Zatrzymali się na postój dopiero, kiedy
mieli pewność, że odeszli już na tyle daleko, że nie zostaną złapani. Oboje
odczuli ulgę kiedy w końcu mogli odpocząć, był środek nocy, byli sami w dżungli
ale nie byli już uwięzieni. Ahsoka opadła na chłodną ziemię i oparła się o
jakąś roślinę, nie mogła już dłużej hamować zmęczenia i bólu, wolała nie myśleć
jak okropnie wygląda ale wiedziała, że jeżeli Anakin by ją teraz zobaczył od
razu odesłałby ją do medyka. Chciała się tylko zwinąć w kłębek i zasnąć ale
wiedziała, że to musi jeszcze poczekać. Mimo wszystko zmusiła się jeszcze do
wstania i pomogła Jake’owi przygotować ognisko chociaż on mówił, żeby
odpoczęła. Nigdy nie słuchała takich rad, to, że jest dziewczyną albo jest młodsza
powodowało, że często spotykała się z takim traktowaniem a ona chciała pokazać,
że radzi sobie tak dobrze jak inni. Może teraz ktoś uzna takie zachowanie za
akt masochizmu z jej strony ale była uparta i takie odpuszczanie sobie nie
leżało w jej naturze. Po kilku minutach oboje siedzieli już przed płonącą
stertą suchych gałązek, płomienie rzucały pomarańczowe odblaski na nich i
otoczenie przyjemnie ich ogrzewając. Jake pomógł jej opatrzyć kilka najgorszych
ran.
-Rano rozejrzę się po okolicy, może ją rozpoznam...-zaproponował chłopak niepewnie.
-Okey, pójdę z tobą, może gdzieś w pobliżu znajdziemy siły Republiki.-zgodziła się Tano.
Nie zauważyli kiedy zasnęli.
-Rano rozejrzę się po okolicy, może ją rozpoznam...-zaproponował chłopak niepewnie.
-Okey, pójdę z tobą, może gdzieś w pobliżu znajdziemy siły Republiki.-zgodziła się Tano.
Nie zauważyli kiedy zasnęli.
***
-CO!?-wydarła się Togrutanka na czarnowłosego chłopaka-JAKIM PRAWEM ONA UCIEKŁA!?-każde słowo wypowiadała wolno wkładając w nie całą swoją wściekłość.
W jej żółtych oczach pojawił się niebezpieczny błysk, można było odnieść wrażenie, że w jej źrenicach płoną małe płomyki ognia. Niewątpliwie teraz była wściekła jak jeszcze nigdy a wszystko przez ucieczkę tamtej Togrutanki. Nie do końca wiedział czemu miała takie znaczenie, przecież to tylko zwykła padawanka, wiele takich jest wśród Jedi…
-CO!?-wydarła się Togrutanka na czarnowłosego chłopaka-JAKIM PRAWEM ONA UCIEKŁA!?-każde słowo wypowiadała wolno wkładając w nie całą swoją wściekłość.
W jej żółtych oczach pojawił się niebezpieczny błysk, można było odnieść wrażenie, że w jej źrenicach płoną małe płomyki ognia. Niewątpliwie teraz była wściekła jak jeszcze nigdy a wszystko przez ucieczkę tamtej Togrutanki. Nie do końca wiedział czemu miała takie znaczenie, przecież to tylko zwykła padawanka, wiele takich jest wśród Jedi…
-Nie wiem Trayna…-wymamrotał
spuszczając głowę.
Wiedział do czego była zdolna, wolał
nie wkurzać jej jeszcze bardziej, nikt zdrowy umysłowo nie podskakiwałby jej.
Nikt nie wiedział gdzie Dooku ją odnalazł ale wszyscy wiedzieli, że nie należy
się jej narażać.
-Nie obchodzi mnie to, macie ją
znaleźć.-warknęła i wyszła z pomieszczenia zostawiając oniemiałego chłopaka samego.
***
Obudziła się rano, niedaleko spał
Jake. Ognisko zdążyło już wygasnąć ale nie zmarzła przez noc. Nadal była
niewyspana, ale wiedziała, że nie mogą długo tu zostać, pewnie już teraz są
poszukiwani. Czuła się jakby przed chwilą przywaliła głową w ścianę, spanie na gołej ziemi miało swoje
minusy, nie było też najwygodniejsze ale mimo wszystko czuła się trochę lepiej wiedząc,
że nie jest już uwięziona.
-Jake…-mruknęła potrząsając
ramieniem chłopaka.
Blondyn coś wymamrotał, otworzył
oczy i kilka razy zamrugał a później podniósł się do pozycji siedzącej. Przetarł
oczy i ziewnął, dopiero wtedy popatrzył na Ahsokę.
-Powinniśmy się stąd ruszyć, mogą
nas szukać.-powiedziała Tano.
-Yhym…-pokiwał głową.
Oboje podnieśli się z ziemi, Ahsoka
poczuła się jakby jej nogi były z waty ale starała się ukryć, nie jest głupią, słabą
dziewczynką, którą trzeba się opiekować, poradzi sobie obojętnie jak bardzo
jest z nią źle. Lekko potrząsnęła głową i na nowo zaczęła ignorować ból i
zmęczenie.
-W którą stronę?-zapytała rozglądając
się.
Jake rozejrzał się na wszystkie strony
przeczesując dłonią włosy. Po chwili spojrzał na Ahsokę i cicho westchnął.
-Jak mam być szczery to nie mam
pojęcia, mieszkałem na północy a kiedy ostatnio wychodziłem z miasta szedłem na
południe więc najlepiej będzie jak pójdziemy na północ.-powiedział.
-Mogłabym się kłócić, że nie wiesz
gdzie cię zabierali ale to i tak najlogiczniejsze rozwiązanie.-przyznała
Togrutanka.
-Zawsze jesteś taka
grzeczna?-zapytał chłopak.
Oboje ruszyli przed siebie
przeciskając się przez zarośla.
-Nie, chyba za mocno oberwałam w
głowę i jestem zbyt zmęczona, normalnie taka nie jestem…-westchnęła.
-Yhym…
Podzielili się częścią jedzenia i
wody ale to i tak było o wiele za mało, żeby się najeść, ale lepsze to niż nic.
Kilka razy nad głowami przelatywały im ptaki o czerwonych piórach, otaczała ich
dżungla złożona z wielkich, kilkumetrowych kwiatów, jeszcze większych drzew i
innych roślin. Ahsoka musiała przyznać, że to, co czytała w podręcznikach nie
potrafiło odzwierciedlić tego, co teraz widziała, albo po prostu czytała to
połowicznie i olewała lekcje bo tak ją to nudziło, że wolała rysować zielone
koty łażące po gigantycznych bułkach? Tak, to całkiem możliwe… Nie przyznała by
się nikomu ale trochę się bała. Niedawno uciekła z bazy Separatystów, którzy na
pewno już jej szukają, nie wie gdzie teraz idzie, nie ma pojęcia czy zza
krzaków nie wyskoczy na nich jakieś zwierzę albo patrol droidów, mogła mieć
jedynie nadzieję, że szybciej znajdą jakieś miasto niż ich znajdzie coś, co ich
zabije. Dziwnie się teraz czuła bez swoich mieczy świetlnych, jakby była
mniejsza i bardziej bezbronna, nie znosiła tego uczucia ale nie mogła nic na to
poradzić. Była już trochę zmęczona kiedy usłyszała gdzieś niedaleko szczęk
metalu. Momentalnie się zatrzymała a Jake nie wiedząc co się dzieje zrobił to
samo. Chciał coś powiedzieć ale ruchem ręki nakazała mu milczenie. Po chwili
usłyszała dobrze znane jej głosy droidów. Nie przysłuchiwała się rozmowie, wiedziała,
że tylko poszukiwania ich mogły sprowadzić tutaj blaszaki. Słyszała, że się
zbliżają i zaczęła gorączkowo szukać jakiegoś schronienia. Jak na złość nic nie
zauważyła, w końcu trochę spanikowana rzuciła się biegiem w stronę jednego z
wielkich kwiatów.
-Nie są trujące?-zapytała Jake’a.
-Eee…nie…-odpowiedział
zdezorientowany.
-Wchodzimy do niego…-odpowiedziała.
-Co!?-chłopak zrobił wielkie oczy.
-Nie mam czasu wyjaśniać i postaraj
się być cicho. Trzymaj się.-powiedziała, podniosła go Mocą i przeniosła do dzbany rośliny, nie czekając
na nic sama wskoczyła do środka.
-Co robisz?-zapytał ją blondyn
zaskoczony jej zachowaniem.
-Droidy, słyszałam je, niedługo tu
będą, nie odzywaj się…-odpowiedziała szeptem.
Wepchnęli się między wielkie
pręciki rośliny i siedzieli w całkowitym milczeniu czekając na odpowiedni
moment, żeby wyjść. Napiętą ciszę przerywały tylko głosy ptaków gdzieś nad nimi,
czas nagle zaczął się nieznośnie wlec, z minuty robiła się godzina a droidy
niespecjalnie się spieszyły. W końcu, po czasie, który wydawał się wiecznością przez
niebieskie płatki rośliny zobaczyli ciemne zarysy robotów przechodzące obok
nich. Oboje wstrzymali oddech w oczekiwaniu, jeżeli teraz któraś z tych puszek
by zauważyła coś niepokojącego i odkryliby ich kryjówkę byłoby już po nich. Minęło
kilka minut a droidy nadal przechodziły, było ich podejrzanie dużo jak na
poszukiwanie dwójki uciekinierów. Kiedy w końcu mogli wyjść Ahsoka niepewnie
rozejrzała się po okolicy.
-Też szli na północ…-stwierdziła
przyglądając się śladom na ziemi.
-Więc co teraz? Nie możemy iść za
nimi, złapią nas…-stwierdził Jake.
Tano potrząsnęła głową starając się
poskładać fakty w całość. Droidów wystarczyło, do ataku na mniejszą grupę klonów,
to nie mógł być przypadek, gdzieś niedaleko musiały znajdować się jakieś siły
Republiki. Może gdyby poszli za droidami by ich odnaleźli? Tylko co z tego
skoro i tak będą atakowani? Z drugiej strony to było chyba najlepsze wyjście z
tej sytuacji.
-Idziemy za nimi.-powiedziała po
chwili milczenia.
-Co!? Przecież…-zaczął Jake.
-Było ich za dużo jak na szukanie
dwójki zbiegów, musieli mieć inny cel, najprawdopodobniej chcą zaatakować bazę
Republiki czy coś w tym stylu, jeżeli mam rację mogą nas poprowadzić, musimy tylko
zachowywać…-urwała i wyprostowała się kiedy poczuła coś w Mocy.
Na początku nie wiedziała o co
chodzi ale po chwili poczuła znajomą obecność, nie było to na tyle silne, żeby
mogła rozpoznać kto to ale dodało jej to trochę pewności siebie.
-Wszystko dobrze?-zapytał niepewnie
blondyn.
-Yhym…-mruknęła i uśmiechnęła się
pod nosem-Jeżeli zachowamy odpowiednią odległość nie zorientują się, że ich
śledzimy, poza tym chyba jest tu jeszcze jeden Jedi.-powiedziała-Chodź…-dodała
i ruszyła przed siebie po śladach droidów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No w końcu poskładałam ten rozdział,
sama się dziwię mojemu lenistwu, a myślałam, że już bardziej mnie nie zaskoczy
o.O. Mogę się najwyżej wytłumaczyć urodzinami przyjaciółki, poprawianiem tych
urodzin i egzaminami (ach to zaskoczenie charakterystyką zamiast rozprawki). Rozdział
z dedykacją dla Katherine i Wiki.