sobota, 12 października 2013

Rozdział 33

Krwistoczerwone niebo przesłaniała chmura czarnego dymu, który przy każdym wdechu drażnił jej płuca. Zakrztusiła się i odkaszlnęła. Nic nie widziała przez dym, ale skąd on się wziął? Niepewnie ruszyła przed siebie osłaniając twarz rękami, chociaż niewiele to pomagało. Już z pierwszym krokiem poczuła słabość w nogach, pękającą zaschniętą krew i świeżo zakrzepnięte rany. Zachwiała się, ale nie straciła równowagi. W lewą nogę wbił jej się nóż. Wyciągnęła go, ale pozostała długa rana. Skrzywiła się, ale coś kazało jej iść dalej. Powłócząc nogą ruszyła przed siebie, dym gryzł jej drogi oddechowe i oczy, ciało protestowało kolejnymi falami bólu, ale czuła, że za tym dymem jest coś, o co musi zawalczyć. Przecież musiało być...No bo przecież zawsze po cierpieniu przychodzi ulga, po nocy zawsze jest dzień, kiedyś każdy musiał zaznać szczęścia, zawsze jest coś o co warto walczyć. Dym się przerzedzał i w końcu zobaczyła pierwsze pomarańczowe błyski. Zobaczyła walące się ściany, kolumny i pomniki, płomienie tańczące na pozostałościach budowli i...i trupach, których twarzy nie mogła zobaczyć. Poczuła jak serce ściska jej się w piersi. Miała przed sobą obraz ostatecznej apokalipsy, wszędzie płonące rumowiska zasłane trupami bez twarzy, resztki roślin umierające w płomieniach, gruzy...Do oczu cisnęły jej się łzy. Wszystko umierało w agonii, świat jaki znała, za jaki walczyła właśnie wydawał ostatnie, umęczone oddechy i za chwilę odejdzie na zawsze, a ona zostanie, słaba i samotna. Nie mogła nic zrobić, nikt nie mógł, więc jaki był cel całej walki? Po co było to wszystko, czego dokonywali? Skoro wszystko i tak podążało do samodestrukcji to po co była cała ta wojna? W końcu to ona wyniszczała całą galaktykę, ale to ludzie zabijali ten świat. Kolana się pod nią ugięły. Osunęła się na spękaną ziemię. Całe jej życie nagle straciło sens, wszystko, w co wierzyła okazało się kłamstwem. Nagle usłyszała trzask. Wystraszona poderwała się na nogi nie zważając na ból i rozejrzała po okolicy. Jeden po drugim ciała się poruszały, kończyny wyginały w niemożliwych do wykonania ruchach, oczy się otwierały ale były samymi białkami. Wszyscy tacy sami, przerażający, martwe ciała wstawały i zbliżały do niej. Nagle przed oczami pojawiła jej się zupełnie inna scena, już trochę odległa w czasie. Po raz kolejny odtwarzała w pamięci misję z Barrissą, kiedy Geonosjańskie pasożyty przejęły władzę nad każdym obecnym na statku, poza nią. Teraz powrócił do niej ten sam strach, który wtedy odczuwała. Rozejrzała się w poszukiwaniu drogi ucieczki, ale żywe trupy szczelnie ją otoczyły. Wszystkie jak na zawołanie rzuciły się na nią. Upadła pod nawałnicą rąk łapiących ją za każdy wolny skrawek ciała. Kilka dłoni zacisnęło się na jej szyi. Po chwili poczuła, że się dusi. Ciemność zasłoniła jej pole widzenia. Poczuła, że leci gdzieś w dół i już wiedziała co za chwilę nastąpi. Przyjęła śmierć z ulgą, nie było już niczego, co znała i kochała, a jeżeli nie było już świata, w którym żyła jej też nie było. Nie spodziewała się tego co nastąpiło. Myślała, że śmierć wygląda inaczej, spodziewała się, że odzieli się od ciała i odejdzie, ale nadal nic się nie zmieniało, czuła jak spada, każdy nerw w jej ciele krzyczał z bólu, a ona nie chciała już nic czuć. Opadła na coś chłodnego. Otworzyła oczy i nie zobaczyła nic poza ciemnością i unoszącą się pół metra nad ziemią mgłą. Wstała czując jak całe jej ciało się trzęsie. Z ciemności wyłoniła się postać o przerażająco znajomym zarysie. Togrutanka w jej wieku, w jej ubraniach, z twarzą dokładnie taką samą jak jej, przerażająco żółtymi oczami świecącymi w ciemności, chorobliwie pożółkłą skórą i żyłami odznaczającymi się na niej sinym kolorem. Wstała na trzęsących się nogach. Patrzyła na siebie samą, ale chociaż były tą samą osobą ona wydawała jej się obca. W jej oczach błyszczały chłód, szaleństwo i nienawiść. Ciemność praktycznie sama z niej wypływała. Nie, to nie mogła być prawda! Mroczna Ahsoka wyciągnęła w jej stronę prawe przedramię ukazując wąską bliznę, taką samą jak jej, która widniała na jej ręce od czasu ich misji na Mortis. Nie pamiętała skąd ją ma, po prostu tam była, a Anakin nigdy jej tego nie wyjaśnił. Z resztą ta misja była naprawdę...dziwna i przerażająca. Poczuła ból w boku i cała wizja zniknęła...
***
Jęknęła cicho, przekręciła się na bok, jej powieki zatrzepotały i powoli otworzyła oczy. Zdała sobie sprawę, że ktoś głaszcze ją po czole. Kilka razy zamrugała żeby przyzwyczaić oczy do światła i popatrzyła prosto na Anakina. Wyglądał na zmartwionego, ale uśmiechnął się kiedy tylko otworzyła oczy.
-Mistrzu...?-odezwała się prawie szeptem
-Jestem Smarku.-odpowiedział uspokajającym tonem-Jak się czujesz?-zapytał.
Jak się czuła? Powinna znać odpowiedź od razu, ale jednak musiała się trochę zastanowić, bo jeszcze jej się trochę mieszała rzeczywistość ze snem. Na pewno czuła kłujący ból w boku i trochę trudniej jej się oddychało no i miała takie dziwne uczucie jakby coś mieszało jej się w czaszce, ale chyb nie było z nią aż tak źle.
-Chyba nie jest tak źle...tylko trochę boli.-powiedziała w końcu.
-Ocho, ja już znam to twoje "trochę", jakbyś umierała to też by "trochę bolało".-stwierdził Skywalker.
Musiała przyznać, że miał podstawy do takich stwierdzeń. Nie lubiła się przyznawać jak się czuję kiedy wiedziała, że coś jej jest. Wystarczyło jej już traktowania jej jak słabiutką dziewczynkę, która nic sama nie potrafi zrobić. Kiedy się spotykała z takim zachowaniem miała po prostu ochotę komuś porządnie dokopać.
-Nie przesadzaj Rycerzyku.-wywróciła oczami.
-Nie przesadzam. Pokaż mi to.-to nie była prośba i ona dobrze o tym wiedziała.
Niechętnie, z wymowną minom podciągnęła trochę bluzkę ukazując sporego, lekko napuchniętego siniaka w okolicach żeber. Nie wyglądało to tak źle, pewnie zaraz zniknie.
-Nic mi nie jest, możesz już nie przesadzać?-westchnęła siadając-Lepie powiedz mi co się stało.-dodała po chwili.
Zauważyła, że się zawahał. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Siedzieli naprzeciw siebie, a ona wpatrywała się w niego z nieustępliwym wyrazem twarzy. Jakimś cudem zaczęła mu przypominać matkę pytającą dziecko czemu stłukło wazon. To było śmieszne, przecież to on był jej mistrzem, nie na odwrót!
-No więc?-odezwała się zniecierpliwiona czekaniem.
-Nic ciekawego, piraci już tu nie wrócą, a my za parę godzin wracamy do Corvali.-odpowiedział maskując kłamstwo.
Popatrzyła na niego jakby nie do końca mu wierzyła, ale w końcu westchnęła i wywróciła oczami.
-I tak mi nie powiesz prawdy.-mruknęła z naburmuszoną miną.
-Nie rób takiej miny bo ci tak zostanie.-zaśmiał się dając jej prztyczka w nos.
-Hej!-potrząsnęła głową jak kot a Skywalker zaśmiał się-Bo ci zaraz nie będzie do śmiechu.-warknęła.
-Bo co mi zrobisz mała?-zapytał z rozbawionym wyrazem twarzy.
-Bo...bo...coś wymyślę!-prawie pisnęła strzelając focha.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No dobra, będzie lincz bo krótki rozdział. Na swoją obronę mam...dziwną wenę! No bo chciałam to napisać, ale nie mogę przestać myśleć o czym innym. Może spróbuję zobrazować co się dzieje w moim umyśle: Nico jest niezdecydowanym gejem, którego pociesza jakaś obozowiczka, Percy i Annabeth leżą na brzegu jakiejś rzeki w Tartarze naćpani jakąś piekielną trucizną, Leo i Hazel uciekają przed trującymi mrówkojadami, Reyna tłucze Octaviana pluszowym misiem (o ironio), wszystko odbywa się na Balu Bożonarodzeniowym w Hogwarcie, gdzieś pomiędzy tym siedzą Ahsoka z Zuko i rozmawiają o handlu dropsami a ja staram się to jakoś poukładać. Pewnie teraz wszyscy czytający się załamali i zastanawiają się jaka ja jestem popieprzona, no nie dziwię się. Już się zamykam, proszę o komentarze, nawet takie krótkie na 1/2 zdania i z góry dziękuję :).    

6 komentarzy:

  1. Wow! Ten sen był...Yyyy przerażający! Świetnie to wszystko ujęłaś! Ahsoka widziała siebie po Ciemnej Stronie?? Uhhuu...Zombie probowały zjeść jej mózg? Dzisiaj śniło mi się walking dead, może daltego,że cały czas chodziłam podjarana, tym, że jest kolejny sezon. Gdybym ja chociaż w połowie tak dobrze pisała....To byłby prawdziwy cud!!! Rozdział jest naprawdę cudowny! Najbardziej sen mi się podobał. I teraz cały czas będę miała przed oczami Ahsokę z żółtymi oczami...Kiedy mój mózg zacznie pracować...?
    Powtarzam: ROZDZIAŁ JESSSTTTT PRZZZEECUDOWNYY!!!!!!!!!!!
    NMBZTITZW!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay! Ja kocham zombie i kontrolę umysłu *.* Tak, Ahsoka zobaczyła siebie z Morits ^^ Żółte oczka są fajne *.* Hah, ja wcale tak dobrze nie piszę, czytam teraz ten rozdział i stwierdzam, że mogłabym lepiej to zrobić, ale teraz już mi się nie chce ;__;

      Usuń
    2. Ojjj tam! Rozdział naprawdę jest świetny!!!! Zastanawiam co cię tak nakręciło..Film o zombie?? Hhehe ;p

      Usuń
    3. Nie film...rozkminy o Nico przyzywającym umarłych do walki z potworami. Syn Hadesa mym natchnieniem :3

      Usuń
  2. Ten sen był zajebisty. Wszystko tak świetnie opisane, normalnie, jakbym czytała książkę, poważnie. Ale, czy ty musisz myśleć tak jak ja? ;__; Napisałaś w śnie, to co ja napisałam w rozdziale piątym, sezonu drugiego, zła Desia. Anakin głaskał ją po czole. To takie urocze, awww. Ale ja chcę Gugusia. Cem Gugu, cem gugu.
    Okaj, rozdział zajebisty, cudowny, po prostu niezastąpiony. Czekam na kolejny. NMBZT. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bo ja wiem co ty piszesz? Stawiam, że ty i tak napisałaś o Anakinie więc...A co do ogółu to może po prostu pomyliłaś się i otworzyłaś książkę, bo raczej ja tak dobrze nie piszę...chyba, że chcesz się podlizać. Dziecka nie ma, nie lubię dzieci!

      Usuń