niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 38

Musiała przyznać, że Anakin jednak miał rację mówiąc żeby zaczekali do następnego dnia, szkoda, że przekonała się o tym dopiero kiedy było już za późno żeby wrócić... Oczywiście już wcześniej czuła, że coś jest nie tak z tym miejscem, ale mimo to szła dalej. A teraz? To była katastrofa...
***
Wbrew przekonaniu jej mistrza dotarcie na miejsce sprawiło im najmniej kłopotów. Prowadził ich ślad pozostawiony przez Ciemną Stronę. Nie spodziewała się, że trafią akurat na to. Do tej pory nie zastanawiała się po co ma tam iść, ale teraz była prawie pewna kogo tam znajdą. Sithanka, która porwała Zaa... Tylko czemu zostawiła ten ślad? Łatwo mogła go zatrzeć, ale jednak tego nie zrobiła, jakby chciała żeby ją znaleźli. Powinna to odebrać jako znak ostrzegawczy, ale jednak uparcie ignorowała wątpliwości. Nawet gdyby Anakin nie pozwolił jej iść dalej ona by nie posłuchała, nie podobało jej się to, ale coś w jej głowie nie dawało jej myśleć o niczym innym jak odnalezienie tego przeklętego miejsca. Nie zgubili się ani razu, przeszli całą drogę bez większych problemów, chociaż zajęło im to kilka godzin. Kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać słońce już zachodziło a niebo zabarwiło się na bardzo intensywny pomarańczowy kolor, który powoli przechodził w czerwień i fiolet. Temperatura lekko opadła, ale nadal było ciepło. Jedynym problemem było nagłe namnożenie się irytujących owadów, które brzęczały im nad głowami i gryzły. W końcu wyszli na sporej wielkości polanę, nie byłoby w niej nic dziwnego gdyby nie budynek z czarnego kamienia. Miał kształt kopuły z trzema czterema wieżami wystrzeliwującymi z boków. Ahsoka nagle zamarła w półkroku. Poczuła ciarki na plecach i lekki ucisk w dole brzucha. Chciała stąd odejść jak najszybciej, nikt nie powinien tu przychodzić, czuła to. Ale ta uparta część niej pchała ją dalej przed siebie. Chciała zawrócić i odejść, ale nie potrafiło. Czuła się jakby była na sznurku, który ciągnął ją w stronę czarnej budowli. Poczuła jak Anakin łapie ją za ramię i wzdrygnęła się. Była tak bardzo pogrążona w swoich myślach, o ile da się to tak nazwać, że zapomniała o jego obecności. Spojrzała w bok, prosto na niego. Na twarzy Skywalkera było wypisane zmartwienie. Poczuła się winna, w końcu to o nią się martwił. Postarała się uśmiechnąć, ale nie była pewna czy jej się udało, a nawet jeśli to i tak niewiele to pomogło.
-Wszystko jest dobrze. - powiedziała.
- Nie wydaje mi się. - stwierdził.
- Ale tak jest, po prostu to miejsce jest jakieś dziwne. - odpowiedziała jakby nieswoim głosem.
- Sama chciałaś...
- Wiem. - przerwała mu - Ale to nie zmienia faktu, że to miejsce jest dziwne. - ruszyła dalej.
- No poważnie? - westchnął Skywalker wznosząc oczy ku niebu. Szła dalej prosto w stronę czarnej świątyni. Czuła się jakby połowa jej mózgu została zahipnotyzowana, myślenie w takim stanie przyprawiało ją o ból głowy. Czy ona właśnie stwierdziła, że myśli?! Nagle usłyszała trzaski pod swoimi stopami. Za późno się zorientowała, że grunt pod jej stopami się kruszy. Nieświadomie krzyknęła kiedy spadła do podziemnego korytarza dwa metry niżej. Upadek nie był groźny, wylądowała na tyłku z głośnym hukiem a pył opadał wokół niej. Kichnęła i podniosła się na nogi. Pewnie będzie czuła ten upadek przez następne kilka dni. Otrzepała się z kurzy i pyłu.
- Ahsoka?! - usłyszała gdzieś z góry. Uniosła głowę i zobaczyła Anakina pochylającego się nad otworem w ziemi.
- Nic mi nie jest! Chyba znalazłam wejście! - odpowiedziała. Po chwili Anakin wylądował obok niej i oboje ruszyli przed siebie w ciemność. Włączyli swoje miecze żeby uzyskać chociażby trochę światła.Korytarz musiał mieć przynajmniej kilka tysięcy lat, ale był w doskonałym stanie jak na taki wiek. Sufit podpierały kolumny, które z każdym krokiem były coraz wyższe. W końcu sklepienie wznosiło się około pięść metrów nad nimi. Na ścianach były płaskorzeźby przedstawiające same krwawe sceny bitw, morderstw i śmierci. Po około dziesięciu minutach dotarli do wielkiej, okrągłej komnaty o wysokim suficie. W uchwytach na ścianach płonęły pochodnie. Pośrodku stał sześciometrowy posąg mężczyzny w krwistoczerwonej szacie ze sztyletem w prawej dłoni.
- Thenaar... - powiedziała cicho, lekko drżącym głosem. Niepewnie podeszła pod posąg i przejechała dłonią po jego podstawie. To było to miejsce z jej snu. Tutaj ta dziewczyna się modliła. Po chwili wróciła do Anakina i zaczęli szukać wyjścia. Znaleźli je po drugiej stronie komnaty. Nagle temperatura opadła, zrobiło się nieznośnie zimno, ogień na pochodniach zbladł i zmienił kolor na bladoniebieski. Poczuli podmuch wiatru na twarzach. Przez pomieszczenie przetoczył się trzask pękających skał i oba wyjścia zostały zawalone kamieniami. Równocześnie wyczuli zmianę w Mocy. Jakby w jednej chwili ujawniła się cała historia tego miejsca. Tysiące a może i miliony śmierci, które dokonały się w tym miejscu. Ahsoka pobladła i cicho jęknęła. Czuła jak całe ciało jej się trzęsie, musiała się podeprzeć o ścianę żeby nie upaść. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Kręciło jej się w głowie i czuła jak obiad podchodzi jej do gardła. Poczuła jak Anakin podtrzymuje ją w pasie. Chociaż sam prawie został zwalony z nóg udało mu się jakoś nad sobą zapanować. Złapał Ahsokę zanim upadła. Popatrzyła na niego z wdzięcznością, ale wyraz jej twarzy nagle zmienił się z wdzięczności na przerażenie.
- Mistrzu... - jęknęła wskazując coś za nim. Obejrzał się. Najpierw nic nie zauważył, dopiero po chwili to zobaczył. Jakby powietrze falowało i układało się w ludzkie postacie. Z każdą chwilą wydawały się wyraźniejsze. Blade widma bez twarzy. Zbliżały się do nich wyciągając dłonie jakby chciały ich złapać. Było ich coraz więcej i nie przestawały się pojawiać. W końcu byli otoczeni przez blade widma, które wypełniały pomieszczenie po brzegi. Nie wiedział jak to się stało, ale nie trzymał już Ahsoki, nawet nie wiedział gdzie zniknęła, jakby rozwiała się w powietrzu. Próbował ją znaleźć, ale wszędzie, gdzie się obejrzał widział tylko widma, które nie pozwalały mu się przemieścić. Nie było nic poza nim i widmami. Jedno z nich wyciągnęło rękę w jego stronę. Zimna dłoń dotknęła jego twarzy i jakby z mgły ukształtował się wyraźniejszy kształt. Już zanim postać w pełni się ukształtowała rozpoznał ją. Chociaż nie mógł w to uwierzyć nie potrafił też zaprzeczyć, że widzi swoją matkę. Chciał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Patrzyła na niego z miłością, uśmiechała się, wyglądała, tak, jak ją zapamiętał. Ale zaczęła się zmieniać, nadal się uśmiechała, ale z wysiłkiem, wyglądała na wyczerpaną. W ciągu niecałej minuty znowu wyglądała jak wtedy, gdy odnalazł ją w obozie Tuskenów. Zanim zdążył zareagować jej postać zamigotała i rozwiała się w powiewie wiatru. Nie udało mu się jej uratować, zawiódł jako syn. Patrzyła na niego z miłością, na którą nie zasługiwał. Kolejne widma się do niego zbliżały, tym razem przybrały postać Tuskenów, których wymordował po śmierci matki. Nienawidził ich, to oni ją mu odebrali, to była ich wina, należała im się śmierć. Osunął się na kolana a widm przybywało, każde przybierało postać kogoś, kogo zabił. Wszystkie szarpały jego ubrania, drapały mu skórę a on nie potrafił się poruszyć. Przygniatające poczucie winy, wściekłość, nienawiść, tylko to czuł. I nagle widma się rozstąpiły, szła ku niemu jakaś postać w ciemnym płaszczu, z kapturem na głowie. Mężczyzna w dłoni trzymał krwistoczerwony miecz świetlny. Zauważył jeszcze błysk żółtych oczu...Usłyszał głośne "NIE!" wykrzyczane przez znajomy głos. I nagle wszystkie widma znikły...
(Tak, spieprzyłam i nie pyskować!)
***
Widma, blade trupy, otaczały ją, wyciągały dłonie, puste twarze, wszystkie takie same, nijakie, nic nie wyrażały. Co się stało z Anakinem?! Przecież przed chwilą tu był! Wyciągnęła rękę próbując go odnaleźć ale trafiła w próżnię. Nie było go, a ona się bała. Nie wiedziała co się działo, ale przecież to jej wina. Ona chciała tu przyjść, ona nie chciała czekać. Była winna tej katastrofie i wszystkiemu, co się stanie. Powinna posłuchać Anakina, czemu się uparła?! Chciało jej się krzyczeć, ale nie mogła. Strach całkowicie ją sparaliżował. Widma były coraz bliżej, ich upiorne twarze stawały się jeszcze straszniejsze. Z ich tłumu wyłonił się wysoki, czterdziestoletni mężczyzna a ona w tej chwili chciała po prostu być kimś innym. Myślała, że ma to już za sobą, przecież Jego nie mogło tu być! Ale stał przed nią. Czarne, zmierzwione włosy, równie czarne oczy, blada skóra i dwudniowy zarost. Znowu poczuła się jak ta jedenastolatka, która przypadkiem pomyliła drogę i weszła do niebezpieczniejszej dzielnicy miasta. Prawie czuła jak znowu ją ciągnie do opuszczonego budynku. I naprawdę ją złapał, ale jego twarz była martwa. Bo taka była prawda, zabiła go, ale co miała zrobić? Tylko się broniła, gdyby tego nie zrobiła...Nie, wolała o tym nie myśleć. Miała wrażenie, że znowu słyszy odgłos wybijanej szyby, widziała jak jego ciało leci w dół i rozbija się o chodnik. 
- T-ty...-wyjąkała drżącym głosem. Nie odpowiedział. Spróbowała go odepchnąć. Zniknął we mgle, ale jego miejsce zajęła inna postać. Dorosły Phindianin wbijał w nią spojrzenie swoich żółtych oczu. Czemu poczuła zapach siarki? Wiedziała kto to jest, przecież to ona go zabiła. To była pierwsza osoba, którą zabiła swoim mieczem. Osi Sobeck (uwaga autorki: czy tylko jak czytając nazwisko wyobrażam sobie wrednego boga krokodyli? ;__;) wyciągnął w jej stronę ręce próbując chwycić ją za gardło. Cicho pisnęła i zamachnęła się. Zniknął. Tym razem pojawiły się dwie postacie. Togrutanie, jej rodzice. Czemu nie mogła mieć za sobą tego koszmaru? Czemu oni nie mogli zniknąć z jej życia?! Patrzyli na nią z wyższością, jakby wiedzieli, że cokolwiek zrobią ona i tak nie będzie mogła się oderwać. Wszystko zaczęło dziać się szybciej. Pojawiały się kolejne postacie. Mandalorianie z Carlac, ci sami, którym ścięła głowy kiedy uciekała z ich obozu razem z Luksem i ci mieszkańcy, których wcześniej oni zabili, a przecież ona powinna ochronić tych ludzi! Wszyscy chcieli zemsty, chcieli żeby cierpiała. Uświadomiła sobie, że z oczy lecą jej łzy a ona sama klęczy na podłodze. Zaczęła krzyczeć, żeby odeszli, ale oni stali nad nią szarpiąc ją. I nagle się rozeszli na boki, w utworzonym przejściu pojawiła się postać Togrutanki. Kiedy się zbliżyła zauważyła, że to właśnie jest ona. Ta mroczna wersja jej samej, którą już kilka razy widziała w snach. Podeszła do niej i uśmiechnęła się sadystycznie.
- Taka delikatna, taka mała, taka słaba... - odezwała się przerażająco przesłodzonym głosem. Przejechała paznokciem po jej policzku. - Myślisz, że taka jesteś? Łudzisz się, że różnimy się od siebie? A popatrz na nich. To ty ich zabiłaś, ty ich nienawidzisz, jesteśmy takie same...No prawie, ja jestem silniejsza i lepsza. - powiedziała wpatrując się w nią tymi żółtymi oczami pełnymi szaleństwa. Chciało jej się krzyczeć, że to nieprawda, że to są kłamstwa. Ale czy to byłaby prawda? Zabiła już kilka razy, nienawidziła... A widma znowu ją otaczały, majacząc nad nią jako potwierdzenie słów Mrocznej Ahsoki.
- Was tu nie ma...-wyszeptała a łzy dalej spływały jej po policzkach - Nie ma was, nie istniejecie. - powtarzała w kółko, a oni szarpali jej ubrania domagając się zemsty - NIE! WAS TU NIE MA! - krzyknęła wbijając paznokcie w swoje policzki. Zamknęła powieki, nie wiedziała czy to zadziałało, ale nie chciała ich widzieć. Poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstki, ale nie były to zimne dłonie widm, one były ciepłe. Nadal  nie otwierała oczu, policzki miała mokre. Poczuła jak jej dłonie są odciągane od twarzy i po chwili została przytulona. Do tej pory nie czuła jak jest zmarznięta. Dopiero kiedy spotkała się z ciepłym ciałem zrozumiała, że drży. 
- Już dobrze, nie ma ich. - powiedział Anakin. Niepewnie podniosła powieki i spojrzała na niego. Zauważyła, że był lekko blady no i... wyraz jego twarzy był inny. Niby się uśmiechał, ale był to wymuszony uśmiech. W jego oczach krył się smutek. Teraz to ona go przytuliła.
- Przepraszam, powinnam cie posłuchać. To moja wina. - powiedziała cicho. Pogłaskał ją po głowie.
- Nie Smarku, jestem pewien, że nawet gdybyśmy poczekali to i tak by się stało. - odpowiedział - Poza tym to twoje wrzaski ich odstraszyły. - dodał.
- P-poważnie? - zdziwiła się. Jak jej wrzaski mogły pomóc.  Czy to miało znaczyć, że wrzeszczy tak okropnie, że odstrasza nawet widma i demony? To było naprawdę bardzo motywujące! Wręcz podbudowało ją na duchu! No przecież to taka świetna wiadomość...
- Na to wygląda. Wstawaj, od siedzenia na zimnej podłodze tylko odmrozisz sobie dupę. - stwierdził podnosząc się. Ze względu na fakt, że dalej się go trzymała musiała też wstać. Czuła, że nogi nadal jej się trzęsą, ale czuła się już lepiej więc go puściła. Zauważyli, że wyjścia znowu są otwarte, jakby nigdy nie zawaliły ich skały. Popatrzyli na siebie i ruszyli dalej.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"Soł łejk mi ap...!" Lalala, miauczę jak kot bo wszyscy poleźli z pokoju. Heh, a co tam nawymyślałam jakieś schizy i jak już zaznaczyłam spieprzyłam fragment z Anakinem (reklamacje do mojego mózgu nie do mnie, tak Des i mózg Des to dwie oddzielne instytucje!) Ok, co jeszcze? Eee...jeżeli to czytasz to część wujku! Hahaha a co tam, nie wiem którego linka dałam >.> *ja geniusz* Co tu jeszcze... A, proszę nie winić mnie za ten dziwny rozdział, złapałam fazę na żywe trupy i widma po akcji z Berłem Dioklecjana w Domu Hadesa. Tak, mój kochany Ghost King, Książę Podziemia, Ambasador Plutona, Syn Hadesa, Nico di Angelo przyzywający duchy miesza mi we łbie i to jest efekt (cieszcie się, że tylko taki, bo złapałam fazę na Niercy, no ale tutaj raczej nie było jak wpleść nieszczęśliwego, homoseksualnego paringu, więc herosi, szykujcie się, teraz wasza kolej!) Ok, ok kończę bo zrobił się tu taki chaos jakby sam Set wparował na imprezę (pozdrawiam czerwonego tatusia Anubisa). Dedyk dla Wiki bo znowu zrobiła mi nowy wygląd (remont co dwa tygodnie czy jak? xD) Dzięki, trzymajcie się.
~Des/Lucy

4 komentarze:

  1. Witajcie, panie, panowie i obojniaki! Jako krytyk kulinarno-rozdziały ocenię dziś dzieło literackie popieprzonego heroso-dżedajo-mago-[...] i przyznam szczerze, że jestem zaskoczona! :o
    Zacznijmy od tego, że żywe trupy i Anakin sobie zdycha *,*
    Cicho, on zdechł, wiem lepiej. c:
    Ahs i pedofil... okaj, ale ten Phindianin (rasa) z książkami o Obi-Wanie. x3
    Okaj, okaj, co tu jeszcze... biedny Annie :'(
    Mam nadzieję, że doznał obrażeń. >.>
    No nic, rozdział cudowny.
    Love U,
    czekam na więcej.
    Bye :*
    (•_•)
    <) )╯

    (•_•)
    \( (>

    (•_•)
    ~( )~

    (•_•)
    ╘ ( ) ╛

    OdpowiedzUsuń
  2. No no żywe trupy. Przypomniała mi się akcja jak na Geonosis. Rozdział jest świetny!!! Mi się wydaje,że ten rozdział jest taki spokojny, oprócz krzyku Ahsoki i tych zombie. Nie wiem co pisać więc kończę. ;))
    NMBZT!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej.. wreszcie piszę koma xD Ale nie spodziewaj się długiego >.<
    Po pierwsze: przepraszam za braki w komach.
    Po drugie: przejdźmy do koma xD
    Więc tak... Rozdział cud, miód i miecz świetlny. Normalnie Ci poklaskam. xDD Nie no, na poważnie, rozdział jest cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudny. Jak wszystkie zresztą. I nie pyskuj!!!
    Omnomomnomnomnomon... Annieś cierpi. Wielbię Cię za to. ^^ *.* Pedofil? Próba gwałtu?! O.o Ce wiedzieć więcej! *tup* *.*
    I oczywiście tuuuuuuuulaaaaaaaaaseeeeeeeeeeeeeeeeeek! Jakby tulaska nie było to by nie byli oni. Nie, nie. To by był chyba jakiś inny wymiar.

    Czekam na następny.

    NMBZT <3

    P.S. Nawiążę na chwilkę do odcinka specjalnego. Ten kiss był boski. *.* Tylko dobrze, że nie nawiązałaś zbytnio do Padme, bo wtedy byłby opieprz i dobrze o tym wiesz. xDD Ale żeby jednak spędzili razem noc w wiadomy sposób nie miałabym nic przeciwko. *marzyciel*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie...bogowie! Klaskaj Riordanowi, jedyny powód dla, którego mam tyle weny to Nico kochający Percy'ego! Haha...ale to na poważnie! >.> Jakby to nie był pedofil to nie ja bym to pisała, a jeżeli wątpisz to...to chyba mnie nie znasz. Eee...w tym rozdziale na Halloween to miało być zupełnie inaczej, ale...no ale rodzice odebrali mi chęci do życia -.-' No co do tej nocy to sama nie mam pojęcia co się działo, jak kto woli :D
      ~Lucy (ciekawe kto się wkurwi za podpis *spogląda na powyższe komy*)

      Usuń