wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział specjalny: całkiem (nie)normalne święta.

Ahsoka siedziała na parapecie, za oknem śnieg padał tak mocno, że cieszyła się, że siedzi teraz w ciepłym pokoju. Chyba niedługo powinna się ruszyć, żeby pomóc z przygotowaniami do świąt. Ciekawie się złożyło, że jakimś cudem w tym roku zamiast siedzieć na Coruscant Rada Jedi zgodziła się na święta na Naboo. Dalej nie pojmowała jakim cudem się przekonali, ale stało się. Dobra, podejrzewała, że maczali w tym palce Anakin i senator Amidala, ostatnio odnosiła wrażenie, że coś razem kombinowali... No i Anakin był jakiś podejrzanie zadowolony w ostatnim czasie. A może po prostu wszystkim odwalało na święta. Nagle ktoś wpadł do jej pokoju.
- Ubieranie choinki, teraz, zaraz. - usłyszała znajomy głos.
- A zapukać to niełaska? - odpowiedziała spoglądając na Chase'a.
- Pukać? Pukać to ja mogę kogoś, a nie drzwi. - odpowiedział pokazując jej język.
- Wiesz o co mi chodzi zboku! - zaśmiała się rzucając w niego poduszką, która trafiła go centralnie w twarz. Zaskoczony chłopak upadł na podłogę a w powietrze poleciały pióra. Chłopak szybko złapał inną poduszkę i oddał Togrutance. Szybko wywiązała się bitwa na poduszki. Po chwili byli już na podłodze i bili się poduchami jak wściekli przy okazji śmiejąc się jak głupi.  Nagle wzrok Ahsoki padł na czyjeś stopy. Na początku nie zrozumiała o co chodzi ale, po chwili dotarło do niej, że stopy zawsze musza mieć właściciela. Uniosła wzrok, i kogo zobaczyła? No na pewno nikogo, kogo się spodziewała.
- Nie przeszkadzam. - zapytał pan znany jako senator Bonteri. Nie, nie, nie! Mniej więcej to teraz krzyczał jej wewnętrzny głos. Czemu właśnie on? Nie wystarczyło już ich ostatnie spotkanie? Kto dzisiaj umrze? Albo jaki inny dramat się wydarzy? Bo przecież, jak on był w pobliżu to ona zawsze musiała coś spieprzyć! Praktycznie skoczyła na nogi otrzepując się z piór.
- Eee... - to było najinteligentniejsze, co przyszło jej do głowy. Na podłodze Chase zaczął podśpiewywać jakieś piosenki o miłości, więc zarobił między żebra. A Lux? Stał przed nią z pytającym wyrazem twarzy.
- Przerwałem coś? - spytał niepewnie. Ona już wiedziała co mu chodzi po głowie, wszyscy zawsze to samo, jakby cały wszechświat ubzdurał sobie, że jest zakochana w Chase'ie!
- Nie i jeżeli tylko spróbujesz myśleć o tym, o czym teraz prawdopodobnie myślisz to przysięgam na własny miecz świetlny, że cię uduszę, nawet, jeżeli jesteś senatorem. - odpowiedziała z zaciętą miną.
- Jak wolisz... - wymamrotał zaskoczony chłopak. - Chciałem zapytać czy chciałabyś... - zaczął, a w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. On chce z nią spędzić więcej czasu? Nie, co to, to nie! Już wystarczająco sobie tym zaszkodziła... Chyba zaszkodziła. No bo lubiła go, ale od ostatniego razu przebywanie z nim było dla niej... trudniejsze.
- Chase, wspominałeś coś o ubieraniu choinki. - przerwała Luksowi.
- Eee... no tak, ale wieeeesz... - zaczął drugi padawan z tym swoim wrednym uśmieszkiem. A to zdrajca!
- Dobra, to się ruszaj! - wyciągnęła go za sobą z pokoju. Usłyszała jeszcze, że Lux próbował coś jej powiedzieć, ale teraz ważniejsze było ucieknięcie od młodego senatora. Zatrzymała się dopiero kilka korytarzy dalej, a Chase? Ten to cały czas się z niej śmiał. Popchnęła go na ścianę i sprzedała cios w policzek z otwartej dłoni. Oczywiście nie przestał się śmiać.
- Zabujana Soka. - zaczął podśpiewywać pod nosem. - Będę chrzestnym waszych dzieci i opowiem im jaka to zboczona była ich mamusia! - oświadczył z pełną powagą.
- Żadnych dzieci nie będzie, nie bujam się w Luksie i jeszcze raz coś o tym wspomnisz a obiecuję, że przerobię twoje jaja na lampki choinkowe! - warknęła.
- Trzymaj się z daleka od mojego interesu diable ty! - wrzasnął chłopak uciekając przed wściekłą Togrutanką.
***
Wielka choinka stała na środku sali, wokół niej ustawione były stoły ułożone w kwadrat. Na połączonym blacie rozłożone były białe obrusy przyozdobione złotymi i czerwonymi łańcuchami, na środku każdego z blatów w równych odległościach stały czerwone świeczki. Wszyscy obecni w sali byli zajęci ozdabianiem jej, w pobliżu choinki między pudłami siedziała blondwłosa padawanka o niebieskich oczach w całości pochłonięta rozplątywaniem lampek. Nagle dobiegł do niej brązowowłosy chłopak.
- Ratuj, goni mnie Togrutanka z morderczymi zapędami! - zawołał chowając się za jej plecami.
- A to niby ty masz być najodważniejszy. - westchnęła ostentacyjnie Lou.
- Co innego armia Separatystów, a co innego Ahsoka grożąca mi przerobieniem mojego interesu na lampki choinkowe! - odparł Chase. W tym momencie do pomieszczenia wbiegła wymieniona już wcześniej padawanka Wybrańca. Od razu zauważyła rozczochrane włosy jej kumpla wystające zza ramienia drobnej Louisie. Podeszła do nich. Blondynka uniosła wzrok na przyjaciółkę i posłała jej rozbawione spojrzenie.
- Co tym razem zrobił? - spytała.
- Stwierdził, że będę miała dzieci z senatorem Bonteri. - odpowiedziała Ahsoka. - Wiesz, nie ma odwagi powiedzieć... - zaczęła, ale w tym momencie chłopak wyskoczył na nią, zakrywając jej usta.
- Nawet nie próbuj tego kończyć! - zawołał. Ahsoka ugryzła go w dłoń i przerzuciła nad sobą. Chase wrzasnął, ale nie pozwolił, żeby dziewczyna kontynuowała wcześniej rozpoczętą wypowiedź. Wywiązała się między nimi szamotanina, która skończyła się, kiedy oplątały ich lampki choinkowe, uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy. Lou widząc ich na sobie, oplątanych w świecidełka po prostu nie mogła wytrzymać i wybuchła śmiechem.
- To wcale nie jest zabawne Louisie! - zawołali oboje. Od razu przestała się śmiać, popatrzyła na nich z chęcią mordu wypisaną na twarzy.
- Jak jeszcze raz mnie tak nazwiecie to te lampki będą waszym najmniejszym problemem! - wrzasnęła sięgając po swój miecz. Ahsoka była pewna, że wolałaby wściekłą Lou niż leżeć pod Chasem. W plecy wbijały jej się światełka, jej przyjaciel swoje ważył i była pewna, że to podłużne coś, co gniotło ją w udo nie było jego mieczem świetlnym. Oczywiście musiała być najbardziej pechową istotą w galaktyce bo właśnie teraz dołączył do niej jej mistrz. Anakin prawie udusił się ze śmiechu kiedy zobaczył swoją padawankę owiniętą w ozdoby choinkowe, leżącą pod swoim przyjacielem. To był tak genialny motyw na kartkę świąteczną, że żałował, że nie miał przy sobie aparatu.
- No, widzę gołąbeczki, że będziecie pięknie wyglądać powieszeni pod sufitem. - rzucił stawiając kolejne pudło z ozdobami na podłodze.
- Ja ci dam gołąbeczki! - warknęła Ahsoka.
- Właśnie mam je przed sobą... Tylko Lux mógłby być zazdrosny. - uśmiechnął się złośliwie.
- Obiecuję ci, że jak tylko się stąd ruszę wbiję ci w dupę największy sopel lodu, jaki znajdę! - wrzasnęła Togrutanka. - Lou wyciągnij mnie, bo te lampi gniotą. - dodała zwracając się do przyjaciółki.
- Ale ja cię wyciągnę Smarku, tylko mi powiedz, w którym bujasz się bardziej. - wtrącił Skywalker.
- Kocham jedynie pierogi! Miłość odchodzi, ale pierogi zostają! - odpowiedziała padawanka pokazując mu język.
- I już wiadomo, kto ukradł wszystkie pierogi. - mruknął Anakin po raz kolejny dziwiąc się, że tak mały skrzat jak jego Smarkuś umiał w siebie tyle zmieścić. Złapał za jeden koniec łańcucha i pociągnął go mocno. Padawani okręcili się kilka razy i wylecieli w powietrze wolni od ozdoby świątecznej. Upadli na podłogę obok siebie śmiejąc się jak rozbawione dzieci.
- Chcę jeszcze raz! - zawołali równo z błyskiem w oczach.
- I z takimi pomyleńcami ja się zadaję. - westchnęła Lou kręcąc głową z rozbawieniem.
- I za to nas uwielbiasz kochanie... Szczególnie mnie. - wyszczerzył się do niej Chase.
- Jakim cudem wiesz czy cię kocham? Ja nic nie mówiłam. - blondynka pokazała mu język. Chase podszedł do niej i bezwstydnie objął ją ramieniem.
- Lousie... - zaczął, ale nie skończył, bo zarobił od dziewczyny w twarz. - No dobra, zrozumiałem. - mruknął rozcierając sobie nos. Ahsoka spojrzała na Anakina wymownie. Odciągnęła go kawałek na bok.
- Wiejemy? Nawet się nie zorientują, że nas nie ma. - zaproponowała z małym uśmieszkiem. - Obiecałeś zabrać mnie na łyżwy. - dodała. Wywrócił oczami, ale co mu szkodzi?
- Niech ci będzie leniu. - zgodził się szturchając ją w bok.
***
Kiedy wyszli na zewnątrz śnieg tylko lekko sypał z nieba i nie było aż tak zimno. Chwilę musieli pobłądzić po mieście zanim trafili na lodowisko. Ahsoka przez chwilę się wystraszyła, nigdy wcześniej nie jeździła na łyżwach. Anakin widząc jej niepewny wyraz twarzy zaśmiał się i poklepał ją po plecach.
- Co jest Smarkuś? - zapytał.
- Eee... Nic. - odpowiedziała wzruszając ramionami. Tylko to jej "nic" wyszło zaraz po pierwszej próbie złapania równowagi na lodzie. Z piskiem wylądowała na zimnej tafli obijając sobie tyłek. Jej mistrz popatrzył na nią z lekkim rozbawieniem. Spróbowała wstać, ale znowu się przewróciła. Wywrócił oczami i podjechał do niej. Pochylił się nad uczennicą wyciągając do niej dłoń. Chętnie przyjęła pomoc. Oczywiście znowu się potknęła i prawie przewróciła ich oboje, ale on ją złapał.
- Co jest Smarku? Nigdy nie jeździłaś? - zapytał. Dziewczyna lekko się zarumieniła odwracając wzrok.
- No tak jakby. - przyznała przygryzając dolną wargę.
- Było powiedzieć. - wywrócił oczami. - Po pierwsze: nie bój się, bo teraz nogi ci się trzęsą jakbyś dowiedziała się, że jesteś w ciąży. - stwierdził. 
- Ej! - zaśmiała się lekko uderzając go w ramię.
- Po drugie... Eee, no dobra, pokażę ci. - chwycił ją za nadgarstki ciągnąc za sobą. Jeszcze kilka razy się potknęła, ale po kilku minutach załapała o co chodzi. 
***
Wrócili dopiero po kilku godzinach, kiedy stwierdzili, że już wystarczająco zmarzli. Praktycznie znikąd pojawiła się Padme z niezbyt przyjazną miną. Wymienili między sobą spojrzenia jakby umawiali się, w którą stronę wiać. Po chwili zrobili niewinne miny i uśmiechnęli się jak aniołki. Co było najbardziej uderzające? Ich podobieństwo! Jakby byli rodzeństwem.
- To nie moja wina! - zawołali równo po czym spojrzeli na siebie spod przymrużonych powiek.
- Nie obchodzi mnie to, oboje macie się natychmiast przebrać, i nawet nie myślcie o chorowaniu! - wrzasnęła na nich senator z karcącym wyrazem twarzy. Oboje poczuli się jak małe dzieci, spuścili wzrok na podłogę i wymamrotali coś niewyraźnego i uciekli. Ahsoka ledwie stłumiła śmiech.
- A ciebie co tak śmieszy? - zapytał Skywalker. Padawanka popatrzyła na niego uśmiechając się złośliwie.
- Och, nic, po prostu nie wiedziałam, że jesteś taki potulny. - odpowiedziała złośliwie.
- I kto to mówi? - trzepnął ją w głowę. Popatrzyła na niego z podejrzanym błyskiem w oku.
- No nie żeby coś... ale ja to jedno, a ty... - lekko przymrużyła oczy. - No wiesz, można by pomyśleć, że byłeś taki grzeczny, żeby... - nie dokończyła bo przyłożył dłoń do jej ust uniemożliwiając jej dalszą wypowiedź.
- Jeszcze jedno słowo na temat twoich dziwnych podejrzeń, Smarku, a skończysz jako czubek choinkowy... Muszę ci wyjaśniać jak cię tam umieszczę? - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem. Dziewczyna pokiwała głową robiąc wielkie oczy. Puścił ją i ruszyli dalej.
- Ej, nie tak szybko! - krzyknął ktoś za nimi. Oboje westchnęli ze zirytowaniem i odwrócili się z minami "Co znowu?!". Za nimi stał Chase wskazując na coś wiszącego pod sufitem. Spojrzeli tam i natychmiast obrócili się do siebie plecami. Nad nimi wisiała jemioła. W tej chwili oboje przeklinali tą cholerną roślinę i tradycję. - No moi drodzy, wiecie co trzeba zrobić. - powiedział padawan patrząc na nich z rozbawieniem.
- Na pewno go nie pocałuję! - zawołała Ahsoka.
- Pfff, chciałabyś. - mruknął Anakin.
- No właśnie nie! - odpowiedziała, chociaż nie do końca przekonana. No bo tak naprawdę to jednak lubiła Anakina... Tak trochę bardziej niż powinna, ale to nic. Spojrzała na niego spod oka i natychmiast odwróciła wzrok. Oczywiście nie mieli wyboru, bo jej postrzelony kumpel był tak uparty, że pchnął ich na siebie. Odskoczyli od siebie, ale jednak doszło do pocałunku. A Chase zwiał śmiejąc się. Zostali sami w niezręcznej ciszy.
- Eee... Spadam! - wyjąkała Ahsoka i odbiegła przebrać się w coś suchego. Ile zostało do Wigilii? No kilka godzin, świetnie, jeszcze zdążą ją w coś wrobić.
***
Szła korytarzem z kartonem wypełnionym bombkami w dłoniach. Miała około półtorej godziny na przygotowanie się, ale najpierw musiała znaleźć Anakina i zanieść ostatnie pudło z ozdobami. Szybko dotarła do pokoju swojego mistrza. Z pomocą Mocy udało jej się otworzyć drzwi i weszła do środka. Nie zrobiła nawet dwóch kroków, kiedy stanęła jak wryta. Poczuła jak traci czucie w rękach i... Nagle miała wrażenie, że została wyrwana z tego świata. Coś w jej głowie krzyczało, że to nie może się dziać... Ale jednak. Tak, właśnie zobaczyła jej mistrza, pozbawionego koszulki, na łóżku z Padme! Nie trzeba było być geniuszem, żeby zrozumieć co tu się dzieje, ale do niej to przez dłuższą chwilę nie docierało. Kiedy w końcu dotarło to do jej świadomości od razu zrozumiała kilka innych rzeczy. W jednej chwili stało się jasne gdzie zawsze znikał, więc od czterech lat musiał ją okłamywać. Tak, nie ufał jej na tyle, żeby być szczerym w takiej sprawie! Co on myślał? Że nie zrozumie, jest zbyt głupia, żeby jej zaufać? Poczuła zalewającą jej umysł falę złości, po której nastąpiło nieprzyjemne uczucie kłucia w klatce piersiowej. Czy naprawdę od emocji mogło ją boleć serce? Bo teraz czuła się jakby nie tylko bolało, ale równocześnie pękało, rozpadało się na drobne kawałeczki jak kruche szkoło, które ktoś za mocno ścisnął. A nogi były jak z ołowiu, nie mogła nimi poruszyć. Nie była świadoma, że wstrzymuje oddech, dopóki nie zabrakło jej powietrza. 
- Ahsoka... - odezwał się Anakin prawie natychmiast znajdując się przy niej. Trzask... Pudło z ozdobami upadło na podłogę, po której potoczyły się srebrne odłamki stłuczonych bombek. Łzy w oczach zniekształcały wszystko co widziała. Mrugnęła a po jej policzkach spłynęły słone krople. Anakin spróbował ją złapać za ramię, ale ona szybko się odsunęła i odbiegła korytarzem. Skywalker zaklął pod nosem i pobiegł za nią. Nie trwało to długo, zanim ją dogonił, ale kiedy ją złapał ona zaczęła coś niewyraźnie wykrzykiwać, zrozumiał jedynie "kłamca". A kiedy nie chciał jej puścić zaczęła się szarpać i go bić równocześnie płacząc. 
- Ahsoka, uspokój się... - powtarzał, ale ona nie słuchała.
- Puść mnie! Nienawidzę cię! - pisnęła uderzając go w klatkę piersiową. Cicho syknął kiedy jej paznokcie po raz kolejny przejechały po jego skórze zostawiając po sobie długie, czerwone ślady. Wiedział, że tak naprawdę go nie nienawidzi, ale jednak poczuł się okropnie. Był jej mistrzem, zawsze była mu bliska jak siostra, czuł wszystkie jej emocje i wściekał się na samego siebie, że do tego dopuścił. A ona dalej płakała i próbowała się od niego uwolnić. - Całe cztery, cholerne, pieprzone lata mnie okłamywałeś! Ufałam ci! Myślałam, że też mi ufasz! Co?! Uważasz, że jestem za głupia, żeby zrozumieć?! Że od razu pobiegłabym do Rady i wszystkim powiedziała?! - wyrzuciła z siebie przez łzy. Nie odpowiedział jej. Nie miał wytłumaczenia, a nawet jeśli, wydawało się ono tak głupie i płytkie, że wolał o nim nie myśleć. Jej słowa bolały go, ale większość z tych zarzutów była prawdziwa. Oczywiście, że jej ufał i nigdy nie stwierdziłby, że jest głupia, ale obecna sytuacja całkowicie temu zaprzeczała. Uniosła głowę i przez chwilę patrzyła na niego zaczerwienionymi od płaczu oczami, w których odbijał się smutek, ból, żal... - Myślałam, że jesteś inny... ja... - pokręciła głową. Zamknął oczy, nie potrafił spojrzeć jej w twarz. Puścił ją kiedy uderzyła go z otwartej w dłoni w twarz. Odepchnęła go od siebie i odbiegła. Nie myślała jasno, przez łzy ledwie coś widziała i naprawdę nie obchodziło ją gdzie biegnie, nic jej nie obchodziło. Czuła się jakby była sama na świecie, nikt tak naprawdę jej nie potrzebował. Czuła się zdradzona i niepotrzebna. I niechętnie musiała przyznać, że jej głupie uczucia do Anakina jeszcze pogarszały sytuację. Czy naprawdę tylko ona musi się zakochiwać w kimś, kto nawet by na nią nie spojrzał pod Takim kątem? Czy zawsze musi kończyć sama? Kazała się samej sobie zamknąć. Anakin cały czas ją okłamywał i nie ufał jej. Bo przecież lepiej wciskać jej, że jest dla niego ważna, że jednak coś znaczy! Ale gdyby tak było to on byłby z nią szczery! Teraz wszystkie jego słowa wydawały się puste. Nie patrzyła przed siebie więc wpadła na kogoś. Nie myśląc przesunęła się kawałek w bok i chciała biec dalej, ale dłoń tego kogoś zacisnęła się na jej nadgarstku i pociągnęła ją w tył.
- Puść mnie. - wyjąkała próbując się wyswobodzić, ale nie miała siły.
- Ahsoka, co...? - kiedy usłyszała ten głos była już w stu procentach pewna, że cały wszechświat jej nienawidzi. 
- Puść mnie Lux! - powtórzyła trochę głośniej, ale on jej nie puścił.
- Co się stało? - zapytał.
- Nic, puszczaj! - znowu zaczęła się szarpać, ale Lux nie był Anakinem. On nie wiedział co się stało, nie był w szoku, ani rozproszony, poza tym był tak cholernie uparty! Togrutanka nie zwracała na to uwagi, próbowała go odepchnąć, drapała, wierzgała się... Ale nic to nie dało. W końcu nie miała już siły, cała złość się z niej ulotniła, teraz była po prostu załamana. 
- Jak nie chcesz to nie mów. - westchnął przytulając ją. Czy mogłaby powiedzieć? "Wiesz, widziałam mojego mistrza w łóżku z senator Amidalą." Tak, na pewno! Wbrew wszystkiemu, co mógł myśleć jej mistrz nie potrafiłaby. Była po prostu zbyt głupia, żeby przestało jej na nim zależeć! Poza tym nie była wredną małpą, która w zemście jest gotowa zrobić wszystko. Nawet nie zwracała uwagi, że własnie przytula się do kolejnego chłopaka, w którym była... dobra, chyba jest zakochana, a on wolał inną... która spadła z klifu i umarła prawdopodobnie właśnie z jej winy, więc ta sytuacja była jeszcze gorsza! Naprawdę Lux bardzo jej się przydał... bez niego przewróciłaby się bo nie mogła już ustać na własnych nogach. Momentami ledwie mogła oddychać, łzy moczyły całą jej twarz a oczy bolały i piekły. 
- Cały czas kłamał... - wyjąkała w pewnym momencie.
- Kto? - zapytał chłopak, ale ona już mu nie odpowiedziała. Westchnął cicho i pogłaskał jej plecy. 
***
W końcu się uspokoiła... po około czterdziestu minutach. Potem wszystko przerodziło się w złość na Anakina. Taaak, udało jej się stłuc kilka wazonów i rzeźb, rozwaliła trochę innych rzeczy i na sam koniec obiecała sobie, że przy następnej okazji jej mistrz jeszcze pożałuje. Tak, najchętniej kopnęłaby go tam, gdzie boli, a potem obcięła mu jaja tępym pilniczkiem, problem był taki, że równocześnie nie chciała na niego patrzeć, ale nie miała wyboru, za piętnaście minut kolacja. Westchnęła cicho stając przed lustrem. W swoim przekonaniu wyglądała okropnie, ale to było tylko jej zdanie. Miała na sobie białą sukienkę bez rękawów, sięgającą jej do połowy ud, ze złotym paskiem pod piersiami. Przeklinała też swoje buty na koturnie, ale nie miała już czasu na zmianę na coś innego. Za każdym razem obiecywała sobie, że nie pozwoli Padme znowu jej ubierać, ale nigdy nie wychodziło. Najgorsze było to, że dalej miała lekko zaczerwienione oczy i policzki, co na pewno będzie budzić pytania, które nie poprawią jej humoru. Niechętnie wyszła ze swojego pokoju i ruszyła na salę bankietową. Dotarła tam po piętnastu minutach i kilkudziesięciu potknięciach, które mogły się dla niej skończyć złamaniem. Zajęła jedno z wolnych miejsc przy stole, a obok niej kto się pojawił? Oczywiście Lux. Miała tyle szczęścia, że akurat obok przechodził Chase.
- Tutaj ślepoto! - syknęła ciągnąc chłopaka na wolne miejsce po jej prawej stronie.
- Ej! Mogłabyś być delikatniejsza! - zawołał chłopak opadając na wolne krzesło.
- Mogłabym, ale mi się nie chce. - odpowiedziała.
- Jak... - chyba chciał jej dopiec, ale akurat zauważył jak wyglądała. Jego pierwszą reakcją... był brak reakcji, typowe. Po chwili zmarszczył brwi i chwilę wodził wzrokiem po jej twarzy. - Co się...? - i znowu nie dokończył.
- Nic! - przerwała mu tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wychylił się lekko za nią i zauważył drugiego chłopaka.
- Pewnie, Luksowi na pewno powiedziałaś. - mruknął. Od razu zarobił w łeb i przywitał się ze stołem.
- Nic mu nie powiedziałam. - mruknęła spoglądając kątem oka na młodego senatora, który się do niej uśmiechnął. Niepewnie odwzajemniła uśmiech i odwróciła wzrok prawie niezauważalnie się rumieniąc, co nie uciekło uwadze jej jakże upierdliwego przyjaciela.
- No... A co, nie było czasu na rozmowę? - zapytał ją szeptem ledwie powstrzymując rozbawienie. Znowu zarobił w łeb.
- Chyba cię coś gnie idioto, lepiej zajmij się sobą i Lou. - powiedziała. Jej wzrok padł na wejście, w którym akurat pojawił się jej mistrz. Oczy zabłyszczały jej złością, ale szybko odwróciła głowę udając, że go nie zauważyła. Oczywiście on to zobaczył... No nie tylko on. Kiedy znowu uniosła wzrok jej spojrzenie przypadkiem skrzyżowało się ze spojrzeniem Padme. Senator popatrzyła na nią przepraszająco, ale padawanka znowu się odwróciła... w złą stronę! Zupełnie zapomniała, że po swojej lewej ma Luksa. Po raz kolejny zaczerwieniła się i uciekła wzrokiem w bok.
- Ej, gołąbeczki! - ktoś szturchnął ją w plecy, ale Chase nie mówił jak...
- Lou! - zawołała Ahsoka spoglądając na blondynkę stojącą za nią. Chase siedzący kawałek dalej zwijał się ze śmiechu. 
***
Większość kolacji minęła w miarę normalnie... Poza jej chowaniem się pod stołem podczas dzielenia się opłatkiem. Przynajmniej nie miałam problemu z życzeniami i miała całość dla siebie. Potem oczywiście prawie pozabijała się z Chasem o jedzenie, a ktoś z genialniejszych obecnych (och, jak ona kochała tego człowieka!) zapomniał, że są niepełnoletni i zostawił im wino. Oczywiście potrafiła się zachować... Na pewno starała się nie upić! Nie mogła... jeszcze by się wygadała Luksowi o swoich uczuciach, ze też musiał siedzieć obok niej! No i na koniec prezenty. Przez wszystkich tych genialnych ludzi pomyliła się co jest od kogo, ale była pewna, że nie wpadła na Anakina. I kiedy już myślała, że będzie miała spokój on się pojawił i znowu zero wsparcia od jej przyjaciół, którzy widząc, że coś jest na rzeczy stwierdzili, że muszą pogadać i pomogli jej mistrzowi. Zdrajcy i tyle! I tak skończyła sama z Anakinem na pustym korytarzu. Cały czas posyłała mu mordercze spojrzenia i dawała do zrozumienia, że nie ma się do niej zbliżać. 
- Czego chcesz? - warknęła odwracając się od niego. 
- Przeprosić? - Prawie się zaśmiała, kiedy to powiedział, ale była zbyt wściekła.
- Przeprosić?! Myślisz, że takie zwykłe przepraszam wystarczy?! Że tak po prostu zapomnę?! - wybuchła.
- Nie, tego nie powiedziałem. - odpowiedział spokojnie. 
- Po co w ogóle marnujesz swój czas?! Zostaw mnie! - chciała odejść, ale on jej na to nie pozwolił. Mocno chwycił ją za ramię i nie dał jej się wyrwać.
- Bo jesteś dla mnie ważna, nigdzie nie pójdziesz. - powiedział.
- Ważna?! Skończ już z tym kłamstwem! Gdybym coś dla ciebie znaczyła zaufałbyś mi, a nie okłamywał przez cały ten czas! - naprawdę miała ochotę go uderzyć, ale nie dawał jej się ruszyć. 
- Gdybym cię okłamywał i nic byś dla mnie nie znaczyła, nie walczyłbym o wybaczenie, kurwa! - odparł mocniej zaciskając dłoń na jej ramieniu.
- Gdyby ci na mnie zależało byłbyś szczery! - łzy zaszkliły się w jej oczach. 
- Czyli nie zależy mi na klonach? Na moim byłym Mistrzu? Tak to rozumiesz? Sądzisz, że jeśli komuś na Tobie zależy ma Ci mówić WSZYSTKO?
- Czy ty rozumiesz jak ja się teraz czuję?! Postaw się na moim miejscu! Miło by ci było gdybyś nagle, przypadkiem dowiedział się, że ktoś, na kim ci najbardziej zależy od czterech lat cię okłamuje?!  
- Obi-Wan okłamywał mnie całe życie! I co? Mam do niego wąty? Nie! Zrozumiałem to.
- Nie mówię, że nie rozumiem! To chyba ty tak uważałeś! Co?! Myślałeś, że komuś powiem?! A może byłam zbyt głupia, żeby zrozumieć?!
- Powiedz mi jasno i wyraźnie po co byłaby Ci ta informacja? Co by zmieniła?
- Oszczędziłaby nam tej sytuacji i... - odwróciła wzrok a z jej policzka spłynęła jedna łza.
- I co? Sama przyznaj! Co miałem Ci powiedzieć? "Hej Ahsoko, już pora bym Ci powiedział: Mam dziewczynę." Walnęłabyś mnie tak czy siak! - stwierdził.
- Jest różnica między zobaczeniem was razem w łóżku a normalną rozmową! - odparła z wyrzutem, a on odruchowo się zaczerwienił.
- N...nikt nie kazał Ci wchodzić. - uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
- Och wybacz, że kazali mi cię znaleźć a ty zapomniałeś wywiesić na drzwiach kartkę "Smarku nie wchodź, bo właśnie robię dziecko senator Amidali"! Wybacz, ale nie umiem stwierdzić, kiedy się z kimś pieprzysz! - wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
- Hej! Nie zrobiłem dziecka! Chyba... - potrząsnął głową. - Bo się puka, Smarku! 
- Wybacz, że w rękach miałam wielkie pudło z tymi cholernymi ozdobami! Nie jestem tobą i nie pukam wszystkiego! - nie mogła uwierzyć, że udzielają jej się teksty Chase'a, czy wszyscy faceci muszą robić jej na złość?! 
- Rozumiem, że jesteś zboczona, ale to już przesada, jesteś za młoda na seks, mała. - popatrzył na nią z góry uśmiechając się z lekkim rozbawieniem. Nie spodziewał się po niej takich teksów... Może naprawdę ostatnio poświęcał jej za mało uwagi? Albo to ona do tej pory udawała przed nim w miarę grzeczną wersję samej siebie. 
- No pewnie, dajesz mi w końcu taki dobry przykład! Jestem pewna, że gdybyś mnie nie usłyszał miałabym niezły pokaz! I do twojej informacji: nawet nie miałabym z kim! Zauważ, że jestem tak okropna, nieznośna i, że nikt nie zwraca na mnie uwagi! - odpowiedziała.
- Och, zamknij się, jesteś nie do zniesienia. -przytulił ją i poczochrał po głowie. - A teraz przestań się zachowywać jak stara jędza i zwróć mi mojego Smarkusia. - dodał. Togrutanka niechętnie odwzajemniła uścisk. Tak naprawdę dalej miała ochotę urwać mu jaja, albo rozwalić wazon na głowie, ale chyba już trochę się uspokoiła. Z resztą... Od teraz będzie miał z nią, i jej wredotą piekło. 
- I tak mam ochotę cię udusić. - mruknęła.
- Mhmmm...
- I wyrwać kłaki...
- Jak zawsze.
- I uciąć jaja tępym pilniczkiem. 
- O tym powinnaś już gadać z Padme. 
- Oszczędź mi szczegółów.
***
- Chase, zjadłeś więcej, oddaj te pierogi! - zawołała Ahsoka. Chase wywrócił oczami i szybko zgarnął trochę jedzenia na talerz, zanim jego kochana przyjaciółka mu wszystko zabrała. Po ich bokach siedzieli Lou i Lux z rozbawieniem przyglądając się im. Musieli sobie poczekać, aż dwójka nienażartych padawanów w końcu skończy jeść i będą mogli iść do pokoi. Tak naprawdę Ahsoka nie rozumiała czemu Bonteri jeszcze tu siedzi, nie prosiła go o to i nadal dziwnie się czuła przy nim. Oczywiście kazała swojemu mózgowi się zamknąć i dać jej żyć, ale on nie słuchał i cały czas wmawiał jej, że młody senator jej się podoba. Głupi organ, co on może wiedzieć? A phi! Miłość odchodzi, jedzenie zostaje, koniec bajki! Ale jednak kiedy pół godziny później wracali sami z kolacji cały czas wypatrywała tej przeklętej jemioły! Głupia roślinka, zawsze jest w nieodpowiednim momencie, a potem znika. I nawet cieszyła się, że nie ma z nimi Chase'a i Lou i to wcale nie dla tego, że założyła się z kumplem, że jutro rano jej przyjaciele obudzą się w jednym łóżku! No, może trochę, przydałaby jej się kasa. 
- Pokręcony dzień co? - odezwał się Lux. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Nie zaprzeczam, ale zdarzały się dziwniejsze. - odpowiedziała.
- Na przykład?
- Hmmm... Wiesz, kiedyś uratowałam tyłek pewnemu chłopakowi a on mnie ogłuszył, porwał na nieznaną planetę do terrorystycznej grupy, musiałam udawać jego narzeczoną a droid mojego mistrza nagrał nasz udawany pocałunek. - uśmiechnęła się jak mały złośliwy elf. Lux zaczerwienił się i nerwowo potarł kark.
- Czyli twój mistrz widział...? - zapytał.
- Dalej uważa, że mnie przeleciałeś... Ciesz się, że żyjesz. - zaśmiała się. 
- Och poważnie?! Czy wy naprawdę... Lou weź coś z nimi zrób! - rozległ się gdzieś zza kolumny głos Chase'a.
- Co ja? Nie moja wina, że nie umieją nawet normalnie do siebie zarywać! - odparł zirytowany głos dziewczyny. 
- Chase, Lou, do cholery, co wy znowu odwalacie?! - zawołała Ahsoka.
- Nie twój interes gołąbeczku, a teraz przesuńcie się o pół centymetra! - odpowiedział Chase wychodząc ze swojej kryjówki.
- Ale po co? - wtrącił Lux.
- Bo ja tak mówię, już Bonteri bo zaraz sięgnę po mój miecz. - nie ustępował Chase. 
- Zależy, o który miecz chodzi. - mruknęła Ahsoka z lekkim rozbawieniem.
- Milcz zboku i właźcie pod tą jemiołę! - chłopak lekko się zarumienił. 
- Co...? - oboje bohaterów całej tej rozmowy spojrzało równocześnie w górę i wymieniło niepewne spojrzenia. Lou natychmiast się ulotniła zabierając ze sobą ich nieznającego granic przyjaciela. 
- Wrobili nas. - wzruszyła ramionami Ahsoka z niewinnym uśmieszkiem. 
- Wy tak zawsze? - spytał rozbawiony Lux.
- Nie, najczęściej pakujemy się w kłopoty... Wiesz, bobry w szafie mistrza Windu i takie tam. - odpowiedziała zaplatając ręce na plecach.
- Zmieniacie temat! - wrzasnął z końca korytarza Chase. Oboje zaśmiali się, ale po chwili przestali. 
- Chyba nie mamy wyboru. - stwierdził Lux.
- Na pocieszenie dodam, że tym razem nikt nas nie nagrywa. - dodała Ahsoka. 
- Czy ja mam wam pokazać jak to się robi?! - Chase naprawdę nie znał granic. Zaśmiali się, ale w końcu skończyło się na pocałunku. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lol Wika mnie zabije, Wow takie niebezpieczne, będę taka martwa x)) Odbija mi, za dużo czekolady... Ale wiecie, magic stars w Tesco, więc Des jest pierwsza w kolejce po więcej ^.^ No dobrze, to w końcu skończyłam tą epopeję, na pocieszenie dodam, że ma ona tylko... 9 wordowych stron! xDDD Ktoś to w ogóle w całości przeczytał? Wesołych Świąt! Pierogów, Ewoków (eee... oglądałam "Jak Poznałem Waszą Matkę" xD)... Czego tam chcecie. To 3 one - shot pod rząd... Rozdział kiedyś tam się napisze. I proszę o spokój, to nie ma nic wspólnego z ogólna fabułą! + Dzięki Wika za wczorajszą pomoc <3 

wtorek, 17 grudnia 2013

O Des, Snickersach, Lucyferze, kanapie, Wice, "Kropelce" i nogach Anakina

Moja motywacja i wena
***
Zacznijmy od drobnej blondynki w szarych rurkach i koszulce Galaxy wyciągniętej na kanapie z komputerem na kolanach. Tak, śmieje się do ekranu bo na Tumblrze pojawiły się nowe fanarty z panem znanym jako Nico di Angelo. Po kilku minutach zaczyna ją boleć twarz więc przełącza kartę na Bloggera i co widzi? Nie tego bloga, tylko jeden taki pod nim, na którym ludzie kłócą się z kim ma być jego główna bohaterka powstała nawet teoria, że z czekoladą (kocham Was moi Herosi! <3). No i co się okazuje? Jest piątek wieczór, za oknem przegenialnie napiernicza śnieg, gdzieś w tle mama i młodszy brat nic nieogarniają, co jest strasznie wnerwiające więc trzeba znaleźć te słuchawki i puścić sobie jakiś ryjący psychę kawałek. No tak, kończy się na tym, że trzy razy miauczy się do Radioactive. I nagle we łbie pojawia się ta dziwna myśl, a mianowicie: a co by było gdyby się tak gdzieś wpierniczyć i narobić zamieszania? Iście szatański plan. I ka bom! Nagle odkrywasz, że siedzisz na kanapie a naprzeciw ciebie bardzo dobrze znana Ci Togrutanka je czekoladowego batona. Co? Myślicie, że ona nie je batonów?! Nie odmawiajmy jej tego! Każdy jak nie dostanie Snickersa to zaczyna gwiazdożyć! No bo widzicie, ktoś nie dostanie takiego batonika i strzeli focha, ale kto inny... Wohoooo od razu robi siedem Horkruksów, bierze do ręki miecz i idzie strącać Trybutów w czeluści Tartaru! Dobra, odbiegamy od tematu! Pani w rozczochranych, blond kudłach o oczach ukradzionych synowi Posejdona (no musiałam nie? ^.^) chyba zaskoczyła Ahsokę. I bardzo dobrze, bo padawanka równie mocno zaskoczyła Des! No dobrze takie szabadaba (kiedyś widziałam miejscowość o podobnej nazwie!) i nagle ofiara i bloggerka siedzą naprzeciw siebie, z czego tylko jedna zna tą drugą. Och, nie zapominajmy, że laptop również się teleportował a tam co otwarte? Folder z wszelkimi artami znalezionymi w internetach. Percico tańczy se kankana na ekranie, bo pełno tego jak moherów na niedzielnej mszy, Korra w kostiumie niedźwiedziopsa uśmiecha się z ekranu, a pomiędzy tym co? Istna symfonia Anisoki, Luxsoki i przerobionych zdjęć Voldemorta. No spoko, dobre pierwsze wrażenie to podstawa nie? Przynajmniej dziewczyna już wie z kim zaraz przyjdzie jej się zadawać.
- Eee... Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji! - tak Desiu, tak, bo Ahsoka wie co to jest Hiszpania! Jesteś po prostu geniuszem nad geniuszy! Weź ty już dzisiaj nic nie pij... Odstaw tego zielonego Liptona ćpunko! Pięknie, kłótnia z samą sobą, znowu.
- Eee... A kim ty jesteś? - odpowiedziała Togrutanka odkładając batona. Co odpowiedzieć? "Och, nikim takim, po prostu regularnie poddaję cię torturom w moich porypanych fanfikach, no o ile nie piszę Yaoi o moim bracie od strony boga mórz i synu Hadesa, który byłby dla mnie idealnym facetem, ale jest gejem."
- No na imię mam...A nie, moje imię jest głupie! Mów mi Des, ewentualnie Destiny, albo Lucy, no i jest też Lexi, wybierz sobie co tam chcesz. - blondynka wzruszyła ramionami rozglądając się po pomieszczeniu. Nagle ku swojemu zdziwieniu odkryła, że są tu cztery drzwi. No spodziewała się raczej, że padawani mają do dyspozycji jeden pokój, taki trolling na sam początek. Czyżby życie uczyło się od wujka Ricka? Chyba zacznie uważać czy zaraz nie wpadnie do mitologicznego piekła.
- No dobra... Des, co tu robisz? - spytała padawanka przechylając głowę na bok. Przyglądała się z zaciekawieniem tej przybyszce znikąd. Nigdy nie widziała, żeby ktoś tak się ubierał, no i to urządzenie na jej kolanach... nigdy takiego nie widziała! Poza tym co ona z nim robiła? Nie, zupełnie tego nie rozumiała. A na tym, co chyba było klawiaturą były jakieś dziwne znaki, też wcześniej takich nie widziała. Jakby dziewczyna urwała się z zupełnie innego świata. Aż dziwne, że mówiły w tym samym języku!
- Na pewno nie myję garów, tak jak to miałam zrobić... A, no i zadania z historii też nie robię... Ogólnie to nie mam pojęcia, siedziałam na kanapie i nagle ta dam, jestem tutaj. - odpowiedziała Des przyglądając się Ahsoce z głową przechyloną na bok. Nagle siedziała naprzeciwko dziewczyny, którą tako kochała męczyć w swoich historiach... No oczywiście ze szczęśliwym zakończeniem czy czymś takim. Nagle z drugiego pokoju wyszedł wysoki facet... Dobra, nie trzeba bawić się w opisy wiadomo, że pierwiastek Ahsoka często występuje w przyrodzie w towarzystwie pierwiastka Anakin!
- Smarku z kim... - starszy Jedi zatrzymał się w półkroku spoglądając na dwie dziewczyny siedzące naprzeciw siebie z takimi samymi minami, w takich samych pozach. - Ocho, dwa diabły. - mruknął zupełnie zbity z tropu. Tylko kim do cholery był ten nowy diabeł?! Blondynka w dziwnych ubraniach, z dziwnym sprzętem... Czy on dostał w łeb czy za dużo wypił o ile w ogóle wypił?! To był jakiś żart? Poza tym skoro już z wejścia przypominała Ahsokę mogło być nieciekawie... dla niego! Padawanka pewnie po pierwszym szoku znajdzie sposób, żeby zyskać sojuszniczkę w włażeniu mu na głowę. Dziewczyna obróciła głowę w jego stronę i popatrzyła na niego oczami w kolorze morskiej zieleni, które błyszczały jak oczy dziecka, które dostało wymarzony prezent.
- Ten drugi diabeł ma na imię Des. - powiedziała z niewinną miną. Tak, to była jedna z tych rzeczy, które zawsze się jej marzyły. Udało jej się znaleźć na tyle daleko od domu z działającym komputerem i internetem, że mogła zapomnieć o całym wkurzającym życiu, hell yeah! Tylko co dalej? Och, te zgredy z Rady Jedi na pewno jej nie przyjmą, poza tym nie nadawała się na Jedi, zaczynając już od wrażliwości na Moc... No takie było jej zdanie, w praktyce nic nie wiedziała. - Uprzedzając kolejne pytania: nie wiem skąd się tu wzięłam, nie wiem jak wrócić i jestem niegroźna dopóki jestem dobrze karmiona, mogę się wyspać i nie czuję się perfidnie olewana. - dodała.
- No i widzisz Smarku? Masz swoją kopię. - stwierdził Skywalker.
- Haha, ale jesteś zabawny! - odpowiedziały z dobrze wyczuwalnym sarkazmem obie dziewczyny. Równocześnie wymieniły zaskoczone spojrzenia. Nagle rozległ się trzask i kratka wentylacyjna spadła na ziemię a zaraz za nią poleciała nastolatka o długich, brązowych włosach. Wylądowała na podłodze i rozejrzała się po pokoju, jej wzrok padł na Anakina. Po chwili była już uczepiona jego nogi. Miny pozostałej trójki wyrażały dokładnie to samo: "CO KURWA?!". No Des oczywiście miała jeszcze ten glonomóżdżkowy wyraz twarzy, jakby miała wrażenie, że powinna coś wiedzieć, ale nie wiedziała co. I rzeczywiście tak było. Naprawdę na dziewczyna i jej zachowanie zgadzały jej się z kimś, ale jakoś nie umiała pojąć, że to mogło... Niepewnie odłożyła komputer na bok.
- WIKA?! - zawołała blondynka. - Nie no ze mną to nie raczysz się przywitać?! - tupnęła nogą i fuknęła jak obrażona kotka. (No bądźmy ludzie, będę udawać, że przy pierwszym lepszym spotkaniu nie jebnę cię w łeb za... no długo by wymieniać, ale pogadamy o tym jak znajdę lewitującą lamę >.>) Szatynka uniosła głowę i spojrzała na blondynkę, która wyglądała na gotową do ciskania piorunami, którymi mogłaby ciskać... Gdyby Zeus raczył się w końcu przyznać do spłodzenia takiego nieudolnego czegoś, ale o tym to innym razem i gdzie indziej.
- Masło? - odpowiedziała pani uczepiona nogi Wybrańca jakby jej ktoś łapy "Kropelką" wysmarował.
- Nie! Margaryna! - mruknęła zirytowana blondynka. Po chwili na jej twarz wpełzł szatański uśmiech, który pojawia się na jej jakże irytującej twarzy, za każdym razem, kiedy pisze... cokolwiek. No wiecie jak to jest, piszesz coś nawet nie myśląc co to jest a potem sobie uświadamiasz jak zareagują czytelnicy i czujesz się jakby sam Lucyfer przeją twoja duszę a ty czujesz się z tym wręcz cudownie. ... Serio tylko Des tak ma?! A nie, chwila, przecież tam gdzieś wujek Rick pisze następną część "Olimpijskich Herosów", która wprowadzi nawet wcześniej wspomnianą damską wersję Lucyfera w stan załamania nerwowego. Jakby się głębiej nad tym zastanowić to przecież on jest winny temu, że ta blondwłosa wariatka tak pisze... Macie winnego! Ale spróbujcie wymierzyć mu karę a spotkacie się z gniewem fanek Nico. A wracając do tematu, bo ciągle te wypowiedzi od niego odbiegają... Tak, Wika dalej była przyklejona na "Kropelkę" do Anakina, Des uśmiechała się jak Szatan (Pozdrowienia od mojego kota... Brudas znowu wlazł w popiół bo stwierdził, że jego czarne futro jest... nie dość czarne ~.~), Ahsoka i wspomniany już Anakin stali zszokowani zastanawiając się co te dwa postrzeleńce robią w ich salonie?! Blondynka z dziwnym komputerem to jedno, szatynka trzymające nogę Anakina to drugie, ale czy to był jakiś spisek skoro się znały?! Tak, one na pewno coś przeciwko nim spiskowały. No bo spiskują cały czas, to znaczy Des na pewno, ale Wika... Odpowiadaj sama za siebie, bo fanatyczka Nico bierze odpowiedzialność jedynie za fragment swojego mózgu.
- Nie podoba mi się ten uśmiech. - stwierdziła szatynka.
- A phi! Mówiłam, że jestem brzydka, nigdy nie wierzyłaś to masz! - blondynka pokazała jej język.
- Czy ty wszystko musisz rozumieć opacznie?! Mówię, że ten uśmiech mi się nie podoba, co ty knujesz?
- Nic nie rozumiem opacznie tylko wyciągam z twoich wypowiedzi odpowiednia wnioski i stwierdzam jaka jest cała prawda... Czy coś takiego, nie odpowiadam przed sądem! - odpowiedziała Des - Co ja znowu pieprzę? - dodała po chwili z niewinną miną.
- Ekhem... nie żeby coś, ale co tu do jasnej cholery się dzieje?! - wtrącił się Anakin próbując uwolnić się od młodszej dziewczyny.
- Ja nie wiem, siedziałam na kanapie i najzwyczajniej w świecie wyżywałam się na A... - urwała na chwilę spoglądając na obecną w pokoju Togrutankę. - ...Annabeth bo pisałam  Percico a tu nagle ka bum, teleportacja jakby Dumbledore z Nico się zgadali i jestem tutaj! - skończyła swoją wypowiedź wyraźnie oburzona tym, że nie mogła dokończyć (przynajmniej w teorii) swojego ukochanego paringu. Padawanka Skywalkera spojrzała na nią podejrzliwie, zupełnie jak nauczyciele z gimnazjum, kiedy pokazała im swoje oceny (hehehe, no musiałam <3). - Co? No lubię Ann, ale w kwestii mojego kochanego Nico jestem dość... no pokręcona. - powiedziała jakby nic się nie działo.
- A ta druga? - zapytała nadal lekko podejrzliwa Ahsoka spoglądając na Wikę, która (według Des) musiała użyć zaklęcia trwałego przylepca... A nie, sorry, ona się wyrzeka magii! No to zostańmy przy wersji z "Kropelką".
- Powiedzmy, że w jej wypadku to normalne. - wzruszyła ramionami Des. Dziewczyny wymieniły pomiędzy sobą jakieś niezbyt jasne spojrzenia po czym obie się zaśmiały. Anakinowi raczej nie było do śmiechu... Ciekawe kiedy zacznie mieć problemy z dopływem krwi do stóp. - No, ona przynajmniej zachowuje się normalnie... to znaczy w tej definicji normalności, którą my posiadamy. Ja to co innego... - uśmiechnęła się rozbrajająco.
- Nie rozumiem, to przecież ona trzyma Rycerzyka za nogi, ty nie robisz nic...
- No to chwila... Jak chcesz mogę ci sprzedać kilka informacji o twoim mistrzu, cena to dwie tabliczki czekolady. - szatański uśmiech powrócił na jej twarz. Ahsoka popatrzyła na blondynkę z błyskiem w oku.
- NAWET NIE PRÓBUJ! - ryknęli na raz Anakin z Wiką. Skywalker nawet do końca nie wiedział czemu. No bo co ta dziewczyna może o nim wiedzieć? Chociaż reakcja dziewczyny uczepionej jego nogi mogła mówić inaczej...
- Wiesz gdzie nas nie znajdą? - zapytała Des nic sobie nie robiąc z protestów tamtej dwójki.
- Nooo... - Togrutanka zaczęła się zastanawiać.
- Nawet nie próbuj! - wrzasnęła Wika nagle odklejając się od nóg Anakina. Des zauważając tą dziwną anomalię skoczyła za kanapę jakby uciekała przed stadem chimer.
- Mówiłam, że mam bunkier! - zawołała starsza z dziewczyn osłaniając się złapaną wcześniej poduszką.
- Wyłaź mały skrzacie! - odpowiedziała szatynka.
- Nigdy, szybciej Hades ubierze się w różową kieckę i zrobi sobie kucyki! - zaśmiała się blondynka.
- Jego syn jest gejem, to całkiem możliwe! - odgryzła się Wika.
- Nie gejem tylko bi i nie pyskuj! Jak ci to nie pasuje to powiem inaczej: szybciej Annabeth kupi pająka niż ja stąd wyjdę!
***
Ciąg dalszy telenoweli nastąpi xDD Czy Wika zamorduje Des? Czy Des wygada Ahsoce tajemnice Anakina? Czy Ahsoka znajdzie te dwie czekolady? Czy Annabeth kupi pająka? Kiedyś tam się dowiecie xD.  Popieprzone? Nieogarnięte? Głupie? Wiem, wszystko wiem, mam nadzieję, że chociaż trochę zobrazowaliście sobie co mam we łbie. A normalny rozdział pojawi się jak zdecyduję się co ma w nim być. Do napisania :3

niedziela, 8 grudnia 2013

One - Shot: Let it go

Moi drodzy parafianie! Witam, wiem, że niedawno był rozdział, ale to nie rozdział, tylko one - shot! Ka bom, Des napisała coś, czego miała nigdy nie pisać. Pisałam do "Let it go" Demi Lovato, bo nudziłam się podczas unikania rodzinnej imprezy. No i tak mi się skojarzyło z Ahsoką, a dokładniej z jej odejściem. Tak, mój zryty mózg jakoś się dzisiaj tak nastawił, nie moja wina, że wszystko mi się dzisiaj rozsypało... a ja pozbierałam się w kilka minut chociaż dalej nie wiem jak, stwierdziłam, że nie ma co płakać, skoro nic nie zmienię. Po co ja to piszę... Miłego czytania! <3 Macie jeszcze link do tego kawałka <klik>
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~Let it go

Let it go
Can’t hold it back anymore
Let it go
Let it go
Turn my back and slam the door~
Młoda Togrutanka w stroju Jedi szybko szła korytarzami Świątyni Jedi. Tylko gdzie były jej miecze? Gdzie warkoczyk padawana? Nie było ich. Wyglądała jakby usilnie powstrzymywała wybuch płaczu, może dla tego nie biegła. Nie, ona po prostu nie wierzyła, że to naprawdę się dzieje. Ale nie mogła zrobić niczego innego. Tak, dostała wybór ale jaki? Wróć albo odejdź, a jak mogła wrócić po tym, co się stało? Nie mogła, wszyscy się od niej odwrócili, no poza Anakinem, najlepsza przyjaciółka zdradziła, wrobiła w zamach i morderstwo a Rada Jedi bez żadnego zastanowienia uznała ją za winną i wydała na sąd Republice! Wszystko, w co chciała wierzyć zachwiało się, rozpadło jak kruche szkło przebijając jej serce. Najbardziej bolało ją to, że odchodząc z Zakonu odchodziła również od Anakina. Doskonale wiedziała, że wobec niego postąpiła najgorzej jak się dało. Przecież cały czas jej bronił, starał się udowodnić, że jest niewinna... I kiedy zapytał ją czy wróci prawie się zgodziła. Prawie... A świadomość, że już nigdy go nie zobaczy była jeszcze gorsza. Kiedy kilka minut wcześniej spojrzała mu w oczy wiedziała, że to ostatni raz, dlatego tak szybko odeszła. Chciała go zapamiętać, ale nie chciała żeby w jej ostatnim wspomnieniem z nim był ten Anakin próbujący ją zatrzymać, kiedy ona nie mogła zostać. Przecież był dla niej jak brat! Nigdy wcześniej nie przeszło jej przez myśl, że kiedyś go nie będzie a teraz... Zostawiła go, odeszła nie oglądając się za siebie. Gdyby tylko się zatrzymała, zrobiła krok w tył, albo chociaż odwróciła, wtedy na pewno nie potrafiłaby iść dalej, wróciłaby, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Zdusiła łzy i rzuciła się biegiem w stronę wyjścia. Nogi same ją poniosły na zewnątrz. Chłodne, wieczorne powietrze owiało jej twarz. Chciała ruszać dalej ale coś ją zatrzymało. Znajomy głos, wołający jej imię. Nie, nie może się zatrzymać. Już miała ruszyć dalej, ale Anakin ją dogonił. Jego dłoń dotknęła jej ramienia i zacisnęła się na nim.
- Czemu to robisz? - zapytał zmuszając ją do obrócenia się w jego stronę. Doskonale słyszała ból w jego głosie. Tak bardzo się starała powstrzymać od spojrzenia na niego, ale po prostu nie mogła... Uniosła głowę spoglądając na niego przez łzy szklące się w jej oczach. 
- Rada mi nie zaufała, więc jak mam zaufać sobie? - odpowiedziała drżącym głosem. Stali naprzeciwko siebie, oboje prawie tak samo rozbici, czując się jakby ktoś wyrwał ich z istniejącego świata i zawiesił gdzieś w pustce. Nie było nic poza tą chwilą i tym, co może stać się później. Wszystko sprowadzało się do tego, co powiedzą i do słów, które padły wcześniej. Oboje doskonale wiedzieli, że jeszcze chwila i już nic nie będzie jak dawniej. Nie będzie już ich, zostaną rozdzieleni, a to przecież nigdy nie miało się stać. Do tej pory dla nich było to niepojęte, że coś może ich rozdzielić, nie istniało nic takiego. Ale teraz cała ta wiara, poczucie szczęścia, jakie wynikało z ich przyjaźni się rozpadało. Patrzyli na siebie, doskonale wiedząc o tym jak to drugie jest zranione i tak naprawdę nie potrafili sobie pomóc. Co ona miała zrobić? Przecież wiedzieli, że to jest niemożliwe żeby została i wszystko było jak dawniej. A on? Nie mógł jej zatrzymać na siłę unieszczęśliwiając ją. Wiedział, że jeżeli odejdzie będą cierpieć, ale to będzie lepsze rozwiązanie. Tylko czemu musiała odchodzić też od niego? Nie dało się inaczej? 
- A co ze mną? Uwierzyłem ci. Poparłem cię. - powiedział nie potrafiąc ukryć żalu w głosie. Ahsoka spuściła głowę i pokręciła nią usilnie starając się nie płakać. Co miała odpowiedzieć? Przecież to też była prawda. Czuła się jak egoistka, ale nie potrafiła już nic zmienić. 
- Wiem o tym Anakinie. - chyba po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. Pierwszy raz i ostatni. - Jestem ci za to wdzięczna. - mówiła bardzo cicho, starając się zachować spokojny ton, ale z każdą minutą było coraz gorzej. - Ale tu nie chodzi jedynie o ciebie. Nie mogę tu dłużej zostać... Zwłaszcza teraz.- zmusiła się do ponownego spojrzenia na niego. Zabrał dłoń z jej ramienia próbując jakoś przetrawić tą informację, ale nie potrafił. Jak mógł od tak pozwolić jej odejść? To był jego mały Smarkuś, jego padawanka, jego mała siostrzyczka! Nie może tak po prostu stać i patrzeć jak odchodzi!
- Zakon to twoje życie. Nie możesz tego tak zaprzepaścić. Popełniasz błąd, Ahsoko. - powiedział próbując jakoś do niej dotrzeć, chociaż wiedział, że to nic nie da. Byli do siebie bardzo podobni i wiedział, że nie zmieni już jej decyzji. Ona dobrze wiedziała, że to, co powiedział Anakin jest w jakimś stopniu prawdziwe. Zakon Jedi do tej pory był całym jej życiem. Nigdy nie wyobrażała sobie innego życia, od zawsze była przekonana, że będzie Jedi... A teraz? Zostawiała za sobą wszystko, na co pracowała przez większość swojego życia. I co dalej? Nie miała pojęcia co zrobić, ale nie mogła też zostać. Czy popełniała błąd? Tego nie wiedziała, ale bała się, że to też może być prawda. tak, bała się. Ten cholerny strach zżerał ją od środka. Co z nią będzie kiedy zrobi następny krok, kiedy się odwróci? Gdzie miała pójść? Co miała ze sobą zrobić? Nie znała innego życia poza tym, które dotychczas wiodła. 
- Być może... - zaczęła próbując opanować drżenie ciała - Ale muszę sama sobie z tym poradzić. Bez Rady... - wiedziała co zaraz będzie musiała powiedzieć i to bolało ją najbardziej - i bez ciebie. - te słowa raniły jej język, zaciskały się na jej gardle jak lina u wisielca. Zaraz potem przyszło poczucie winy, kiedy spojrzała na Anakina. I duszące łzy zbierające się w jej gardle, czuła się jakby próbowała przełknąć wielką, papierową kulkę. Gardło ją od tego bolało i ledwie coś widziała przez łzy w jej oczach. 
- Rozumiem cię bardziej, niż myślisz. Rozumiem chęć odejścia z Zakonu. - powiedział. Tak, czasami naprawdę się nad tym zastanawiał. Dla Padme byłby gotowy odejść, ale był świadomy tego, że jest tu potrzebny. Nie mógłby odejść chociażby ze względu na Ahsokę...
- Wiem o tym. - powiedziała powoli odwracając się od niego. Miała nadzieję, że się domyśli, o co jej chodziło. Bo wiedziała o nim i o Padme, od niedawna. Cały czas milczała. Może na początku czuła się oszukana, ale nie potrafiła się gniewać. Zrozumiała dlaczego jej nie mówił. Ale skoro już odchodziła, może chociaż tyle zrobić, przynajmniej nie będzie się obwiniał, za okłamywanie jej. To niewielkie pocieszenie, ale nie potrafiła zrobić nic więcej. Zaczęła schodzić po schodach Świątyni Jedi, ostatni raz w swoim życiu, a słońce powoli zachodziło nad miastem. 
~The snow blows white on the mountain tonight
Not a footprint to be seen
A kingdom of isolation and it looks like I'm the Queen
The wind is howling like the swirling storm inside
Couldn’t keep it in, heaven knows I tried~
Śnieg powoli spadał na ziemię. Jedna drobna postać w fioletowym płaszczu, z kapturem naciągniętym na głowę szła wąską ścieżką między drzewami. Nie wierzyła w to, co miała zaraz zrobić, po prostu nie chciało jej się wierzyć, że to się działo. Właśnie teraz, kiedy w końcu udało jej się poradzić sobie z przeszłością. Czemu Separatyści zaatakowali Shili? Nie mogła nic zrozumieć, ale to w końcu jej dom, musiała coś zrobić. Chciała w jakikolwiek sposób pomóc, ale jedynym wyjściem było wrócenie do tego, co kilka miesięcy temu porzuciła. W snach dalej wracała do tych dni, kiedy była padawanką Anakina i zawsze budziła się ze łzami w oczach. Czasami śniło jej się, że znowu jest oskarżona o zamach, że wszyscy ją ścigają... A ostatnia rozmowa z Anakinem po prostu nie dawała jej żyć. Zerwała kontakt z każdym, kogo znała, bo myślała, że wtedy lepiej sobie poradzi i rzeczywiście, jakoś udawało jej się żyć. Ale ciągle zastanawiała się co się dzieje z Anakinem, z jej przyjaciółmi, czy nic im nie jest? Czy jej nienawidzą? Czy o niej zapomnieli? Cicho westchnęła a z jej ust wyleciał obłoczek pary. Otuliła się mocniej płaszczem i poprawiła kaptur. Było już ciemno, granatowe niebo i gwiazdy na nim. Mimowolnie przypomniała sobie jak czasami na misjach siedziała z Anakinem i próbowali nazywać wymyślone przez siebie konstelacje. Smutny uśmiech pojawił się na ustach byłej padawanki. Kilka metrów przed nią majaczyły światła obozu. Wcześniej udało jej się dowiedzieć, że to właśnie Anakin to jest... no i mistrz Windu, co jakoś nie bardzo jej się podobało, ale to nie był czas na marudzenie. Trochę zwolniła. Poczuła wątpliwości. Może nie powinna nie wtrącać się? Nie! Zaszła za daleko, teraz się nie cofnie. Niepewnie wdrapała się na drzewo, żeby nie zobaczyły jej klony. Miała tylko znaleźć Anakina, tylko on miał ją zobaczyć, nikt więcej. Zaczęła się po cichu przekradać. Zauważyła kilku żołnierzy trzymających wartę. Spróbowała skupić się na Mocy, żeby wyczuć Anakina. To było naprawdę trudne spróbować go znaleźć i równocześnie się nie zdradzić. Nagle powiał silniejszy wiatr i poczuła, że gałąź się trzęsie. Noga jej się podwinęła i poleciała w dół. Pech chciał, że wylądowała akurat przed klonem. Na szczęście przynajmniej kaptur nadal zasłaniał jej twarz.
- Hej! - zawołał klon. Nie odezwała się, zanim żołnierz się zorientował stała już na nogach i rzuciła się do ucieczki. Śnieg utrudniał jej poruszanie się, ale klonom również. Była w lepszej sytuacji, bo była drobniejsza a co za tym idzie zwinniejsza. Zanim się obejrzała goniło ją około dziesięciu żołnierzy. Przebiegła obok jednego z większych namiotów i zaklęła pod nosem. Wybiegli z niego Anakin i mistrz Windu z mieczami w dłoniach. Chyba któryś z nich krzyknął, żeby nie strzelać. Biegła przed siebie a śnieg wiał jej prosto w oczy. Osłoniła się jedną ręką, co trochę ją spowolniło. Zanim się zorientowała czarnoskóry mistrz Jedi doskoczył do niej. Spanikowana użyła Mocy posyłając na niego sporą ilość śniegu. Chyba nie spodziewał się, że może mieć do czynienia z kimś wrażliwym na Moc, więc pięknie poleciał na drzewo kilka metrów dalej i został wykluczony z pościgu. Padawan za to pewnie zostałby nieźle ukarany. Ale co ją to obchodziło? Nie musiała już udawać grzecznej dziewczynki, nie musiała ukrywać uczuć. Nie, teraz nie musiała się bać, że zostanie ukarana. No to zostawały klony i jej były mistrz... 
~Don’t let them in, don’t let them see
Be the good girl
You always had to be
Conceal, don’t feel
Don’t let them know
Well, now they know~
Biegła przed siebie, nie zastanawiając się, w którą stronę się kieruję. Przeskakiwała nad starymi kłodami i kamieniami. Ślizgała się na śniegu. Zimno szczypało ją w twarz. Czemu nagle poczuła się jakby została obudzona z jakiegoś snu? Od kilku miesięcy nie czuła się tak... nie potrafiła tego określić, ale teraz uciekając po ciemnym lesie, używając Mocy, czuła się jakby bardziej szczęśliwa. Cicho się zaśmiała odbijając się stopami od jakiegoś głazu. Klony zostały już w tyle, ale Anakin siedział jej na ogonie. Czemu jeszcze jej nie dogonił? Bawił się z nią? Bo jej ta zabawa naprawdę się podobała. Nie myślała już o tym, co było, nagle z jej głowy uleciały wszystkie myśli. Jakby znowu była jego nieogarniętą padawanką i właśnie się gonili bo... bo tak. Kilka łez spłynęło jej po policzkach na to wspomnienie, ale nie zatrzymała się przy nim długo. Skupiała się na ucieczce. Może jak jeszcze trochę odbiegnie będzie mogła się zatrzymać. Wtedy klony byłby na tyle daleko, że zdążyłaby pogadać z Anakinem i uciec. Obejrzała się za siebie, Anakin był kilka metrów za nią, gdzieś dalej widziała zamazane postacie klonów. Poprawiła kaptur na czole. Znikąd pojawiło się małe wzgórze. Zaczęła po nim wbiegać, ale śnieg osuwał się jej pod nogami, ślizgała się. Oj, niedobrze. Dobiegła na szczyt, ale wtedy stopa jej się poślizgnęła i przewróciła się na śnieg. Kaptur spadł z głowy odsłaniając jej twarz. Anakin zaraz tu będzie, klony zaraz po nim... Zaczęła się zbierać żeby stanąć na nogi, ale śnieg trochę jej przeszkadzał. W końcu wstała, ale wtedy pojawił się Skywalker. Zatrzymał się pół metra przed nią z wyciągniętym mieczem, ale to, co zobaczył, zupełnie wybiło go z rytmu. Akurat pojawiły się klony i Ahsoka poczuła jakby coś ją zamroziło. Nie musiała się zastanawiać, żeby rozpoznać żołnierza w zbroi z niebieskimi oznaczeniami, który stanął obok Anakina. Wiatr zawiał i trochę śniegu zawirowało nad ziemią, żeby po chwili opaść...
~Standing frozen in the life I’ve chosen
You won't find me, the past is so behind me
Buried in the snow~
Czuła się jakby coś ją sparaliżowało. To nie miało tak być! Ale widok Anakina i Reksa po prostu tak na nią podziałał i poczuła się jak małe dziecko, które zgubiło się w lesie, w nocy, akurat kiedy zaczęły wyć wilki. Jej były mistrz chyba dał znak żołnierzom, żeby wrócili do obozu. Potem spojrzał na nią, ale nie potrafiła określić wyrazu jego twarzy. Rex zdjął z głowy hełm i zauważyła jaki napięty był.
- Ahsoka... - nie potrafiła określić tonu jakim Skywalker wypowiedział jej imię, ale kiedy do niej podszedł cofnęła się jak spłoszone zwierzę. Próbowała naciągnąć kaptur na głowę, chociaż to i tak nic by nie dało. Zauważyła, że nie miał już w dłoni miecza. Poczuła się jakby trafiła do innego świata. To było takie uczucie jakby przyśniło jej się coś, co brała za prawdę, jakby miała wrażenie, że żyje w swoim świecie, a potem się obudziła i myślała, że jest w złym miejscu, chociaż tak nie było. Anakin wyciągnął w jej stronę dłoń. Za późno zareagowała i zdążył złapać ją za nadgarstek. Uniosła na niego wzrok. Uderzyło ją to, jak bardzo jego twarz zamazała się w jej wspomnieniach. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Anakin wyglądał na kompletnie zaskoczonego. Wodził wzrokiem po jej twarzy z niedowierzaniem. Po chwili uśmiechnął się i przytulił ją. Zdziwiło go jak bardzo się zmieniła. Tylko jej twarz była taka sama, chociaż w jej oczach nie było.już.tego niewinnego, radosnego błysku. 
- Urosłaś. - stwierdził. Chciał powiedzieć więcej, ale nie potrafił. Ahsoka milczała, ale odwzajemniła uścisk. Wcześniej nie tak to planowała, ale chyba nie przewidziała, że pozwoli sobie na powrót do wspomnień z jej wcześniejszego 
życia, a teraz wszystkie do niej wróciły.
- Wcale się nie zamieniłeś. - szepnęła odsuwając się od niego. Na chwilę przeniosła wzrok na Reksa i niepewnie się uśmiechnęła. Kapitan odwzajemnił uśmiech. - Przepraszam, że was obudziłam, nie chciałam. - powiedziała.
- Co tu robisz Sma... Ahsoko? - zapytał Anakin. Prawie nazwał ją "Smarkiem" ale przypomniał sobie, że już nie jest tak jak dawniej. Nie była już jego padawanką, ale on nie mógł się do tego przyzwyczaić. Czasami przyłapywał się na tym, że czekał aż go zaczepi, szedł do jej pokoju, żeby przypomnieć jej o treningu, a jej przecież tam nie było. Dziewczyna spojrzała na niego zaciskając wargi. W jej oczach zabłyszczały łzy.
- Ja... no wiesz, ogólnie to ja tu mieszkam, ale... no chciałam się z tobą zobaczyć. - odpowiedziała cicho wbijając wzrok w swoje buty zasypane śniegiem. Po nosie spłynęły jej dwie słone krople, skapnęły z twarzy i zniknęły w śniegu. Anakin szybko dał dłonią znak dla Reksa, żeby zostawił ich samych. - Ja... po prostu chciałam pomóc. - dodała jeszcze ciszej.
- Jak? Ahsoko... Co ty wymyśliłaś? - zapytał ponownie ją przytulając.
- Szukacie Separatystów prawda?
- Skąd...? Nieważne, co ty masz z tym wspólnego?
- Wiem, gdzie są. Zabrali ludzi z miasta, mojego... - urwała nagle, ale tylko na chwilę - mojego znajomego też. - dokończyła. Anakin popatrzył na nią pytająco z lekkim rozbawieniem. Nagle zapomniał, że nie widzieli się kilka miesięcy, że nie była już jego uczennicą, że odeszła. Teraz czuł się jakby to nigdy się nie stało, była tutaj i to się liczyło.
- Znajomego? - zapytał. Dziewczyna nie odpowiedziała. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok a na jej twarzy pojawił się mały uśmieszek. - Smarku, ty kochasiu! Szybka jesteś... - zaśmiał się. Nie wierzył, jego mały Smarkuś próbował przed nim ukryć, że ma chłopaka. Nagle zrozumiał, że zmieniła się bardziej niż myślał.
- O co ci chodzi? - była wyraźnie zawstydzona.
- Hmm... Może o to, że minęło dopiero kilka miesięcy a ty już zdążyłaś znaleźć faceta. - zauważył, że Togrutanka drży z zimna. - Chodź, porozmawiamy, gdzieś, gdzie będzie cieplej. - dodał ciągnąc ją za sobą, ale ona mu na to nie pozwoliła.
- Ja z tobą nie pójdę. - powiedziała kręcąc głową.
- Co? Ale mówiłaś...
- Mówiłam, że mogę pomóc, ale nie, że z tobą pójdę. - wyciągnęła z kieszeni datakryształ i podała mu go. - Tu masz informacje. - dodała odwracając wzrok. Mimo to zdążyła zauważyć zawód na jego twarzy. Westchnęła cicho i naciągnęła kaptur na głowę. - Ale lepiej przypilnuj żebyś tylko ty to zobaczył... Nie chciałabym, żeby mistrz Windu złożył mi wizytę. - dodała szeptem. Jeszcze raz spojrzała na niego, uśmiechnęła się, zasalutowała i zniknęła między drzewami zanim coś jeszcze się stało.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta dam! Takie jakby trochę bez sensu, ale musiałam się wyżyć xD No i nie wiem jak to miało dokładnie się skończyć, ale wyszło jak wyszło no i macie. Czekam na hejty! <3 Dedyk dla Jud, nasza telenowela jest zajebista ^.^

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 44

Dolne poziomy Coruscant były nieprzyjemne już za dnia, ale wieczorem i nocą zmieniały się w istne piekło połączone z dziczą. Były odzwierciedleniem całej okropności i biedy tego świata. Szli wąską, zaśmieconą uliczką z kapturami narzuconymi na głowy. Obejrzał się na Ahsokę idącą za nim. W najmniejszym stopniu nie podobało mu się, że musiał wziąć ją ze sobą. To nie było miejsce dla jego małego Smarkusia. Powinna zostać w Świątyni... Albo i nie! Wtedy istniało prawdopodobieństwo, że jest coś między nią i Chasem, a potem znalazłby ich razem w łóżku. Nie, Ahsoka była jego małą siostrzyczką, nie pozwoli żeby jakikolwiek facet ją tknął. Chyba najlepiej by było gdyby cały czas jej pilnował... Ale tak się nie dało!
- Rycerzyku? - odezwała się Togrutanka łapiąc go za ramię. Patrzyła na niego pytająco jakby próbowała coś wyczytać z jego twarzy. - O czym myślisz? - zapytała marszcząc brwi. Czasami miał wrażenie, że czasami ta dziewczyna czytała mu w myślach? Oczywiście ich więź była ślina nawet jak na relacje mistrza z padawanem, ale czytanie w myślach? Nie, nawet Ahsoka nie była taka cwana!
- O niczym. - odpowiedział wzruszając ramionami.
- Pewnie, a ja jestem mistrzem Yodą. - stwierdziła.
- Wątpię, nie jesteś zielona, masz ponad metr wzrostu i nie mówisz wspak. - odpowiedział zachowując spokój. - Poza tym może to mi należą się jakieś odpowiedzi. - dodał. Ahsoka prawie przystanęła z zaskoczenia. Jakich odpowiedzi on chce? Mówiła mu wszystko... No wszystko co nie groziło kastracją Chase'a, ale to była zupełnie inna sprawa! To dotyczyło jedynie ich, nikt inny nic nie wiedział, ani Anakin, ani mistrz Chase'a, ani nawet pewna nieogarnięta i równocześnie cholernie mądra blondynka. Bardzo dziwnie się czuła z tym, że o czymś nie mówiła Anakinowi, ale co miała zrobić? Jakby miała pewność, że nie wybuchnie awantura, że Chase na tym nie ucierpi, że jej mistrz po prostu to zaakceptuje to na pewno już by mu powiedziała. Ale jaki miała wybór? Za dobrze go znała i nie była taka naiwna, żeby uwierzyć, że naprawdę tak będzie. Anakin był po prostu zbyt nadopiekuńczy wobec niej. Poza tym on też nie mówił jej całej prawdy. Nigdy jej nie powiedział gdzie znika wieczorami, a czasami nie znikał jedynie na noc. Tak, już kilka razy się zdarzało, że nie widziała go nawet trzy dni! Ona przynajmniej cały czas była na miejscu a nie...
- Jakie odpowiedzi, przecież cię nie okłamuję. - odezwała się po dłuższej chwili. Wiedziała, że może pożałować tego stwierdzenia, ale nie miała innego wyjścia. Lepiej było robić to, co najczęściej robił on - udawać, że nie rozumie jego podejrzeń.
- Hmmm... Nie wiem, może na przykład o sytuacji z sali treningowej? - odpowiedział z lekką złośliwością w głosie.
- Jakiej sytuacji? Po prostu mieliśmy z Chasem sparing, nie moja wina, że tak wyszło, czego ty się w tym dopatrujesz? - Poprawiła na głowie kaptur bo poruszyła się tak gwałtownie, że prawie jej spadł. Nie była pewna czy uda jej się ukrywać kłamstwa, ale na razie wcale nie kłamała, najpierw umówiła się z Chasem na trening, a to jak się skończył to już nie jej wina.
- No pewnie, czysty przypadek, pewnie jakbym pojawił się pięć minut później to całkiem przypadkiem byłabyś już półnaga. - nie była pewna czy się z nią droczy czy się wścieka, ale czuła się jakby chodziła po polu minowym... Dobra, pole minowe było bezpieczniejsze! Poza tym bardziej tu ryzykowała przyrodzenie Chase'a niż swoje bezpieczeństwo. Starała się zachować opanowanie. Ćwiczyła to, na wypadek porwania przez wroga, musi się udać.
- O czym ty mówisz? - zaśmiała się - Ja z Chasem? To tak jakbyś jadł lody z ketchupem, jedno i drugie jest dobre, ale razem... - udała, że się krztusi - No lubimy się, ale nie lubimy lubimy, tylko tak lubimy w sensie... no nie w sensie, raczej bez tego drugiego sensu. - miała nadzieję, że Anakin zrozumie o co jej chodzi. Sama nie była pewna jak to wytłumaczyć... To co było kiedyś! Poza tym to o lodach i ketchupie chyba mogło się sprawdzić, ona i Chase nie powinni się "wymieszać" bo powstały efekt mógłby być naprawdę niebezpiecznym dzieckiem. Poza tym nie ryzykowałaby posiadania dziecka, miała szesnaście lat, czemu o tym myślała? Jej mózg chyba nie działał prawidłowo. Nie, żadnych dzieci, zapomnij o nich i nie wracaj do tego tematu bo dobijasz samą siebie! Anakin spojrzał na nią z góry próbując coś wyczytać z jej twarzy. O nie! Nie tym razem! Nic się nie dowie i koniec! Uśmiechnęła się do niego tak jak zawsze to robiła. Nie chodziło t o taki nerwowy uśmiech, który pojawiał się kiedy miała kłopoty, tylko szczery, rozbrajający uśmiech. Nie musiała udawać, nie wiedziała czemu, ale zawsze się tak do niego uśmiechała. Musiała mieć coś poprzestawiane w głowie. No bo to, że była z Chasem nie zmieniało faktu, że jednak Anakin jej się podobał. Ona jest głupia! W dzieciństwie musiała upaść na łeb.
- Niech ci będzie, ale jeżeli się dowiem, że... - zaczął Skywalker.
- Tak, tak, wiem, Chase straci członka a ja będę miała szlaban na wieki. - machnęła lekceważąco dłonią, już kilka razy to słyszała. Rycerz Jedi wywrócił oczami i ruszył dalej. Po chwili byli już w pobliżu opuszczonego magazynu. Powiał chłodny wiatr więc osłonili się mocniej swoimi płaszczami. To nie była taka trudna misja, dostać się do środka, wykraść informacje z komputerów i wrócić zanim ktoś się zorientuje. No przynajmniej tak myśleli. Kiedy podeszli bliżej natychmiast zorientowali się, że wbrew pozorom to miejsce jest dobrze pilnowane. Przy wejściu było przynajmniej czterech strażników.
*** 
(dzisiaj to oznacza, że nie mam pomysłu co wymyślić ;__;)
Czy wcześniej ktoś wspominał, że mieli być niezauważeni? No, nie wyszło. Uciekli praktycznie w ostatniej chwili, w podartych ubraniach, z zadrapaniami na ciele. Na szczęście nikt już ich nie gonił, pewnie dla tego, że wszyscy napastnicy byli nieprzytomni. Zatrzymali się dopiero kilka ulic dalej. Popatrzyli na siebie i wybuchli śmiechem. 
- To twoja wina. - wydusiła Ahsoka opierając dłonie na kolanach.
- Moja?! Ja nic nie zrobiłem! - odparł Anakin.
- To ty miałeś zająć się odwróceniem uwagi a ja zgraniem informacji tak?! Mogłeś być ciszej, a nie rozwalić jakieś stare rury, żeby zatrzymać dwóch facetów. - pokazała mu język.
- No pewnie, ale to ty przewróciłaś tamte kontenery, gdybyś nie potykała się o własne nogi nie byłoby problemu. 
- Przepraszam, że mnie szturchnąłeś.
- Wcale tego nie zrobiłem.
- No pewnie, to duch!
- To już bardziej prawdopodobne od twojej teorii.
- To chyba masz rozdwojenie jaźni a twoim drugim "ja" jest szturchający duch.
- Osz ty mała... - chciał ja złapać, ale zwinnie mu się wyślizgnęła i zaczęła uciekać śmiejąc się.
***
Pół godziny później byli już na wyższych poziomach. Kiedy wyszli na świeże powietrze powitało ich granatowe niebo i... śnieg. (nie wiem czy tam u nich pada, ale jak u mnie pada to im trochę pożyczę ~Lucy/Des). Dość spora warstwa białego puchu zalegała na chodnikach a z nieba sypały się białe płatki. Ahsoka uśmiechnęła się jak dziecko, które dostało wymarzony prezent i przykucnęła żeby zebrać trochę śniegu. Szybko uformowała w dłoniach małą kulkę.
- To mi się nie podoba... - mruknął Anakin widząc swoją padawankę odwróconą plecami do niego.
- Orientuj się! - zawołała rzucając w niego śnieżką. Trafiła mu w czoło, biały puch rozprysnął się i wplątał w jego włosy. Togrutanka zaśmiała się i zaczęła uciekać.
- Nienawidzę cię Smarku! - zawołał biegnąc za nią. Po drodze zebrał w dłonie trochę śniegu i rzucił w plecy uczennicy. Ahsoka natychmiast się odwróciła z gotową śnieżką w dłoniach i odpowiedziała mu tym samym. Trwało to kilka minut. Później pożałowali, że nie mają na sobie nic cieplejszego a ich szaty zgubiły się gdzieś podczas misji. Oboje stali naprzeciw siebie w przemoczonych ubraniach, drżąc z zimna, ale równocześnie się śmiali. 
- Wracajmy, bo jak się rozchorujesz to ja będę cię niańczył. - powiedział Anakin.
- A przewidujesz, że to ty możesz być chory? - odpowiedziała.
- Nie, i nawet na to nie licz leniu, wiem, że tylko na to czekasz, żeby nie mieć treningu. - szturchnął ją w bok.
- Phi! O co ty mnie oskarżasz?! Wcale nic takiego nie chodziło mi po głowie. - strzeliła udawanego focha.
- No pewnie, pewnie... Chodź już. - pociągnął ją za sobą do Świątyni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ahsoka: No wiesz co?!
Ja: Co znowu? ;__;
Ahs: Obiecywałaś mi inne zakończenie!
Ja: Nie...
Ahs: Foch Forever gadaj z rękę!
Ja: Nigdy więcej nie podzielę się czekoladą ~.~
No to...nie wiem po co to było, ale było. No to Mikołajki! Tak, mam czekoladę! I śnieg! I...kota w doniczce o.O No to mam nadzieję, że pewien pan w czerwonym (nie Percy, nie chodzi o ciebie w niebieskim... wybaczcie mi za brata >.>) trafił do Was :3 Tak, ja siedzę i krzyczę, że nie ruszę się od kompa bo jem czekoladę xD No i dedyk dla Wiki, która dostanie ode mnie rózgą za nieodzywanie się! Soł... 8 tysięcy wejść? No nieźle ^^ (tak, wiem, inni mają więcej, ale ja w końcu jestem tu nikim nie?) Dziękuję <3 A Was upraszam o komentarze. (Haha... nie to jednak nie fanfik o Herosach, ale się łudzę).
~Des/Lucy (>^.^<)