało. Nagle zaczęło jej się wydawać, że całe te bajki o szkodliwości przywiązania, że prowadzi ono do Ciemnej Strony wydawały jej się głupie. Co może być w tym złego?
-Smarku!-z zamyślenia wyrwał ją lekko rozdrażniony Anakin.
-Hę? Co?-popatrzyła na niego z lekkim rozkojarzeniem.
-Mówię do ciebie. Co ci się stało? Zakochałaś się czy co?-zapytał.
-Nie...ja...ja tylko tak myślałam...-wyjąkała lekko się rumieniąc.
-Dobra, nieważne. Tak jakbyś nie usłyszała, musimy się rozdzielić, więc gdzie wolisz iść?-zapytał wskazując jej skinięciem głowy rozwidlenie korytarza na dwa oddzielne.
-Eee...lewo...-odpowiedziała nadal lekko nieprzytomna.
-Dobrze, jakby coś się działo masz mnie od razu informować zrozumiano? I żadnych postrzelonych pomysłów.-powiedział.
-Pewnie, pewnie...co bym mogła zrobić w pustym korytarzu?-wywróciła oczami i uśmiechnęła się bezczelnie.
-Ty? Znając ciebie coś wymyślisz.-stwierdził Skywalker.
-Oj już się nie czepiaj...tym razem nie mam dostępu do farby, detonatorów i żadnej ofiary.-zaśmiała się i pokazała mu język-Powodzenia.-dodała i ruszyła w swoją stronę po chwili znikając w ciemności.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i znowu krótko ale jakbym dalej pisała wyszło by na to, że ktoś trafił na Morze Potworów i walczył z cyklopem. Tak więc oto nadszedł (przynajmniej dla mnie) ten piękny piątek kiedy to druga część Percy'ego Jacksona ma swoją premierę w kinach, nie ma to związku z rozdziałem, ale jaram się tak, że obwieściłam to już chyba całemu miastu :3.  Dedykacja dla Judith. No i tak na koniec przedstawiam nowego mistrza Pinta: Destiny Chase, której nudzi się w oczekiwaniu na wieczorny seans w jedynym kinie w całym mieście, a oto jej dzieło:
   I teraz pytanie do Was: do której z tych "świętych trójc" Wy byście dołączyli (pytanie nie obejmuje Wiki bo wiadomo, że wybierze tych pośrodku =P). Do napisania, pozdrawiam <3.
   

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 25

Tak tylko uprzedzę, czytacie to na własną odpowiedzialność, nie odpowiadam za urazy, które może wywołać początek rozdziału.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wszędzie krew, martwe ciała i ona między nimi. Niepewnie wstała z popękanej ziemi, rozejrzała się i zakręciło jej się w głowie. Ręce miała całe we krwi, która skapywała jej z palców. Dopiero po kilku minutach zorientowała się, że nie wie gdzie jest. Niby okolica wydawała jej się znajoma, ale to był tylko taki przebłysk, jakby część jej podświadomości wiedziała gdzie się znajduje ale coś tą wiedzę blokowało i nie dawało jej dojść do samej Ahsoki. Wpatrywała się w zniszczony krajobraz, który kiedyś musiał wyglądać olśniewająco, ale teraz wszystko stało w płomieniach, w powietrzu unosiły się chmury duszącego dymu, wysokie budynki się waliły, ulice znikały pod gruzem i ludzkimi ciałami. Nie wiedziała co się stało, czuła się jakby miała w pamięci dziurę, która pochłonęła ten fragment wspomnień, ale nie mogła odpędzić od siebie wrażenia, że ona brała w tym udział, a jednoznacznie świadczyły o tym jej ręce pokryte krwią, która na pewno nie była jej bo nie czuła, żeby miała jakiekolwiek rany. Nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać, nie wiedziała jak, ale wyczuła, że ktoś się do niej zbliża, nie przez Moc, ale co dziwne przez zapach, coś jej mówiło, że poczuła człowieka. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni w zawrotnym tempie i zobaczyła przed sobą kogoś, był to chłopak o bardzo jasnych blond włosach, średniego wzrostu o bladej cerze i jasnoniebieskich oczach. Nie umiała się skupić na niczym innym tylko jego rozciętym ramieniu, z którego powoli sączyła się krew. Jej źrenice nagle się rozszerzyły, oczy z niebieskich zrobiły się całkowicie czarne, nagle poczuła wielką chęć, żeby go zabić i nie potrafiła się powstrzymać. Zanim pomyślała rzuciła się na niego, złapała rękami za jego ramiona a paznokcie wbiła mu głęboko pod skórę, po chwili usłyszała trzask łamanych kości, chłopak krzyczał, a ją to jeszcze bardziej bawiło. Nie wiedziała co się z nią dzieje, czuła się jakby nie miała nad sobą kontroli. Rzuciła blondynem o pobliską ścianę, która jakimś cudem się nie zawaliła. Chłopak uderzył w nią z głośnym hukiem i upadł bezwładnie, ale nadal był przytomny. Podeszła do niego powoli do niego, odłączyła się całkowicie od zdrowych zmysłów, z nieznaną jej wcześniej siłą uderzyła go w klatkę piersiową przebijając się przez żebra dokładnie w miejscu, w którym znajdowało się serce, jej ręka szybko je odnalazła i zacisnęła się na bijącym jeszcze organie. Nie wiedziała co robi, czuła ciepłą krew spływającą po jej ręce i skapującą z łokcia, słyszała krzyki chłopaka i czuła jak powoli ulatuje z niego życie, a wszystko to sprawiało jej niewyjaśnioną przyjemność. Po dłuższej chwili napawania się cierpieniem blondyna zacisnęła dłoń jeszcze mocniej i szarpnęła ją do siebie wyrywając tym samym serce z piersi chłopaka...
***
-Ał, Ahsoka do cholery!-zaklął Anakin cofając dłoń od padawanki.
Dziewczyna otworzyła oczy i natychmiast zerwała się do pozycji siedzącej. Rozejrzała się po pokoju w panice, jej klatka piersiowa falowała od przyśpieszonego oddechu, aż w końcu zatrzymała wzrok na Anakinie.
-Rycerzyku...! Co...co się...?-wyjąkała patrząc na niego dzikim i przerażonym wzrokiem.
-Wiem, że nie lubisz jak cię budzę, ale nie musisz mnie od razu gryźć Smarku.-rzucił Skywalker-Dobrze się czujesz?-zapytał po chwili widząc w jakim stanie jest jego padawanka.
-Yhym...-wymamrotała niewyraźnie Ahsoka okręcając na palcu rąbek swojej koszulki-Przepraszam...-dodała po chwili głosem lekko wyższym niż normalnie.
-No pewnie, a ja jestem królową Naboo.-wywrócił oczami i usiadł obok niej-Nie kłam Ahsoko, co się stało?-zapytał.
-Nic, naprawdę...-odpowiedziała lekko potrząsając głową.
No przecież nie powie mu, że śniło jej się, że była maszyną do zabijania wyrywającą ludziom serca! To przecież nie jest normalnie, a na pewno nie poprawi towarzysząca wszystkiemu wizja apokalipsy. Tylko, że nie mogła ukryć, że się trzęsła ze strachu, wystarczyło jej dotknąć, żeby się przekonać jak bardzo się zgrzała i była prawie pewna, że musi być chociaż trochę blada.
-Smarku, kiedy ty pojmiesz, że mnie od tak nie okłamiesz? Widzę, że coś się z tobą dzieje, po pierwsze - wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha, po drugie - jesteś blada i po trzecie - przez sen gadałaś coś o zabijaniu.-powiedział z powagą Skywalker.
-Ale...to...-Togrutanka zagryzła dolną wargę, ale po chwili pod wpływem impulsu przytuliła się do niego.
-Na pewno dobrze się czujesz?-zapytał przytulając ją.
-Yhym...-mruknęła niepewnie w odpowiedzi ukrywając twarz w jego szacie.
-Ahsoka, ty prawie parzysz, nie kłam.
-Nie jestem chora!-krzyknęła unosząc głowę-To tylko...no...bo...bo to był tylko sen!-dodała po chwili odwracając wzrok i zagryzając wargę.
-Jaki sen?-zapytał Anakin.
-Żaden.-odpowiedziała szybko i praktycznie natychmiast oderwała się od niego i zaczęła wbijać wzrok w ścianę jakby był to najbardziej interesujący obiekt w całym otoczeniu.
-No ej, chcę wiedzieć czego mój mały Smarkuś się boi.-powiedział z lekkim rozbawieniem Skywalker.
-To nie jest śmieszne!-warknęła Tano.
-No to czego Śmarkuś się boi?-ciągnął dalej.
-Nie boję się! Daj mi spokój, chyba, że chcesz, żebym znowu cię ugryzła!-padawanka strzeliła focha.
-No już dobra...-westchną i wyszedł z pokoju widząc, że nic z tego nie będzie-Te baby...-przewrócił oczami.
-Słyszałam!-zza ściany odezwał się głos Ahsoki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I znowu słabo, chyba przez to, że się rozpraszałam śpiewaniem (a raczej miauczeniem) wszystkiego co wpadło mi w ucho więc miałam małe problemy z logicznym myśleniem. Dedyk...hahaha dla Cup i jej PR (hahahaha, przez cb boję się czerwonych portek) xD