niedziela, 20 października 2013

Rozdział 36

Wiatr wiał po polu, stalowoszare niebo zwiastowało deszcz, pożółkła trawa pod jej nogami uginała się i szeleściła. Była otoczona przez żołnierzy odzianych w stare zbroje, które wyglądały jakby każda ich część była zupełnie z innego zestawu, w dłoniach mieli najróżniejszą broń, włócznie, sztylety, miecze, toporki...Stała między nimi ubrana w czarny strój z mieczem w dłoni, czuła walenie serca, jej ciało było spięte, gotowe w każdej chwili skoczyć do walki, ale musiała czekać na sygnał. Była wpatrzona w dal już wyszukując wrogów. Przez okolicę przetoczył się nieludzki ryk i nieprzyjaciel ruszył do ataku. Prawie natychmiast po dotarciu do niej dźwięku skoczyła do walki. Rzuciła się biegiem przed siebie. Wyprzedziła innych walczących, była mniejsza, lżejsza i zwinniejsza. Przed nią tłoczyła się ciemna kolumna nieprzyjaciół, z których każdy czekał z przygotowaną bronią żeby ją przepołowić albo przebić tym samym odbierając jej życie. Było ich o wiele więcej, było to widać gołym okiem, nie byli ludźmi ani niczym innym co znała, człekokształtne bestie stworzone tylko w jednym celu, zabijać i niszczyć. Jeżeli pozwolą im wygrać i przejść dalej wszystko zostanie zniszczone. Rozległ się szczęk metalu, pierwsze wymiany ciosów, zaraz po tym przepełnione cierpieniem krzyki pierwszych poległych i głuche warknięcia oponentów. Skoczyła z wyciągniętym przed siebie mieczem, pierwszą bestię powaliła cięciem przez brzuch, zanim jego ciało padło na trawę dźgnęła drugiego, który poszedł w ślady towarzysza. Trzeci zaatakował od tyłu, celując w nią toporem, ale była szybsza, odskoczyła w bok, wykonała szybki obrót i przebiła mieczem jego plecy. Kolejny zaatakował mieczem, po szybkiej wymianie ciosów pozbawiła go głowy. A potem straciła rachubę, liczyła się tylko walka. Szła przed siebie wybijając kolejnych wrogów jednego po drugim, nie zwracając uwagi na nic. Krew pryskała na nią, miecz bezlitośnie siekał kolejne ciała, a ona całkowicie pochłonięta walką, zatracając się w swoim żywiole - zabijaniu walczyła za połowę wojska. Była czystym uosobieniem furii, każdy kto w jej przekonaniu był wrogiem i znalazł się w jej pobliżu padał bez życia. Nie istniało nic poza walką, a z każdym zabitym czuła się jakby kawałek po kawałku wykonywała swoje przeznaczenie i dokonywała zemsty za tych, których odebrano jej samej, za niewinnych ludzi, których zabito z czystego kaprysu. Jakimś cudem zdobyli przewagę, a resztki sił nieprzyjaciela uciekły w popłochu. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na odpoczynek, stała z mieczem w dłoni, uspokajając oddech i nagle poczuła jak kilka rąk podnosi ją w górę. Ludzie wykrzykiwali jej imię. Zanim się zorientowała siedziała na tarczy, którą nieśli inni nadal skandując jej imię i świętując zwycięstwo.*
***
Klęczała na kamiennej posadzce, teraz była starsza, a przynajmniej tak się czuła, w dłoniach trzymała swój miecz, w kilku miejscach był już wyszczerbiony, ale pozostawał ostry i śmiercionośny jak dawniej. Położyła go u stóp pomniku mężczyzny w czerwonej szacie i sztylecie w dłoni. Pochyliła głowę, przyłożyła dłoń do serca i odetchnęła.
-Przysięgam ci wierność Panie, pomóż mi pomścić moich przyjaciół.-powiedziała z pełnym przekonaniem i szacunkiem.
Pozostała na podłodze jeszcze przez długi czas klęcząc w całkowitej ciszy.
***
Klęczała na zielonej trawie a łzy moczyły jej twarz. Nie miała już czarnego stroju ani miecza, teraz miała jedynie prostą, białą sukienkę do kolan. Zacisnęła dłonie na źdźbłach i zaczęła nimi szarpać. Czuła jak cała jej dusza się łamie i rozpada, ból w klatce piersiowej cholernie realny. Przed oczami nadal miała tą scenę, wysoki Togrutanin obejmował drobną, rudowłosą dziewczynę. A potem wspomnienia same zaczęły się przewijać jak jeden film. Śmierć dwóch starców, przebitych włóczniami, dziewczyna odchodząca gdzieś korytarzem, para Togrutan razem w domu, blondyn zbyt zajęty szkoleniem strażników i rozmowami z nimi, żeby zauważyć, że stoi za nim bardziej przypominając ducha niż człowieka i wiele innych scen zbyt bolesnych, żeby mogła się na nich skupić. Jedną wspólną cechą ich wszystkich była właśnie ona, stojąca samotnie, patrząca jak kolejna osoba ją opuszcza na zawsze, a na każdej coraz bardziej się zmieniała. Chudła, bledła, cienie pod oczami ciemniały, robiła się coraz bardziej krucha, aż w końcu przestała wyglądać jak żywa istota, a coraz bardziej przypominała ducha. Niewidzialna dla wszystkich, osamotniona. Chciała krzyczeć do nich, że to ona ich ocaliła, że tyle dla nich poświęciła, żeby wrócili, że ich potrzebuje, ale nie mogła. Jej głos był zbyt słaby, a poczucie, że jeżeli to zrobi okaże się egoistką, która myśli tylko o sobie. Przecież oni byli tacy szczęśliwi, nie mogła tego zniszczyć, nie mogła żądać żeby jej płacili za odzyskaną wolność. I chociaż za każdym razem czuła się coraz gorzej, że z każdą chwilą coraz bardziej pogrążała się i upadała w mroczne objęcia śmierci nie potrafiła tego zatrzymać bo po prostu nie chciała zniszczyć życia innym. Jedno życie nie jest warte kilku innych. Wiedziała, że jej egzystencja straciła już cały swój sens i wiedziała, że tak się stanie. Znała cenę, którą teraz płaciła. Poprosiła o pomoc, wyniszczającą potęgę, która dała im wolność oddając tym samym samą siebie, kiedy wojna się skończyła zaczęła spłacać swój dług. "Zawsze będziesz odludkiem, osamotniona, zapomniana, taka jest cena za moc, o którą prosisz." Usłyszała kiedyś od kapłanki. A teraz ta moc wzięła od niej ostatnią zapłatę. Nie mogła się już ruszyć, nie chciała. Jej ciało powoli zaczęło łączyć się z otoczeniem...
                                                                              ***
Zupełnie zdezorientowana dała się pochłonąć ciemności. Nie rozumiała co to było, przez cały czas trwania tych wizji czuła, że ma ciało, odczuwała wszystkie emocje, myślała, ale czuła się jakby to nie była ona, to nie było jej ciało a ona nie miała nad niczym władzy, mogła tylko czuć co się dzieje i co robi. To było tak, jakby weszła w kogoś innego, była tylko duchem w cudzym ciele. Znowu klęczała na ciemnej posadzce, spojrzała w bok i zobaczyła swoją mroczną wersję siedzącą obok, jakby na coś czekała. Usłyszała echo czyichś kroków. W ciemności pojawiło się mdłe, srebrne światło otaczające kobiecą postać. Była piękna, delikatne, zwiewne szaty falowały z każdym jej ruchem, od pasa w górę miała na nie założony złoty napierśnik, w lewej dłoni trzymała złotą wagę szalową, w prawej srebrny sztylet, jej oczy były niebieskie ale jakby zasłonione cienką warstwą czegoś białego co dawało dziwny efekt. Czyżby była ślepa? Jej włosy były czarne, opadające kaskadami na ramiona. Zbliżyła się do Ahsoki i dotknęła jej twarzy.
-Szukaj tam, gdzie sprawiedliwość płynie szkarłatną rzeką.-powiedziała i tak po prostu zniknęła.
Oszołomiona Togrutanka poczuła jak coś brutalnie wyszarpuje ją z powrotem do rzeczywistości.
                                                                          ***
 

Szarpnęła się lekko. Jej nogi zaplątały się w koc a sama poczuła, że na czymś...nie na KIMŚ leży. Czuła jak silne ramiona obejmują ją opiekuńczo, unoszenie się drugiej klatki piersiowej. Czuła się trochę skołowana. Miała wrażenie, że podczas snu ktoś zamieszał jej w mózgu mikserem, czuła się jakby jej twarz była napuchnięta chociaż nie była...no przecież! Cały wieczór przepłakała, to dla tego, nienawidziła tego stanu, ale nie mogła nic na to poradzić. Tylko na kim ona leżała...Nie! Cały czas był z nią Anakin i pewnie musiała...Nie! No znowu? Chyba nigdy nie pozbędzie się tego nawyku! Nie żeby jej to przeszkadzało, szczególnie z tymi skrywanymi uczuciami, ale była prawie pewna, że Rycerzyk ma odmienne zdanie. Może gdyby jej się udało wyplątać unikną kolejnej niezręcznej sytuacji.
-Uspokoisz się?-usłyszała spokojny głos Skywalkera.
To on nie śpi?! Chyba pora kupić żyletki albo sznur, niedługo z taką zdolnością do kompromitacji mogą jej się przydać.
-Mistrzu...ty...ale...eee...ja...to...jak...przepraszam...-zaczęła się jąkać a jej głowoogony przybrały tak intensywne kolory, że z niebieskiego stały się prawie czarne.
Anakin otworzył oczy i uśmiechnął się z rozbawieniem. Typowa Ahsoka, zapomni co robiła a potem wszystko odbiera inaczej niż jest w rzeczywistości. Przynajmniej już nie płakała.
-Smarku, zamknij się bo gadasz jakbyś była wstawiona.-powiedział puszczając ją, dziewczyna od razu przetoczyła się na bok unikając jego wzroku, typowa Ahsoka-Po pierwsze: przestań się przejmować, w końcu musiałem cię pilnować, po drugie: obetnij paznokcie bo drapiesz jak wściekły kot.
-Ale...jak...no bo...Czemu po prostu nie wyszedłeś jak zasnęłam?-zapytała zbita z tropu.
-Musiałem pilnować, żeby mój mały Smarkuś znowu się nie załamał.-odpowiedział jakby to było oczywiste.
Odwróciła wzrok i odwróciła się do niego plecami. Równie dobrze, a nawet lepiej by było, gdyby zobaczył ją nago, czuła się jakby naprawdę straciła ubrania. Czemu musiał do niej przyjść?! Nigdy wcześniej przy nim nie płakała a teraz czuła się z tym strasznie... Położył jej dłoń na ramieniu i delikatne zmusił, żeby zwróciła się do niego.
-To nic złego mała.-powiedział wyrozumiale.
-Ja...nie chciałam...to...to się nie...-zaczęła uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
-Ahsoko!-przerwał jej-Przestań pieprzyć głupoty, nic się nie stało, to nic złego, każdemu się zdarza, więc przestań się zachowywać jakbyś zrobiła nie wiadomo co!-powiedział.
-Nie każdy jest traktowany jak bezradne dziecko.-mruknęła-Poza tym...
-Nie zaczynaj, nic się nie stało.-westchnął przytulając ją.
Stwierdziła, że spieranie się nic nie da, może naprawdę zachowywała się głupio? Nieważne! Przytuliła się do niego. Dopiero teraz zaczęła składać jej sen w całość. Druga wizja, składanie miecza pod jakimś pomnikiem, była pewna, że gdzieś go widziała. I słowa tej ślepej, świecącej kobiety "Szukaj tam, gdzie sprawiedliwość płynie szkarłatną rzeką." To musiało coś znaczyć. Na jej mózgu musiał się teraz świecić napis "Ładowanie..." Kiedy w końcu się wszystko połączyło podskoczyła tak gwałtownie, że prawie zepchnęła Anakina z łózka. Ten posąg, był w jakieś świątyni, tylko nie wiedziała czyja to była świątynia, ale słowa tej kobiety...krew była szkarłatna, a sprawiedliwość...może chodziło o zemstę? Sama nie mogła uwierzyć, że w ogóle domyśliła się tego.
-Ej, co się dzieje? Czy ja gryzę?-odezwał się zdziwiony Skywalker.
-Muszę...nie wiem...muszę znaleźć Akeję...-wymamrotała rzucając się do drzwi.
-A może najpierw się przebierzesz?-zaproponował.
Popatrzyła na niego jakby była zamroczona, ale po chwili zrozumiała.
-Eee...racja.-zgodziła się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pam pa ram pam pam. Straciłam moją pozycję zboka nr 1! ;__; Idę skoczyć do Tartaru...chyba, że wcześniej zeżre mnie Arachne >.> Za dużo czytania o herosach. Idę kontynuować moją bezsensowna egzystencję w samotności a Wy się trzymajcie!
*A tak jakoś pomyślałam o tym rzymskim zwyczaju przez Jasona i Pery'ego, powtarzam, za dużo czytania.

10 komentarzy:

  1. *.* Cudo, ale naprawdę musiałaś wprowadzać a'la mitologię? ;-; Od tego masz blog o mitologii! :P
    Ale cudo, poryczałam się, choć nie wiem czemu.
    Te emocje, to wszystko, po prostu aww. <3
    I Anakin jak zawsze ma rację. Mhhhhhm.
    Boskie i tyle, niczym innym nie da się tego nazwać. Boskie, majestatyczne, po prostu niezastąpione.
    Czekam z niecierpliwością na więcej.
    I ciekawa jestem, co wymyśliłaś. :*
    NMBZT. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czudo, kochana. AWWWWWWWWWWWWWWWWW! To ty masz blog o mitologii?! A ja nic o tym nie wiem!!!!!!! Foch forever alone! ♥♡♥♡
    ♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam o HP, PJ połączonym z Kane'ami, poszukaj w linkach bo telefon nie bardzo chce ze mną współpracować :)

      Usuń
  3. Pięknie!! Cudaśnie! Bomba atomowa!
    Ja się nie poryczałam, nie wiem dlaczemu :). Rozdział jest...no po prostu mistrzostwo! Właśnie się tak zastanawiam...Scigasz się z Kiwi? Jak widać idziecie łeb w łeb!
    No nie wiem co mam napisać. Pustka w głowie...Jak ja to kocham...No nic.
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ścigam się, po prostu mam za dużo dziwnej weny, muszę się na czymś wyładować, chyba dzisiaj strzeliło mi takie "Ej! Nie będę siedzieć na dupie i patrzeć jak staję się dla ... nikim! Kończę czytać rozdziały Annabeth w Znaku Ateny i biorę się za pisanie!" no i nie szło też zmyślanie o lisołakach na innego bloga :D

      Usuń
    2. Acha! To teraz wszystko łapie! Ja mam zawsze tak: "kurcze dawno już nic nie dodałam...przydałoby się coś napisać". I zazwyczaj to działa xd . No ale każdy za swój sposób podchodzi do swojego bloga. :)

      Usuń
    3. No wlaśnie Des ja się pytam, czy ty się ze mną ścigasz bo cały czas co ja dodam to ty za chwilkę po mnie, albo wcześniej :D

      Usuń
  4. Okej. To mogę mówić? Mogę? Dobra to zaczynam.
    To tak ja myślę, że się ścigamy, ale nie chce by tak było :*
    Nic mi nie zostaje do powiedzenia jak to, że rozdział jest:
    Cudny, boski, starwarsowy, niepowtarzalny...nie mam synonimów więcej :) Ja też ryczę ;__; Jakim prawem zabieracie Des 1 miejsce?
    Dobra ja już kończę.
    Des pliss przeczytaj u mnie chodz jeden rozdział i przynajmniej daj koma ze słowem hej tylko mi wystarczy. Bez ciebie jest jakoś...dzienie :(
    Ja kończę. Rozdział mua!(jakoś tak)
    NMBZT!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ścigam się i podejrzewam, że teraz nie będzie mnie jakiś czas bo.cudowny kurier dostarczył mi dzisiaj Dom Hadesa! *.* Tak więc...ja się bunkruję z moją boską książką c:

      Usuń