niedziela, 29 września 2013

Rozdział 31

Siedziała obok Anakina w rękach trzymając kubek z herbatą dopitą do połowy. Udawała, że słucha rozmowy mistrza z Klio, ale prawda była taka, że jej myśli błądziły gdzie indziej, nie skupiała się na niczym konkretnym, po prostu błądziła umysłem. W jednej chwili myślała o sensie istnienia, a zaraz w jej głowie latała mieszanka kota z nietoperzem o różowym futrze nakrapianym zielonymi kropkami. Przez chwilę zastanawiała się nad wojną, jaki ona ma sens, bo nadal do końca nie rozumiała o co to poszło. No pewnie, Separatyści są zmanipulowani przez Dooku, coś tam o korupcji, potem bitwa na Geonosis i jebut nagle musiała napieprzać się z Separańskimi puszkami, które nie rozróżniały kamienia i detonatora. Tak, przecież każda piętnastolatka tak spędza czas, to całkiem normalne...Jej myśli już powędrowały gdzie indziej. Nie wiedziała czemu i w jakim celu, ale przypomniała sobie pocałunek z Chasem. Wróciła do tego dość świeżego wspomnienia skupiając się na wszystkich swoich odczuciach. Nie rozumiała po co jej to i czemu w ogóle sobie o tym przypomina a tym bardziej nie pojmowała dlaczego tak się na tym skupia. Poczuła się jakby w tej chwili czuła jego ciepłe wargi na swoich, uczucie bliskości ich ciał było teraz prawie, że namacalne...Nie! Co ona znowu wyprawia?! Przecież to zabronione, nie mogła sobie pozwolić na zakochanie! Nigdy w życiu! Mało tego, to przecież był Chase, jej najlepszy przyjaciel! Nie może...co ona sobie wyobraża myśląc o tym?! Nie powinni tego robić! To było tylko dla zabawy, tak po prostu, to nie było na poważnie! Nie, nie i nie! Koniec tego! Zamknęła na chwilę oczy żeby spróbować zapomnieć, ale kiedy tylko jej powieki opadły wspomnienie nasiliło się...Gwałtownie otworzyła oczy, może przez przypadek, może nie, kiedy akurat do pokoju wszedł chłopak w jej wieku. Togrutanin wydawał się o głowę wyższy od niej, był szczupły...Popatrzyła na niego a jej niebieskie oczy trafiły na jego, zielone. Uśmiechnął się niepewnie patrząc na dwójkę Jedi pytająco. Klio zaczęła mu wyjaśniać sytuację, ale Ahsoka wcale nikogo nie słuchała, znowu jej myśli gdzieś odleciały. Jej mózg był naprawdę złośliwy, nawet w stosunku do niej samej, teraz myślała na raz o Chase'ie i tym...cholera, nie wiedziała jak on ma na imię. Chłopak powiedział coś do niej wskazując na wyjście z pokoju. Chyba zaproponował jej, że zaprowadzi ją do pokoju. Niepewnie pokiwała głową, a sądząc po przelotnym grymasie na twarzy Anakina jej mistrz już miał wątpliwości co do zostawienia jej z nim. Spróbowała lekko go wysondować w Mocy, nie potrafiła się teraz zbytnio skupić, ale to, co poczuła mówiło wyraźnie, że chłopak zrobi jeden fałszywy ruch a w najlepszym przypadku zostanie wykastrowany. Powstrzymała śmiech i wyszła za nastolatkiem. Zaprowadził ją na górę do pokoju gościnnego.
-Nie jest zbyt duży...-zaczął niepewnie stając w drzwiach.
-Nic nie szkodzi, nie potrzebuję wiele.-odpowiedziała z przyjaznym uśmiechem.
-Jakbyś czegoś potrzebowała czy coś takiego to powiedz...-zaoferował się.
-Yhym...dzięki...eee...-zająknęła się uświadamiając sobie, że nie zna jego imienia.
-Ethan.-wyciągnął w jej stronę dłoń.
-Ahsoka.-uścisnęła jego rękę.
-Miłych snów Ahsoko.-uśmiechnął się do niej i wyszedł z pokoju.
Nie wiedziała czemu ale się uśmiechnęła i nie przestała nawet kiedy zasnęła.
             ***
Czuła, że leży na miękkiej trawie, słońce ogrzewa jej twarz, słyszała szum drzew, śpiew ptaków, plusk wody. Jej powieki powoli się podniosły. Zobaczyła niebieskie niebo i korony drzew, światło padało na jej twarz przez zielone liście, którymi poruszał lekki i przyjemny wiatr. Usiadła podpierając się rękami. Ze zdziwieniem odkryła, że na miejscu, w którym leżała jest drzewo. No tak mniej więcej, wyglądało to tak, jakby po części leżała pod korzeniami. Przetarła oczy z zaskoczoną miną. Nie rozumiała tego, nic nie pamiętała. Miała dziwne wrażenie, że jest kimś innym, czuła, że wygląda inaczej. Niedaleko zauważyła jezioro, jak na razie woda musi jej wystarczyć. Wstała dokonując kolejnego odkrycia, jej ubrania były jakieś...inne! Fioletowa koszulka, czarny gorset, czarne spodnie znikające w równie czarnych butach do kolan a do tego dwa sztylety przy biodrach. Dziwne, nigdy nie miała w rękach takiej broni. Wzięła do ręki jeden ze sztyletów. Ostrze było wykonane z czarnego metalu, brzegi były ostre, ale klinga nosiła na sobie wiele znamion po przebytych bitwach. Niepewnie podeszła na brzeg jeziora i spojrzała w gładką taflę wody. Nie zobaczyła własnej twarzy, może była podobna do "normalnej" Ahsoki, ale to nie była ona! To było tak, jakby przeniosła się do innego ciała. Jej oczy zrobiły się ciemnofioletowe, białe znaki na twarzy zmieniły swój kształt i układ a jej skóra była bardziej pomarańczowa. Niepewnie uniosła rękę i dotknęła dłonią policzka jakby nie mogąc uwierzyć, że to, co widzi jest prawdziwe. Ze zdziwieniem odkryła, że jej ręce wcale się nie zmieniły. Na przedramionach miała te same znaki, które zawsze zostawiała ukryte pod rękawiczkami. Coś w kształcie półksiężyca, gwiazdy i płomienia układające się razem w coś przypominającego trójkąt, na obu rękach takie same. Lubiła to, nigdy nie widziała, żeby ktoś miał coś podobnego, podobało jej się to, ale rzadko to pokazywała. Nie chciała się specjalnie wyróżniać, podobało jej się, że to ma, przypominało, że nie zginie w tłumie, ale było też tylko dla niej. Na szczęście było na wewnętrznej stronie jej przedramion więc nie było też aż tak widocznie, wystarczyło odpowiednie ułożenie rąk i nikt nic nie zauważał, więc prawdopodobnie nawet Anakin nigdy tego nie widział. Usłyszała trzepot wielkich skrzydeł, poczuła jak ziemia lekko się zatrzęsła i coś wielkiego wylądowało za nią. Szybko się podniosła i obróciła. To, co zobaczyła wmurowało ja w ziemię. Kilka metrów od niej stał wielki, fioletowy smok wpatrujący się prosto w nią. Zwierzę było smukłe ale też potężne, skrzydła miało złożone po bokach, dwumetrowy ogon lekko drgał, silne łapy wyprostowane. Zniżyło swoją podłużną głowę tak, żeby jego błyszczące, czerwone oczy, w których odbijała się wiekowa mądrość mogły spojrzeć w jej oczy. Z jego nozdrzy buchnął obłoczek dymu. Stwór był majestatyczny, sprawiał wrażenie potężnego ale równocześnie spokojnego, był hipnotyzujący. Patrzyła na niego jak oczarowana. Wyciągnęła dłoń przed siebie i dotknęła jego pyska. Smok nic nie zrobił, wiec lekko go pogłaskała na co zamruczał. Nabrawszy trochę pewności siebie podeszła bliżej i przytuliła go przymykając oczy. Nagle świat przestał dla niej istnieć, była tylko ona i smok...
***
Chase miał naprawdę nieudany dzień. Najpierw jakiś cholerny ptak nie dawał mu spać od piątej rano, sam nie miał pojęcia skąd to ptaszysko wzięło się u niego pod oknem, potem prawie zabił się o własne nogi, dla dopełnienia w stołówce jakiś dzieciak wpadł na niego kiedy szedł ze swoim śniadaniem a teraz jeszcze ten jego popis na treningu. Nie wiedział czemu był taki rozkojarzony, a może wiedział...Przez tą krótką chwilę kiedy wylądował na podłodze robiąc wcześniej jakąś niezidentyfikowaną akrobację w powietrzu to nie miało znaczenia. Oczywiście nie spodziewał się, że wygra tą walkę, ale nigdy nie dał się tak łatwo pokonać, nigdy! Westchnął podnosząc się z podłogi. Teraz jeszcze do końca dnia będzie łaził z obita dupą, no świetnie! Spojrzał przepraszająco na swojego mistrza, który odpowiedział mu rozbawionym spojrzeniem.
-Co ci się stało młody?-zapytał Parsel Ozin (jej, 100 pkt dla tego, kto zgadnie skąd to nazwisko!) podchodząc do niego.
Ozin był Rycerzem Jedi przed trzydziestką, nie wyróżniał się wzrostem, czarne włosy lekko opadały mu na czoło a w zielonych oczach zawsze czaił się żywy błysk. Chase bardzo się z nim polubił, byli bardzo zgranym zespołem no i mieli podobne charaktery. 
-Nie wiem mistrzu.-mruknął lekko szurając nogą.
Oczywiście, że wiedział! Ta przypadłość nazywała się "Pocałowała Mnie Ahsoka Tano!" i już od pewnego czasu się u niego objawiała. Oczywiście, że traktował to tylko jako taki przyjacielski pocałunek dla śmiechu...no przynajmniej się starał, a to już coś! No bo...jakoś tak nie mógł zapomnieć nawet o najdrobniejszych szczegółach tamtej chwili, nie chciał zapomnieć. Nie żeby myślał o Ahsoce jakoś inaczej niż o przyjaciółce, co to, to nie! Nie może, nie powinien, sama myśl o tym, że on i Ahsoka mogliby być parą była...dziwna! Nie, nigdy...nie mogli...Ale nie mógł zaprzeczać temu, że ciągle myślał o tym udawanym pocałunku i za każdym razem kiedy to wspominał czuł dziwne, przyjemne ciepło. 
-Może jestem chory czy coś...-zaczął niezręcznie starając się unikać wzroku Parsela.
-No pewnie! A tą choroba jest padawanka Skywalkera co?-stwierdził z rozbawieniem Ozin.
Znał tego chłopaka za dobrze, nawet jeżeli on sam przed sobą tego nie chciał przyznać to Parsel wiedział, że ta dziewczyna mu się podoba. 
-N-nie...na pewno nie...no bo się przyjaźnimy ale...ale to nie to...no może jest ładna...ale...no...-chłopak zaczął się niezdarnie tłumaczyć a jego twarz stała się czerwona jak pomidor.
Chase spuścił wzrok na swoje buty. Przecież Ahsoka była jego najlepszą przyjaciółką! To było niemożliwe. Wyobraził sobie jej reakcję jakby jej powiedział, że ją kocha czy coś podobnego. Już słyszał jak się śmieje, prawie poczuł jak szturcha go w bok i mówi, żeby nie żartował a potem proponuje coś głupiego całkowicie w ich stylu. Poza tym przecież mistrz Skywalker by go za to udusił!
-Przykro mi, ale tutaj uzdrowiciele ci raczej nie pomogą.-stwierdził z rozbawieniem rycerz Jedi widząc wyraz twarzy chłopaka.
-Ale ja wcale nie...yhhh...nic nie zrobiłem...-wymamrotał padawan. 
-Mam nadzieję, że nic nie zrobiłeś, baby w ciąży są niebezpieczniejsze od armii Sithów...no te z okresem też, ale wracając do tematu raczej nie chciałbym niańczyć waszego dziecka, wystarczysz mi ty.-odpowiedział Parsel. 
Chase zaczerwienił się jeszcze bardziej.
-Nie robiłem tego...i...i na pewno nie zrobiłbym jej dziecka...-spróbował się wybronić.
-Dzięki Mocy, czyli nie muszę cię uświadamiać o antykoncepcji i tych sprawach.-powiedział z wyraźną ulgą Ozin-Dobrze, bo jakbyś wpadł z Ahsoką to wszyscy mielibyśmy przerypane.
-Ja wcale tego nie robiłem!-westchnął Chase.
-Yhym, wierzę ci, ale jakbyście już mieli zamiar to postarajcie się nie dać się nakryć.
-Ahsoka to tylko przyjaciółka.
-Chase, uwierz mi, nawet jeżeli sam tego nie chcesz przyznać to ja wyraźnie widzę jaka to jest "przyjaciółka".-powiedział Parsel przy ostatnim słowie kreśląc palcami cudzysłów.
-Ale przecież nie możemy...-zaczął padawan.
-Przestań, oboje jesteście młodzi, lepiej żebyście się teraz wyszaleli niż żebyście później mieli więcej kłopotów. Dobra, jesteś wolny do końca dnia.-rzucił Ozin wychodząc z sali.
Chase stał jeszcze przez jakiś czas w miejscu z nie do końca zidentyfikowanym wyrazem twarzy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Eee...na swoją obronę mam przedawkowanie herbaty! ^.^ Szubi dubi, obejrzałam całą Legendę Aanga przez co mam teraz perfekcyjnie poobgryzane paznokcie! o.O Uroki wczuwania się w akcję. Dziękuję za uwagę, pozdrawiam i upraszam o zostawienie komentarza!  

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 30

Togrutanka spojrzała na Ahsokę lustrując ją wzorkiem. Tano uśmiechnęła się przyjaźnie. Była trochę podrapana, w kilku miejscach miała naddarte ubrania, nie wyglądało to przekonywująco, ale miecze świetlne zwisające przy jej biodrach przekonały kobietę, że dziewczyna jest godna zaufania. Anakin podszedł do padawanki nadal lekko zirytowany wcześniejszą wymianą zdań. Co się działo z tą dziewczyną? Zachowywała się jakby chciała coś ukryć. Wcześniej by tego nawet nie podejrzewał, Ahsoką była taką gadułą, że już kilka razy zastanawiał się czym można by jej zakleić usta żeby chociaż na parę minut się zamknęła. Teraz zachowywała się jak nie ona, wygadany Smarkuś nagle stał się zamkniętą w sobie dziewczyną, która nawet w połowie nie przypominała Ahsoki. Ona o tym nie myślała, raczej próbowała wyrzucić tą rozmowę z pamięci i nigdy nie chciała do niej wracać. Nigdy mu nie powie...wystarczyło jej, że o jej przeszłości wiedzieli Chase, Lou i mistrz Plo, koniec, kropka, nikt więcej się nie dowie! Nie chciała żeby Anakin traktował ją jak niekochaną dziewczynkę odrzuconą przez własną rodzinę. Nie znosiła takiej pobłażliwości, jeżeli potraktowałby ją tak szybciej by go podrapała niż dałaby się przytulić czy coś podobnego. Nie to, że przeszkadzały jej takie gesty, po prostu nie chciała litości, to przecież było tak dawno temu...Chciała tylko o tym zapomnieć, nie znaczyło to, że wybaczyła rodzicom, nie wiedziała co by zrobiła gdyby teraz ich zobaczyła, ale nie byłoby przyjemnie. Chciała po prostu zapomnieć i nigdy do tego nie wracać. Popatrzyła na zagadniętą Togrutankę uśmiechając się przyjaźnie.
-Stąd do Corvali jest jedna droga, ale przez najbliższy tydzień będzie zablokowana.-odpowiedziała kobieta.
Padawanka wymieniła spojrzenia z Anakinem i oboje westchnęli. Czekać tydzień? Skoro droga jest zablokowana to sami też się nie przedostaną o ile się nie zgubią, a nie mieli też gdzie się zatrzymać.
-Jeżeli chcecie, możecie się u mnie zatrzymać, mój mąż i syn nie będą mieli nic przeciwko, mamy w domu sporo miejsca.-zaproponowała Togrutanka.
Ahsoka popatrzyła na nią z wdzięcznością. W jej oczach zabłysła lekka ekscytacja, zawsze była ciekawa jak wygląda zwyczajne życie na jej planecie, może w końcu się tego dowie. Anakin był bardziej sceptycznie nastawiony, nie wyczuwał zagrożenia ze strony tej kobiety, ale przecież miała syna! A jeżeli jest on w wieku Ahsoki?! Brakuje mu tylko zakochanej po uszy padawanki! Nie miałby nic przeciwko gdyby to nie była jego mała Soka! Nie pozwoli żeby jakiś facet ją tknął, nie jego małą siostrzyczkę! Jeżeli ktoś chociaż spróbowałby ją przelecieć byłaby to ostatnia rzecz jaką by zrobił!
-Będziemy wdzięczni...-odpowiedziała Ahsoka nagle uświadamiając sobie, że nie zna imienia ich rozmówczyni.
-Nazywam się Klio.-przedstawiła się-Chodźcie, to niedaleko.-dodała.
***
Trayna (autorka wie, że nie umie wymyślać imion i czeka na hejty! <3) nienawidziła bezczynności. Kiedy miała co robić całkowicie skupiała się na wyznaczonym zadaniu, planowaniu, wykonaniu, drobnych szczegółach, od zawsze była przyzwyczajona do takiej dokładności, ale gdy zadanie się kończyło miała czas na myślenie, wspominanie i zastanawianie się "Co by było gdyby?" a tego naprawdę nie znosiła. Chociaż starała się o tym nie myśleć to samo przychodziło i nie chciało odejść. Wspomnienia z czasów, kiedy jej miecz świetlny nie był krwistoczerwony, a ona sama była grzeczną i ułożoną padawanką z wielkimi ambicjami co do swojej kariery w Zakonie Jedi całkowicie podporządkowaną mistrzom. Kiedy teraz o tym myślała robiło jej się niedobrze. Teraz zupełnie nie rozumiała tamtej postawy, wtedy tłumaczyła sobie, że chce chronić galaktykę, walczyć za słabszych i takie tam, ale zrozumiała, że nie da się naprawić całego świata, obojętnie jak bardzo by się starała, prawda była taka, że Jedi czasami już nawet siebie nie mogli obronić! Wiedziała, że cała Republika jest zepsuta od środka, przesiąknięta złem i chwiejąca się u swoich podstaw. Zawsze była jakaś wojna, dopóki świat będzie podzielony nigdy nie będzie pokoju, ale to jej już nie interesowało, teraz miała tylko jeden cel, zemstę na Jedi. To oni zniszczyli jej życie, doprowadzili do najgorszego punktu. Jakim cudem mogła kiedyś chylić czoła przed tymi starymi głupcami? Oni jej wszystko odebrali, oni byli winni jej cierpieniu i to oni będą cierpieć za wyrządzone jej krzywdy. W jej sercu nie było już miejsca na nic poza nienawiścią i palącą chęcią zemsty. Żyła tylko dla tego jednego celu i nikt jej nie przeszkodzi w spełnieniu go. Wiedziała, że czeka ją długa droga do spełnienia tego, miała czas, zacznie od tej małej uczennicy, która zapoczątkowała jej problemy. Na jej twarz wstąpił chłodny, sadystyczny uśmiech. W końcu postanowiła przejść się do księżniczki, w końcu tak  ważny gość nie może czuć się samotny. Ruszyła korytarzem, którego sklepienie podtrzymywały wysokie, stare kolumny. Musiała przyznać, że świątynia, którą zajęli na tymczasową bazę robiła wrażenie. Musiała mieć kilka tysięcy lat, ale jak na tak starą budowle była w doskonałym stanie. Ściany były ozdobione płaskorzeźbami przedstawiającymi dawnych bogów, wielkie bitwy jej przodków i mityczne stworzenia. Przeważały tutaj obrazy krwawych bitew między wszystkimi przedstawicielami ras ukazanych już na wcześniejszych płaskorzeźbach. Togrutanie przeszywający swoich przeciwników najróżniejszego rodzaju bronią, smoki i inne potwory dosiadane przez wojowników niszczące całe miasta, walki zapomnianych już bogów. Po kilku minutach marszu dotarła do centrum świątyni. Było to pomieszczenie zbudowane na planie koła, w całości wykonane z czarnego kamienia. Wysokie ściany podpierały wielka kopułę. Jedynym źródłem światła były pochodnie rozpalone już przed jej nadejściem. Pośrodku pomieszczenia wznosił się wysoki na sześć metrów pomnik przedstawiający mężczyznę w krwistoczerwonej szacie. W wysoko uniesionej prawej dłoni trzymał sztylet wycelowany w postać trzymającej się jego lewej ręki. Był to Thenaar* bóg zemsty, w dawnych czasach nazywany Krwawym Mścicielem. To miejsce bardzo do niej pasowało mimo, że nikt już nie wierzył w tych bogów. Na podstawie u jego stóp wyryty był napis:
Tantum vindíctam can align aliquantum.**
Sithanka przeszła obok pomnika i weszła w boczy korytarz prowadzący prosto do pomieszczeń przekształconych na więzienie. Nie trzymała tam nikogo poza Zaa, ale było to najdogodniejsze miejsce do umieszczenia w nim dziewczyny. Musieli utrzymać ją we względnie dobrym stanie i jednocześnie nie dopuścić do ucieczki. Dotarcie do odpowiedniego pomieszczenia zajęło jej dziesięć minut. Wejście zamknęli blokiem skalnym, żeby mieć pewność, że dziewczyna nie ucieknie, było to ostateczne rozwiązanie, musieli je zastosować bo już wcześniej próbowała się wymknąć. Odsunęła blokadę jednym pchnięciem Mocy i weszła do środka. Na podłodze po turecku siedziała młoda Togrutanka w fioletowym stroju, skromnych ozdobach na głowie i zaciętym wyrazem twarzy symbolizującym, że łatwo się nie podda. Księżniczka Zaa Vashee w całej okazałości. Mimo wszystkich niedawnych przejść nie okazywała nawet śladu strachu, nie tego się spodziewała po księżniczce. 
-Wiesz, że masz łóżko? Przestaniesz w końcu udawać twardą?-zapytała Trayna.
Zaa nie odpowiedziała, wzruszyła ramionami uparcie ignorując próbę nawiązania kontaktu. 
-Zrobisz to w końcu? Im dłużej wszystko przeciągasz tym dłużej tu jesteś.-podjęła temat Sithanka.
-Nie zrobię dla ciebie nic.-odpowiedziała Vashee z determinacją w niebieskich oczach tak podobnych do oczu innej Togrutanki. 
-No cóż...sama mnie do tego zmuszasz, mogłyśmy to załatwić inaczej...-rzuciła od niechcenia Trayna z udawanym smutkiem w głosie.
Włączyła tryb nagrywania na przenośnym holotransmiterze i wystrzeliła w dziewczynę pierwszą z wielu wiązek błyskawic.
***
Ahsoka siedziała w salonie na miękkiej kanapie. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ściany były w kolorze trawy, przed nią stał stolik na kawę, przez otwarte na korytarz drzwi widziała schody prowadzące na wyższe piętro. Obok niej siedział Anakin, który lekko ją szturchnął. Dziewczyna popatrzyła na niego pytająco.
-Opanuj się Smarku, zachowujesz się jakbyś nigdy nie widziała zwykłego domu.-szepną z rozbawieniem.
Dziewczyna miała minę jak dziecko, które wpuszczono do fabryki słodyczy co w jej wykonaniu wyglądało równocześnie słodko i komicznie. Zaczerwieniła się po tej uwadze i spróbowała przybrać jakąś inną minę.
-Przepraszam...tak jakoś wyszło...-mruknęła speszona.
Skywalker zaśmiał się cicho. Nie mógł się nadziwić jak łatwo czasami można ją zawstydzić, nie spodziewał się tego po takim pyskaczu. Klio dołączyła do nich po kilku minutach stawiając przed każdym po kubku herbaty, który oboje ochoczo przyjęli.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto powracam w blasku chwały...głupoty! Taki tam lekko porypany rozdział napisany na cholernie nudnym polskim i tragicznej matematyce. No tak, naczytałam się "Kronik Świata Wynurzonego" i wyszły mi teksty o nienawiści i zemście, bez tego nie dałabym rady, a że przy okazji przepisywania nasłuchałam się jak mój genialny sąsiad wierci płot to już zupełnie mi odwaliło!    
*Miałam zero pomysłu na imię więc sięgnęłam do "Wojen Świata Wynurzonego"
**Znaczy to mniej więcej "Tylko zemsta może wyrównać rachunki." dziękuję google tłumaczowi.  

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 29

I szli tak od kilku godzin. Słońce ustawione teraz już praktycznie nad ich głowami z minuty na minutę zdawało się grzać coraz mocniej, ale nie było to aż takie złe, większość drogi spędzali w chłodnych cieniach drzew. Kilka razy musieli wydłużać sobie drogę przez zbyt gęste zarośla, półki skalne bądź inne naturalne przeszkody. Mimo wszystko Ahsoka nie zatrzymywała się, coś nią po prostu kierowało w odpowiednim kierunku, czuła się jakby całe naturalne środowisko jej rodzinnej planety było z nią połączone, tak jak urządzenia miały swoje automatyczne ustawienia tak ona miała "wgraną" orientację w terenie na Shili. Szła pewnie stawiając kroki, chociaż z pozoru mogło się wydawać, że nie wie gdzie idzie tak naprawdę dokładnie wiedziała gdzie się kierować, chociaż sama nie umiała tego wyjaśnić. Czasami jej wzrok wędrował za pozornie niewidzialnym ruchem w zaroślach albo za jakimś małym stworzonkiem biegającym po okolicy, była w stanie usłyszeć najdrobniejszy szelest. Czy tak czują się wszyscy jej pobratymcy żyjący na swojej rodzinnej planecie? Zawsze miała bardziej wyostrzone zmysły, ale teraz było to jeszcze silniejsze. Prawdopodobnie był to wrodzony instynkt drapieżcy, którego do końca nie rozumiała. Co chwilę jej wzrok wędrował gdzie indziej, ale nie rozpraszała się.
-Nie chcę ci przerywać Smarku, ale czy ty masz jakieś pojęcie gdzie nas ciągniesz?-odezwał się Anakin.
-Wiem, wiem...-wymamrotała nie do końca skupiona na jego słowach.
-Raczej szukasz sobie obiadu.-westchnął Skywalker.
-Przestań narzekać albo zaraz coś zrobi sobie obiad z ciebie!-odparowała z lekką irytacją-Czy ty kiedykolwiek mi zaufasz?!-wybuchła po chwili.
-Ufam ci, uspokój się.-westchnął.
-Własnie widzę jak mi ufasz.-mruknęła przyśpieszając kroku.
-Co ja tym razem zrobiłem?! Czy ty masz okres?!
-Nie, po prostu mnie wkurzasz!
-Ostatnim razem też tak mówiłaś, a później próbowałaś mnie wywalić przez okno!
-Bo sobie zasłużyłeś!
-Jak zawsze wszystko moja wina! To ty nas ciągniesz gdzieś w las!
-Gdybyś przestał się na mnie wydzierać zauważyłbyś wioskę przed nami.-odparła Tano obojętnym tonem.
Nie oglądając się za siebie ruszyła wydeptaną ścieżką w stronę widocznych między drzewami zabudowań. Osada była otoczona dwumetrowym, kamiennym murem, w którym były cztery bramy, każda zwrócona w innym kierunku geograficznym, a przy wszystkich stało dwóch strażników uzbrojonych we włócznie i wibroostrza. Tano z pewnym wyrazem twarzy podeszła do dwóch strażników. Obaj Togrutanie byli wysocy i dobrze zbudowani więc wyglądała przy nich na jeszcze drobniejszą. Stanęła przed nimi i lekko zadzierając głowę żeby utrzymać kontakt wzrokowy odezwała się.
-Przepraszam...-zaczęła.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z góry. Nie bardzo jej się to podobało, patrzyli na nią jak na małe dziecko, z wyższością i protekcjonalnością. Dobrze wiedziała, że jakby przyszło co do czego to powaliłaby ich w kilka minut, ale teraz musiała robić dobrą minę więc uśmiechnęła się najlepiej jak potrafiła.
-Zgubiłaś się młoda?-zapytał jeden z nich.
Dziwiło ja, że na razie żaden z nich nie zauważył Anakina. Westchnęła cicho i obejrzała na niego posyłając mu spojrzenie "No rusz ty swoją dupę!!".
-Tak w zasadzie to nie...-odpowiedziała przybierając pozę eksponującą dwie srebrne rękojeści mieczy świetlnych.
Uśmiechnęła się pod nosem widząc zaskoczenie obu strażników. Dla takich chwil właśnie żyła, uwielbiała te miny kiedy ktoś myśląc, że jest "słabiutką dziewczynką" nagle orientował się, że rozmawia z padawanką Jedi. Zdusiła śmiech i kątem oka spojrzała na Anakina.
- Szukamy księżniczki Zaa, pojawiły się pewne...eee...komplikacje. Musimy wrócić do Corvali.-dopowiedziała widząc nieme pytanie w oczach strażników.
Togrutanie wymienili między sobą spojrzenia i po chwili zrobili im przejście.  
-Powodzenia.-powiedział jeden z nich uśmiechając się przyjaźnie do Ahsoki.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i przeszła przez bramę.Wioska nie była wielkich rozmiarów, ale nie była też mała. W większości składała się z kilkupiętrowych domków, kolorowych sklepików i okrągłych placów. Po kamiennych ulicach spacerowali Togrutanie, dzieci biegały między dorosłymi bawiąc się i śmiejąc. Wszystko to było dla niej tak znajome ale jednocześnie strasznie odległe. Ci wszyscy ludzie żyli bez większych zmartwień czy problemów, codziennie kładli się do swoich łóżek bez zastanawiania się czy kolejnego dnia to się zmieni ich życie toczyło się zwykłym, spokojnym rytmem. Trochę im tego zazdrościła. Przystanęła w pół kroku przypatrując się tej scenie. Jak zdjęcia na pokazie slajdów tak teraz jej przewijały się przed oczami zamazane wspomnienia. Nie spędziła najmłodszych lat w takiej wiosce tylko w mieście, ale wielokrotnie były one bardzo podobne do takich wiosek, najczęściej były to pojedyncze dzielnice, ona miała tyle szczęścia, że mieszkała na obrzeżach miasta i miała blisko do lasu. Zawsze uwielbiała tam się chować, tylko tam czuła się bezpieczna. Pamiętała jak sama była dzieckiem, były to wspomnienia niewyraźnie, zamazane i zatarte w pamięci, sama starała się o tym zapomnieć, bo kto chciałby pamiętać jak było się obwinianym o wszystko, niekochanym przez rodzinę chociaż nic nie zrobił? Taka była prawda, nikt nigdy jej nie kochał. Teraz zastanawiała się czy kiedykolwiek miałaby szansę doświadczyć szczęścia gdyby została z rodziną, czy coś by się zmieniło? A może byłoby wręcz na odwrót? Nie narzekała na swoje życie, była wdzięczna mistrzowi Plo za zabranie jej na Coruscant, ale czasami chciałaby móc chociaż spróbować żyć normalnie. Naprawdę nigdy na dłuższą metę nie spotkała się z życiem przeciętnej osoby, większość czasu spędzała na treningach albo polach bitwy. Stała jak zamurowana i patrzyła na tętniące życiem ulice. Jej źrenice lekko się rozszerzyły a ona zapomniała o upływającym czasie co zauważył Anakin. Przyglądał się jej, marszcząc brwi z zaciekawieniem co jakiś czas próbując zagłębić się w jej umysł na tyle, na ile pozwoliłaby mu Moc, by przejść bariery jej umysłu bez śladów wykrycia. Udało mu się wyczytać niektóre z jej emocji, po czym rozwodził się nad nimi, dokładnie je analizując, ale za nic nie mógł poskładać ich w całość - zupełnie, jakby to wszystko nie miało sensu i było zbiorowiskiem ludzkich emocji, pochodzących od różnych osób...
-Ahsoko?-przywołał ją do rzeczywistości.
Tano zamrugała kilkakrotnie i rozejrzała się po okolicy lekko zagubionym wzrokiem. W końcu odnalazła go i uświadomiła sobie, że na trochę odleciała myślami.
-Przepraszam mistrzu ja...ja po prostu...-zająknęła się, ale mówiła ciszej niż zazwyczaj.
-Wiem, nie przepraszaj.-odpowiedział ze zrozumieniem.
Togrutanka cicho westchnęła i po raz kolejny rozejrzała się wokół siebie szukając jakiegoś punktu zaczepienia, który pozwoliłby jej zmienić temat. Nie chciała teraz rozmawiać o swoich przemyśleniach, uczuciach czy czymkolwiek innym.
-Lepiej poszukajmy jakiegoś transportu.-zaproponowała.
-To może chwilę poczekać...
-Nie może.-ucięła temat-Nie będę teraz rozmawiać o niczym związanym ze mną i tą planetą, pogódź się z tym, to nie terapia grupowa. Nie mam nic do powiedzenia i tyle.-warknęła.
-Przecież widzę, że coś cię męczy. Jestem twoim mistrzem, mam prawo wiedzieć...-podjął kolejną próbę wyciągnięcia z niej czegokolwiek.
-Nie mam zamiaru o tym rozmawiać, nie ma o czym, koniec. Jesteś moim mistrzem, ale nie muszę od razu zdawać ci całego mojego życiorysu! Powiedziałam, nie będę o tym rozmawiać i koniec.
- Zaprzeczasz sama sobie, mała. - wywrócił oczami z rozbawieniem. - Jak to sama powiedziałaś, nie możemy pozwolić, by przeszłość wpływała naszą przyszłość. Więc może zastosujesz się do własnych reguł?- dorzucił. 
Co jej odbijało? Zachowywała się... dziwnie, nie jak popieprzony Smarkuś, tylko jakiś kopnięty w dupę dzieciak bez perspektyw, którego jedynym celem jest przeżycie. Wzruszył ramionami, odpływając na krótką chwilę; pomyślał o Padme, o matce, o Zakonie... lecz wszystkie wspomnienia zastąpił obraz pyskującej Ahsoki, której najchętniej zatkałby dłonią usta i zamknął w łazience. O Mocy... dlaczego zabijanie Padawanów jest karalne? - spytał w duchu, wznosząco czy ku górze.
- Nie zaprzeczam. - odpowiedziała cicho patrząc w zupełnie inną stronę - Moja przeszłość to moja sprawa, gdybyś w końcu dał sobie spokój to przestałaby wpływać na moją przyszłość bo mogłabym ją olać. - dopowiedziała rozglądając się po tłumie swoich pobratymców.
-No pewnie, wszystko moja wina. Kiedy do ciebie dotrze...
Kiedy stało się dla niej jasne, że tak łatwo nie zmieni tematu przestała go słuchać i podeszła do jednej z przechodzących kobiet.
-Przepraszam, jak dostanę się do Corvali?-zapytała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji! Noo...dobra, ja też nie. Oficjalnie odwieszam bloga, no szybko poszło xD. Tak a teraz wszyscy zadowoleni (podejrzewam, że mniejsza grupka osób) podziękują pani od polskiego (CZY TY BABO NIE ROZUMIESZ, ŻE MNIE TŁAMSISZ?! -.-') i pani od podstaw hotelarstwa (Bardzo dobrze się pisze słuchając o turystyce ^^) za zmuszenie mnie do wymyślenia...no tego chińskiego substytutu rozdziału, bo jedyne co dobrze tu wyszło to fragmenty pisane przez Wikę (Dzięki mały zdrajco! <3). Co by tu jeszcze...a taaaaaak...dalej nie pamiętam co chciałam napisać dalej (przeklinam cię sklerozo!) ale o ile nie powieszę się przez poziom moich lekcji polskiego na temat mitologii to chyba coś tam szybko napiszę. Dedyk dla *le spis wszystkich świętych* czyli: Wiki, Kathie, Cuppy, Clar, Rexi (Wielbłądzie ty mój ♥) Igi i Judith. Koniec psot...aaaa nie, to nie tutaj >.<   

niedziela, 1 września 2013

Rozdział specjalny: Myślisz, że twój dzień w szkole był okropny? Przeczytaj, a się zdziwisz.

Nie chce Wam się iść do szkoły? Na samą myśl o kolejnych dziesięciu miesiącach macie ciarki? Jesteście wręcz załamani powrotem do szkoły? Nie tylko Wy! Akurat mnie wzięło na pisanie takich "rozdziałów dodatkowych", ten akurat jest o straszliwym Dniu Ostatecznym, czyli powrocie do szkoły *muzyczka jak z horroru*. Więc zapraszam do czytania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Rycerzyku, ale ja nie chcę!-jęknęłam ukrywając twarz w poduszce.
-Musisz, ruszaj się bo się spóźnisz.-odpowiedział Anakin wyszarpując mi poduszkę spod głowy.
Cicho jęknęłam i nakryłam się kocem. Tego dnia miałam ochotę kogoś po prostu zamordować. Czemu? Czemu mnie to spotkało?! Była dopiero szósta rano, kto normalny wstaje o tej porze?! Czułam się jak pół martwa. Nie przeżyję dzisiejszego dnia. Już czuję, że to będzie koszmar.
-Nie chcę! Ja muszę spać...-wymamrotałam ziewając.
Nie usłyszałam odpowiedzi co zmartwiło mnie jeszcze bardziej niż gdyby Rycerzyk dalej mnie męczył. Jeżeli on się nie odzywał to znaczyło, że coś knuje. No i niestety miałam rację. Kilka minut później prawie spadłam z łóżka kiedy wylądowało na mnie wiadro lodowatej wody. Byłam cała przemoczona, trzęsłam się z zimna, ale rozbudziła mnie chęć zemsty na moim mistrzu.
-Rycerzyku ty idioto!-wydarłam się podrywając się na równe nogi.
Anakin zaśmiał się kiedy zaczęłam go gonić. Skoczyłam mu na plecy szarpiąc za włosy. Szarpaliśmy się przez kilka minut aż w końcu oboje wylądowaliśmy na podłodze. Popatrzyłam na chwilę w górę i to od razu popsuło mi humor. Jak jakieś widmo wisiał nade mną szkolny mundurek. Czemu powiesiłam go na drzwiach szafy a nie wepchnęłam do środka? Cicho jęknęłam modląc się w duchu, żeby jakiś terrorysta podłożył gdzieś niedaleko bombę czy coś. Oczywiście nic się nie stało, nic mnie nie uratuje.
-No dosyć już...ruszaj się Ahsoko.-odezwał się Anakin wstając.
Popatrzyłam na niego jakby właśnie wyrosła mu druga głowa. Czy on był chory? On nigdy nie jest taki poważny, nigdy!! Ten dzień musi być po prostu przeklęty.
-A ty co taki poważny?-zapytałam niepewnie.
-Bo tak, ruszaj się leniu.-odpowiedział uśmiechając się z rozbawieniem.
Zaklęłam pod nosem i niechętnie ruszyłam do łazienki żeby się przebrać. Mundurek rzuciłam na półkę, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda zaczęła spływać po całym ciele opróżniając moją głowę z myśli. Zamknęłam oczy na chwilę odrywając się od rzeczywistości. Zapomniałam o upływie czasu, po prostu stałam pod strumieniem przyjemnie ciepłej wody. Zeszłam na ziemię dopiero kiedy woda się ochłodziła. Westchnęłam z niezadowoleniem i sięgnęłam po ręcznik. Szybko się wytarłam i zaczęłam ubierać. Mundurek szkolny składał się z czarnej spódniczki, czarnych podkolanówek, białej koszulki, niebiesko-czarnego krawata i ewentualnie sweterka, którego ja na pewno nie miałam zamiaru nosić. Kiedy w końcu doprowadziłam się do porządku wyszłam z łazienki święcie przekonana, że wyglądam okropnie. Rycerzyka nie było w pokoju, za to na łóżku siedział Chase ubrany podobnie do mnie, no pomijając spódniczkę, zamiast niej miał na sobie czarne, jeansowe spodnie, no i jemu przynajmniej to jakoś pasowało a nie to, co mi. Chłopak uśmiechnął się lekko i przyjrzał mi się dokładnie. Czasami zastanawiam się co faceci widzą w dziewczynach w takich mundurkach. Obojętnie, o którego chodzi, zawsze reakcja jest taka sama, wielkie oczy i ten szczenięcy wyraz twarzy. Czasami bywając niemożliwi.
-Cześć...-przywitałam się czując, że lekko się czerwienię.
-Eee...hej...-wymamrotał chłopak-Idziemy?-zapytał po chwili.
-A mamy wybór?-mruknęłam łapiąc torbę z książkami.
*Tymczasem w biurze pewnego cholernego dziada nazywanego kanclerzem Palpatinem*
Kanclerz Palpatine, a raczej Darth Sidious też czasami potrzebował dnia wolnego od knowań nad przejęciem władzy w galaktyce, przeciągnięciem Wybrańca na Ciemna Stronę Mocy i zmanipulowaniem całej Republiki. Tymi duperelami zajmie się później, dzisiaj chciał się trochę zabawić. Dzięki swoim wpływom i pomocy Ciemnej Strony udało mu się przejąć stanowisko ministra edukacji jednocześnie mieszając w życiu i planie dnia pewnej grupce ofiar. Uśmiechnął się złowieszczo rozmyślając nad tym nie tyle podłym i mrocznym co złośliwym przedsięwzięciu. Rozsiadł się w swoim fotelu rzucając okiem na obrazy z kamer monitorujących wcześniej upatrzoną przez niego szkołę. Na blacie biurka w piramidkę ułożył dłonie i lekko oparł na nich podbródek. Dla najpodlejszego i najokropniejszego (nie wspominając już, że chyba najbrzydszego) Sitha tych czasów szykował się bardzo udany dzień.
*Teleportacja! Wracamy do niewyspanego Smarka!*
Akurat kiedy wbiegałam z Chasem na pierwsze piętro zabrzmiał dzwonek. Zauważyłam jak drzwi od sali języka niemieckiego zamykają się. Zaklęłam na cały głos i przyśpieszyłam. Nie dość, że nienawidziłam tych lekcji to jeszcze dostanę opieprz. No ciekawe kto nas uczy? Prawie przewróciłam się na klamkę, z impetem otworzyłam drzwi i wpadłam do środka a Chase za mną. Stanęliśmy jak wryci w progu kiedy pośrodku klasy zobaczyliśmy znajomą postać rudowłosego mistrza Jedi ubranego jak przykładowy nauczyciel. Mistrz Kenobi miał na sobie brązową marynarkę, wyprasowaną koszulę i flanelowe spodnie. Ledwie powstrzymałam wybuch śmiechu. Obi-Wan uniósł jedną brew a jego mina z zaskoczonej przybrała teraz lekko oskarżycielski wyraz. 
-Panno Tano, proszę się uspokoić i razem z kolegą zająć swoje miejsca.-powiedział nasz nowy nauczyciel.
Ciężko jest zachować powagę kiedy mistrz twojego mistrza robi za nauczyciela znienawidzonego przez ciebie przedmiotu. On nie wie w co się wpakował. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem, przede mną siedziała znajoma dziewczyna o blond włosach...No tak, Lou! Chase usiadł obok mnie, wymieniliśmy rozbawione spojrzenia i niechętnie wyciągnęliśmy książki. Rozejrzałam się po klasie. Widziałam sporo znajomych twarzy, w większości byli to padawani w mniej więcej tym samym wieku, ale zobaczyłam też kilka innych osób, między innymi pewnego zielonookiego chłopaka o brązowych włosach sięgających mu mniej więcej do końca uszu. Z lekkim zaskoczeniem stwierdziłam, że Lux chyba zmienił fryzurę. A z resztą...Co mnie to interesuje? Pewnie ma mnie gdzieś. Nawet nie zauważyłam, że mistrz...ekhem...pan Kenobi już zdążył się rozkręcić w temacie...sama nie wiem czego ale brzmiało to jak definicja piekła. Cała lekcja była dla mnie prawie jak pranie mózgu. Nie rozumiałam nic, ten język brzmi jak mordowany, zachrypnięty kot, który przy okazji drapie pazurami po tablicy, moje uszy krwawią! W końcu z Chasem zajęliśmy się tworzeniem komiksu o psychodelicznych warzywach, fabuła opierała się na tym, że ogórek był zazdrosny bo jego żona, zdzirowata marchewka, zdradzała go z pomidorem i jego żoną cebulą, dlatego doszło do krwawego morderstwa z użyciem łyżki i wieczka od jogurtu...Dzwonek zabrzmiał akurat w najciekawszym momencie akcji, jak zawsze nie w porę, ale z drugiej strony lepiej, teraz jesteśmy już wolni od trucia Obi-Wana!
-I pamiętajcie, widzimy się za dwie godziny na fizyce.-zakończył mistrz Kenobi a w Mocy wyraźnie dało się wyczuć negatywne emocje całej klasu.
-Och Scheiße.-zaklęłam pod nosem, chyba tylko to umiałam wypowiedzieć po niemiecku.
Wybiegłam z klasy jak najszybciej, zbiegłam po schodach na parter i szybko odnalazłam moją szafkę i zaczęłam wykręcać kod w zamku szyfrowym: 14/12/12. Usłyszałam ciche kliknięcie i drzwiczki się odblokowały. Po pierwszej lekcji zebrało się we mnie tyle energii, że otworzyłam je mocnym szarpnięciem.
-Cześć...-usłyszałam znajomy głos, ale było już za późno, drzwiczki szafki przywaliły Luksowi prosto w twarz.
Chłopak upadł na podłogę i natychmiast przyłożył rękę do nosa. Och, świetnie, pierwsza wielka porażka tego dnia, chłopakowi, który może, definitywnie, tak minimalnie (Więcej niż minimalnie!!) trochę mi się podoba, a w dodatku jest senatorem, przywaliłam prosto w twarz drzwiczkami od szafki. Tylko ja mogę mieć takiego pecha!              
-Przepraszam Lux, nie zauważyłam, że podszedłeś!-zawołałam pomagając mu wstać.
-Nic się nie stało, obrywałem już mocniej...głównie od ciebie.-odpowiedział Bonteri lekko się uśmiechając.
-No wiesz...kilka razy cię ostrzegałam, że mnie się nie wkurza.-wymamrotałam czując jak lekko się rumienię.
-Widocznie mam na tyle wkurzającą osobowość, że nie mogę się do ciebie zbliżać.-westchnął spuszczając wzrok, ale ja widziałam, że bawi go to.
-Tego nie powiedziałam.-odpowiedziałam i mocno trzepnęłam go w głowę-A jeszcze raz tak powiedz to oberwiesz podwójnie.-dodałam.
Ledwie zdążyłam wziąć książki do matematyki a dzwonek obwieścił koniec przerwy. Wymieniłam z Luksem umęczone spojrzenia i pobiegliśmy do klasy. Na szczęście nie było daleko więc udało nam się wmieszać w tłum uczniów. Udało mi się złapać Lou i Chase'a i zająć ławkę mniej więcej w ostatnich rzędach. Na tej lekcji też czekało nas zaskoczenie. Prawie spadłam z krzesła kiedy do klasy wszedł senator Bail Organa z Alderaanu. Siedzieliśmy jak zamurowani kiedy senator podawał nam temat. No niby wiem, że o gustach się nie dyskutuje, ale kto lubi matmę?! I to jeszcze kiedy temat jest o jakichś funkcjach. Czułam się jakby znowu zafundowano mi pranie mózgu, ale na niemieckim było o tyle łatwiej, że jeszcze miałam siłę coś robić, teraz po prostu czułam jak się wyłączam. Zanim zauważyłam mój mózg odłączył się od reszty ciała i wybudził mnie z tego dziwnego stanu dopiero kolejny dzwonek. Nie mając zielonego pojęcia co się dzieje poszłam za Chasem do wyjścia z klasy.
-Co mamy teraz?-zapytałam tłumiąc ziewnięcie.
-Eee...yyy...chwila.-wymamrotał Chase-Chyba biologię.
Nogi same zaprowadziły nas do szafek, zostawiliśmy niepotrzebne książki i ruszyliśmy pod odpowiednią klasę. Oczywiście nie mogło się obyć bez jakiejś wpadki. Przypadkiem zderzyłam się z jakimś kolesiem. Popatrzył na mnie tym spojrzeniem "Kim ty jesteś i jakim prawem oddychasz moim powietrzem?!". Wyglądał na jednego z tych popularnych chłopaków, którzy mają się za panów wszechświata.
-Łazić nie umiesz?!-ryknął, ale na mnie nie zrobiło to absolutnie żadnego wrażenia.
Było wyższy ode mnie o około dwadzieścia centymetrów, ale nie bałam się go, spotykałam już gorszych. Jeżeli chciałby się na mnie rzucić powaliłabym go natychmiast.
-Umiem, ale jeżeli jakiś nadęty pajac nie patrzy pod nogi tylko myśli, ze każdy będzie mu złaził z drogi to nic za to nie mogę.-odpowiedziałam unosząc lekko głowę żeby spojrzeć mu prosto w twarz.
-Lepiej to odszczekaj zanim obiję ci tę pyskatą mordę!-warknął a jego "kumple" uśmiechnęli się głupkowato.
-Nie odszczekam, nie boję się ciebie!-powiedziałam nie cofając się nawet o krok.
-Masz ostatnią szansę mała, odszczekaj albo skończysz nieciekawie.-próbował mnie zastraszyć.
-Mała to jest twoja pała!-rzuciłam z pełną satysfakcją.
Spróbował uderzyć mnie z pięści w twarz, ale był za wolny. Wyskoczyłam w górę i przeskoczyłam za niego. Chase próbował coś zrobić, ale raczej nie działało proponowanie, że będzie bić się za mnie, kiedy zauważył, że to nie działa zajął się jego dwoma przydupasami. Chłopak znowu mnie zaatakował, ale ja z łatwością przerzuciłam go sobie przez ramię. Poleciał prosto na szafki i uderzył w nie z głośnym łoskotem. Uśmiechnęłam się z pełnym samozadowoleniem i podeszłam do niego.
-Na przyszłość uważaj z kim się bijesz.-syknęłam i odeszłam a Chase za mną.
Niedługo potem zabrzmiał dzwonek. Spokojnie weszliśmy do sali biologicznej. W ławkach siedziało już parę uczniów. Wszyscy w miarę szybko się zeszli a do środka weszła niebieskoskóra twi'lekanka. Po raz kolejny tego dnia przeżyłam szok kiedy świątynna uzdrowicielka, Vokara Che wyszła na środek klasy z dość sporym ludzkim szkieletem. Zaczęło się od sprawdzania obecności. Prawie już zasnęłam kiedy usłyszałam swoje nazwisko.
-Jestem...jestem...-wymamrotałam wodząc wzrokiem po ścianach.
Poczułam na sobie wzrok mistrzyni Jedi i niepewnie na nią spojrzałam z pytaniem w oczach. Zauważyłam, że przygląda tak, jak zawsze kiedy Anakinowi udaje się przywlec mnie do uzdrowicieli. nagle miałam ochotę schować się pod ławkę.
-Czy ty się biłaś Ahsoko?-zapytała.
-Ja? Nie...eee...psze pani...-wymamrotałam czując się z tym cholernie dziwnie.
-Przecież widzę. Najpierw Bonteri przychodzi z obitą twarzą teraz ty...co się z wami dzieje?-westchnęła.
Poczułam jak Chase lekko szturcha mnie w bok. Spojrzałam na niego a on popatrzył na mnie z rozbawieniem.
-Bonteri z obitą twarzą? Czyżby wpadł na huragan Ahsoka?-zapytał z rozbawieniem.
-Wpadł jedynie na drzwiczki od mojej szafki.-odpowiedziałam wywracając oczami.
-Podryw na Ahsokę, atakuj faceta aż w końcu się zakocha.-zaśmiał się.
-W takim razie ty musisz już być we mnie zakochany po uszy.-rzuciłam ze złośliwym uśmieszkiem.
Pierwsze minuty lekcji mijały podejrzanie spokojnie aż ktoś krzyknął, że fretki uciekły z klatki. W klasie zapanowała panika kiedy stworzona zaczęły atakować stopy uczniów. Wskoczyłam na ławkę jak większość osób, ale trafił mi się zwierzak na tyle cwany, że potrafił wspiąć się na blat. nie miałam wyboru, zaczęłam się wycofywać. kilka osób wrzasnęło kiedy ich palce napotkały ostre zęby gryzoni. Przeskoczyłam z Chasem na drugą  ławkę, ale oboje się poślizgnęliśmy i wylądowaliśmy na szkielecie. oczywiście ruchomy stojak postanowił urządzić nam przejażdżkę. No i mniej więcej tak minęła nam lekcja, jeżdżąc na kościotrupie pośród fretek. Kiedy w końcu udało się zagonić zwierzątka do klatek byłam już pewna, że piekło jest wypchane fretkami z ADHD. Na fizykę poszłam ze zbolała miną, poluzowanym krawatem i chęcią strzelenia sobie w łeb. Mistrz Kenobi czekał na nas w klasie a tablica znajdująca się za nim prawie przyprawiła mnie o zawał. Była w całości zapisana definicjami i wzorami, nic tylko uciekać z wrzaskiem! Ze zbolałymi minami zajęliśmy miejsca w ławkach czekając na "godzinę ostateczną". Nie trzeba było długo czekać. Kiedy zeszli się wszyscy Obi-Wan od razu zaczął lekcję. Kolejne pranie mózgu! Chciałam umierać, to znacznie ułatwiłoby mi życie. Myślałam, że chyba zaraz zacznę rzygać tymi teoriami, gdyby nie to, że jeden z chłopaków odnalazł w jakieś dziwnie wyglądające urządzenie. Wszyscy od razu zaczęli zadawać pytania a mistrz Kenobi nie mając innego wyboru  przerwał swój wykład i wyjaśnił, że to coś służy do zwiększania napięcia czy czegoś takiego. Ktoś ochoczo podłączył urządzenie do prądu, ale nic nie zadziałało. Nie wiem czy tylko ja zauważyłam rozerwany kabelek, więc podeszłam i tak jak kiedyś mnie uczył Anakin połączyłam je ze sobą. Nie zauważyłam, że Obi-Wan oparł o nie rękę. Niby niezbyt przyjemna sytuacja, ale wszyscy wybuchnęli śmiechem kiedy rudowłosego mistrza poraził prąd. Widząc mistrza Kenobiego z włosami odstającymi na wszystkie strony, przy czym jego broda dodawała wszystkiemu jeszcze większego komizmu po prostu nie można było się nie śmiać. Dodatkowo wszędzie poszły korki i całe zasilanie padło. Ktoś pobiegł po Vokarę. Wielkim plusem tej sytuacji było szybsze zakończenie lekcji. Od razu poszliśmy na w-f. Trzydziestka szesnastolatków przeciskająca się korytarzem starając się znaleźć jak najdalej od klasy fizyki może być niebezpieczna, nieźle nastraszyliśmy dzieciaki z niższych klas. Oczywiście nie obyło się bez chłopaków próbujących się wepchać do szatni dziewczyn. Kiedy w końcu po piętnastu minutach się przebraliśmy przeszliśmy na halę sportową. Dobra, może nie było tak źle, miałam białą bokserkę, czarne spodenki i trampki za kostki. Miałam nadzieję, że chociaż na tej lekcji nic mnie nie zaskoczy, ale tutaj spotkało mnie największe zaskoczenie. Ja się pytam jakim cudem Rycerzyk został wuefistą?! Cicho parsknęłam bo nie umiałam powstrzymać śmiechu, Chase też się zaśmiał, większość uczniów nie zareagowała jakoś specjalnie. Wybrał sobie najbardziej nieogarniętą lekcję. Ktoś znalazł piłki i się zaczęła szkoła przetrwania. Zaśmiałam się cicho i zaczęłam unikać rzucanych we wszystkie strony piłek każdego rodzaju, chyba jedynie piłki lekarskiej nie widziałam. Udało mi się wspiąć na drabinki, które wydawały mi się względnie bezpieczne. Widziałam praktycznie całą salę. Nagle któraś dziewczyna cicho krzyknęła, zauważyłam blondynkę dostającą w twarz piłką. Tam przestały latać piłki, ale cała reszta sali była ogarnięta "bitwą". Kilka piłek poleciało w moją stronę, ale jakoś ich uniknęłam i zaczęłam odrzucać w innych. Kątem oka zauważyłam Rycerzyka z tamtą co dostała. Słyszałam ich rozmowę, nic takiego jej się nie stało, ale on...Phi! Nawet mnie tak nie traktował a bywałam w gorszych sytuacjach! To nie fair! No i świetnie, tak się rozproszyłam, że dostałam piłka w brzuch. Z zaskoczenia zapomniałam o trzymaniu się szczebla i zleciałam z samej góry. Moja pierwsza myśl: yey, nie pójdę na resztę lekcji. Druga myśl: no znowu będzie mnie bolała dupa! Trzecia: ten dzień jest do dupy! Oczywiście Anakin nic nie zauważył. I nagle wylądowałam komuś na rękach.
-Powinnaś bardziej na siebie uważać.-powiedział Lux patrząc na mnie z rozbawieniem.
-Wielkie dzięki, ale miałam wszystko pod kontrolą.-odpowiedziałam próbując wydostać się z jego ramion.
Czemu on musiał mnie złapać?! Jeszcze przypadkiem rąbnęłam go łokciem w nos, czy tylko ja tracę koordynację ruchową w takich momentach?! Najpierw walnęłam go drzwiczkami od szafki, teraz łokciem...
-Przepraszam, nie chciałam.-wymamrotałam.
-Pewnie, że miałaś wszystko pod kontrolą.-zaśmiał się lekko-Nic się nie stało.-dodał stawiając mnie na nogach.
Poczułam na sobie czyiś wzrok, odwróciłam się i zobaczyłam Anakina, którego mina wróżyła kłopoty, przynajmniej dla mnie.
-Eee...Lux, lepiej wiej.-szepnęłam kiedy Rycerzyk zaczął się do nas zbliżać.
Chłopak odbiegł a ja zaczynałam już obmyślać jak tym razem odpyskować.
-Nie jesteś tu żeby podrywać senatorów kochasiu.-zaczął stając naprzeciw mnie.
-Nie podrywam go! Nie moja wina, że spadłam!-odpowiedziałam.
No teraz to sobie o mnie przypomniał, jeżeli jest chociażby mały powód żeby mnie opieprzyć to zawsze się znajduje.
-Aha, no pewnie.-rzucił z sarkazmem.
-Tak, gdybyś zwracał uwagę na to, co się dzieje to byś wiedział! Tylko mnie złapał, co w tym złego?!-warknęłam.
-Nikt nie będzie obłapywał mojego małego Smarkusia.-odpowiedział.
Aż chciało mi się śmiać. Co on znowu wymyślił?!
-Nie zachowuj się jak dzieciak!-walnęłam go w ramię.
No po tej rozmowie zupełnie zapomnieliśmy gdzie jesteśmy i zaczęła się wielka gonitwa po sali. W końcu oboje wpadliśmy w siatkę w bramce i zaplątaliśmy się.
-To wszystko twoja wina.-warknęłam wiercąc się w sznurkach.
-To ty mnie popchnęłaś.-odpowiedział.
Jakimś cudem, niestety, udało mi się zdążyć na kolejną lekcję. Świetnie, historia...Tym razem ławki były sześcioosobowe, usiadłam między Chasem a Lou, oczywiście byliśmy prawie, że ostatni więc czekały nas cudowne miejsca w pierwszej ławce. Przynajmniej była to przedostatnia lekcja. Westchnęłam i położyłam głowę na ławce. No i kabum! Zgadnijcie kto tym razem został nauczycielem! Senator Padme Amidala...chyba już wiem skąd tu Anakin. Mnie nazywa kochasiem a sam nie zauważa, że ja widzę jak robi te słodkie oczka do Padme...kiedyś w końcu muszę z tym hipokrytą o tym pogadać.
-Ahsoko, nie leż na ławce.-to chyba było pierwsze zdanie, na które zwróciłam uwagę.
-Tak, tak...przepraszam...-wymamrotałam siadając normalnie.
Dobra, może nie było aż tak nudno, może nawet znośnie. W miarę normalna lekcja, no dopóki któryś z geniuszy nie skonstruował procy na wkłady od długopisów. I nagle ktoś krzyknął, że robimy rekonstrukcję jakiejś bitwy. Skończyłam z rozplatanym krawatem i koszulką zawiązaną na supełek na wysokości pępka. Sala naprawdę wyglądała jak po bitwie. Udało nam się wszystko ogarnąć do końca przerwy i pobiegliśmy na chemię. Chyba już nie bardzo mnie zdziwił widok mistrza Fisto za biurkiem. Oczy wszystkich zabłysły kiedy zobaczyliśmy na stolikach zestawy do jakichś eksperymentów. Mistrz Fisto wyjaśnił nam co mamy zrobić i zabraliśmy się do roboty. To był wielki błąd, że ja i Chase robiliśmy to razem. Ogólnie zapomnieliśmy co powinno być z czym mieszane i strzelaliśmy kolorystycznie co może do czego pasować. Kilka razy coś zasyczało, zmieniło kolor. Nie wiem po co, ale dl klasy wszedł Anakin i zaczął rozmawiać z mistrzem Fisto. Nie zwracałam na to uwagi. Nie wiem czemu się zgodziłam na propozycję Chase'a żeby wszystkie efekty naszej "pracy" zmieszać. po kolei dodawaliśmy wszystko do siebie. Niby na początku nic się nie działo, ale nagle cała "substancja" zaczęła bulgotać. Oboje krzyknęliśmy "KRYĆ SIĘ!" wskakując pod ławkę. Kilka sekund później całym pomieszczeniem wstrząsnął wybuch. Salę wypełniła fioletowa chmura...czegoś, na ścianie w pobliżu naszego stolika była wielka, wielokolorowa plama a reszta klasy...wyglądała jak po wybuchu bomby. W ten oto sposób wszyscy znaleźliśmy się u dyrektora. Najbardziej zaskakujący był widok mistrza Windu w roli sekretarki. Ledwie powstrzymałam wybuch śmiechu. No przez Anakina mi się nie udało, nasz eksperyment zafarbował mu włosy na wszystkie kolory tęczy, wyglądał jakby jednorożec się na niego zrzygał. Zaczęłam się śmiać jak głupia, po kilku minutach już nie mogłam złapać tchu. No i akurat otworzyły się drzwi do gabinetu dyrektora...którym był mistrz Yoda. No serio? Zebrali się tu chyba wszyscy, tylko jakim cudem. Weszliśmy całą grupą do pomieszczenia, wszyscy nasi nauczyciele, ja, Chase, Lou, Lux a na samym końcu mistrz Windu, któremu raczej nie pasowały szpilki i spódniczka. Zielony mistrz przyjrzał się nam wszystkim uważnie, każdy wyglądał jakby miał bardzo...ekhem...ciekawy dzień. Tęczowy Anakin, ja z Chasem, Lou i Lux...no wyglądaliśmy jak po dopiero co przebytej wojnie z systemem edukacji, Obi-Wan dalej był naelektryzowany i gadał coś po niemiecku, senator Organa walczył z cyrklem zaczepionym o spodnie i kilkoma linijkami, Vokara walczyła z fretką uczepioną jej rękawa, co dziwne zwierzak cicho mruczał, Padme miała we włosach paręnaście długopisów, mistrz Fisto wyglądał jakby znalazł się w centrum wybuchu...A przecież to całkiem normalny dzień w szkole co?!
*Ekehm...zostawiamy na chwile tych nieszczęśliwców*      
Darth Sidious z pełnym samozadowoleniem przypatrywał się scenie w gabinecie dyrektora. Jego plan powiódł się w stu procentach, oczywiście musiał przyznać, że bardzo pomogły mu jego ofiary. Nie przepadłą za padawanką Skywalkera, ta mała mogła być poważnym zagrożeniem dla jego przyszłych planów, ale tym razem wypełniła idealnie swoją część zadania, nawet on nie był w stanie przewidzieć tego końcowego wybuchu. Musiał na przyszłość zapamiętać, żeby coś z nią zrobić, była zbyt nieprzewidywalna. Na razie jednak postanowił napawać się końcem tego jakże ciekawego dnia. 
*No i znowu teleportacja!!*    
Padłam na łóżko kompletnie wykończona. Nigdy więcej! Już wolę najgorszą bitwę od jednego dnia w szkole, tam idzie umrzeć! Chyba mistrz Yoda miał rację, w tym musiała maczać palce Ciemna Strona Mocy! To było najgorsze zło z możliwych! Anakin dalej nie mógł zmyć z siebie tęczowych kolorów, mistrz Kenobi nadal w większości mówił po niemiecku a Vokara chyba rozkochała w sobie fretkę. No cóż...przynajmniej zaliczyłam przejażdżkę na kościotrupie, chyba poprzez walnięcie Luksa szafką przypomniałam mu o sobie i wiem jak wysadzić droidy kolorując je na wszystkie możliwe kolory.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Teraz moja kolej żeby gadać? Okey, mam nadzieję, że poprawiłam Wam humor, mi się cholernie nie chce wracać do szkoły, ale przynajmniej nie zaatakują mnie fretki. Ktoś w ogóle wytrwał do końca? Jeżeli tak, to ma wysoki próg cierpliwości =D. I dopowiem co do kodu szafki Ahsoki, pewna osóbka *patrzę znacząco na listę kontaktów gg* przynajmniej powinna kojarzyć tą kombinację cyfr! Tak, to o tobie...o ile się domyślasz, o co chodzi. Dobra, co ja się oszukuję, na pewno nie pamiętasz, bo po co? A teraz jeszcze mam dla wszystkich propozycję: wsiądźmy na miotły, spakujmy nasze szkolne kufry i uciekajmy do Hogwartu! Kto ze mną? Na wyposażeniu są też latające Fordy Anglia, zapraszam. Dedyk dla każdego ucznia, w końcu dla Was to pisałam!
Jeżeli macie pomysł o czym jeszcze mogę coś podobnego napisać dawajcie pomysły w komentarzach.